• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czekamy na Armstronga

Krystian Gojtowski
20 sierpnia 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Rozmowa z Czesławem Langiem

Czesław Lang. Bez niego, pierwszego polskiego zawodowego kolarza w naszym kraju, a dziś prezesa Lang Team, nie byłoby wyścigu kolarskiego Tour de Pologne. Człowiek-Orkiestra zagra po raz kolejny 8 września w Gdańsku.

- Po raz kolejny ruszycie z Gdańska.
- Trasę dobieraliśmy tak, by połączyć wielkie widowisko sportowe z promocją Polski. Dlatego po raz trzeci z rzędu narodowy tour ma swój początek na Wybrzeżu. Później, jadąc z Tczewa do Olsztyna po raz pierwszy zahaczymy o Warmię i Mazury. Chcemy, by wyścig jak najlepiej trafił do kibiców. Fani będą mogli zajrzeć do środka peletonu dzięki kamerom bezprzewodowym zamonotowanym na motorach, kamerom na helikopterze, ustawionym na mecie telebimom i trybunom.
- Mimo wszystko pierwszy etap z Gdańska do Gdyni sprawia wrażenie odcinka zapoznawczego. Takiego, w którym kolarze powiedzą sobie: "Cześć, to co pościgamy się".
- Pierwszy etap jest ciekawy, a jednocześnie trudny. Dla kolarzy największym wrogiem są góry i wiatr. Jeśli taki boczny wiatr zawieje od strony morza, to peleton może bardzo szybko porwać się na mniejsze grupki i już robi się ciekawie. Na pierwszym etapie można wygrać lub przegrać cały wyścig.
- Zaprasza pan największe gwiazdy, ale wciąż nie może u nas wystartować słynny Lance Armstrong. Kiedy wreszcie zobaczymy pięciokrotnego zwycięzcę Tour de France w Polsce?
- Możliwe, że nawet w... tym roku! Zaprosiliśmy Lance'a do przyjazdu na Tour de Pologne w charakterze gościa. Byłoby to wielkie wydarzenie, między innymi dlatego, że jego książka o zwycięstwach odniesionych w walce z rakiem i w kolarskich wyściagach została wydana także w języku polskim. Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi, uzyskamy ją w tym tygodniu.
- Czy może pan ocenić procentowo szanse na jego przyjazd?
- Nie chciałbym tego robić. Amerykanin ma mnóstwo zajęć, otrzymuje wiele zaproszeń. W planach ma chociażby spotkanie z Georgem Bushem, prezydentem USA. Armstrong aktywnie działa również w fundacji walki z rakiem, w związku z tym planuje kilka wystąpień. Cierpliwie czekamy na, mam nadzieję, pozytywną odpowiedź.
- W tym roku zabraknie Piotra Wadeckiego.
- Jego grupa ma inne plany startowe, a przecież samego zawodnika nie będziemy nakłaniać do udziału w wyścigu, wbrew decyzji szefów jego grupy. Tego nie wolno robić.
- W ostatnich latach kolarstwo było naszpikowane skanadalami dopingowymi, obraz tej dyscypliny poprawia jednak heroiczna postawa Armstronga. Czy sponsorzy garną się do organizacji tak wielkiej imprezy kolarskiej w Polsce?
- Jest nieco lepiej aniżeli w ubiegłym roku. Wspólnymi staraniami udało nam się stworzyć budżet w wysokości 600 tysięcy euro oraz zapewnić pulę nagród sięgającą 150 tysięcy dolarów. To jest olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne. Musimy wyżywić i zakwaterować ponad 1000 osób, 200 osób z obsługi technicznej również nie będzie pracować za darmo. O sponsorów musimy więc bardzo dbać. Ich loga umieszczamy na koszulkach, banerach, balonach. Wiadomo, że z zainwestowanej złotówki każdy chce uzyskać dwie złotówki.
- Zarobi pan na organizacji Tour de Pologne?
- W tym roku mogę stwierdzić, że impreza jest samowystarczalna. Jest zatem lepiej aniżeli przed rokiem, kiedy musieliśmy nawet zaciągnąć małą pożyczkę, by zamknąć budżet.
- Czym różni się tegoroczny tour od tych, które organizował pan przed kilkoma laty?
- Początki były iście pionierskie. Przyjeżdżali, głównie zaproszeni przeze mnie koledzy z tras. Była to więc bardziej forma spotkania kolarsko-towarzyskiego. Nasi goście nie wiedzieli, czego mogą spodziewać się po Polsce. Przyjeżdżali więc z własnymi namiotami, jedzeniem, lekarstwami. Ba, byli nawet przekonani, że w Polsce nie ma dróg, więc będą jeździli po szutrze. Teraz jest inaczej.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane