Sobotni mecz z Zagłębiem będzie dwusetnym oficjalnym występem 32-letniego Grzegorza Witta w "żółto-niebieskich" barwach, licząc gry ligowe i pucharowe. Piszemy będzie, ponieważ Mieczysław Gierszewski utwierdził nas w tym przekonaniu słowami: "Grzesiu jest najlepszy na lewej obronie i nie muszę go wstawiać do składu z powodu jubileuszu".
- Od kiedy jest pan w Arce?/b
- W trzecim miesiącu studiów na AWF w Gdańsku pan Polakow polecił mnie trenerowi Rajskiemu. Debiut nastąpił w pierwszym meczu rundy wiosennej 1990 roku. Przegraliśmy z Flotą. To była tylko III liga, ale dla mnie najważniejszy, jak dotąd, mecz w życiu.
- Marek Rybkiewicz, który również pochodzi spoza Wybrzeża, opowiadał, że od dziecka kibicował Arce. Jak było z panem?- Gdy uczyłem się w szkole w Bydgoszczy, poszedłem na mecz gdynian z Zawiszą. Zaprzyjaźnieni kibice obu klubów stworzyli zachwycającą atmosferę. Nic więcej z Arką nie łączyło mnie i nie mogłem spodziewać się, że wkrótce tak bardzo zwiążę się z tym klubem.
- Jak bardzo?-
Arka to moje życie. W klubie spędzam połowę dnia. Gram tutaj i prowadzę rocznik 1984, do czego 7 lat temu namówił mnie Jacek Dziubiński. W tym klubie doświadczyłem bodaj wszystkiego, przeżyłem prawie wszystkie sytuacje kryzysowe. Nie było mnie tylko wtedy, gdy koledzy przegrywali pamiętny baraż z Piotrcovią. Zresztą miałem w nim grać, lecz zbyt późno wróciłem z wypożyczenia do Choczewa i barierę nie do pokonania stworzyły przepisy. Mieszkałem na stadionie przy Ejsmonda i nieopodal w hotelu Lazurowy, występowałem w rezerwach, byłem asystentem pierwszego szkoleniowca i nawet trenerem w II lidze. Odkąd jestem dorosły, żyję Arką.
- Tylko Arką?- Jestem nauczycielem wuefu w X LO przy ulicy Władysława IV. Etat wynosi 21 godzin tygodniowo. Akurat przedwczoraj otrzymałem dokument podpisany przez prezydenta Szczurka i stwierdzający, że jestem nauczycielem mianowanym. Chociaż tak naprawdę jestem nim już od półtora roku.
- Kobieta?- Skupiam się wyłącznie na piłce. Co nie przeszkadza mi dogadać się z kolegami po ślubie. (śmiech)
- To czego dorobił się pan na tej piłce?- Bagażu bezcennych doświadczeń. Na razie to byłoby na tyle.
- Najmilsze chwile?- Ostatni awans, a wcześniej udane występy w Pucharze Polski w 1995 roku, już po spadku z II ligi. Szczególnie pamiętam zwycięstwo 3:1 nad GKS Katowice. W następnej rundzie przegraliśmy z Górnikiem Zabrze, lecz miło powspominać, że rywalizowałem z takimi piłkarzami jak Hajto i Kuźba.
- Wpadki?- Jeśli mam być szczery, nie przypominam sobie nic szczególnego.
- Czy z racji wieku trener oczekuje od pana wcielenia się w rolę lidera?- Trener dobrze wie, że nie będę postacią wiodącą na boisku. Jednak w szatni sam chciałbym wpływać mobilizująco na kolegów. Przecież zależy mi na tym, abyśmy grali jak najlepiej. Nie chodzi tu wszakże o wytykanie błędów. Tego u nas nie ma. No, chyba że ktoś odpuszcza, nie angażuje się. Arka to zespół walczący i dla takich graczy miejsca w niej nie ma.
- Czuje się pan popularny?- Kibice z pewnością mnie rozpoznają, ale tylko tyle. Chciałbym utkwić w ich pamięci jako zawodnik, który nigdy nie zawodzi.
- Jak długo jeszcze?- Nie mam planu odnośnie końca kariery. Dopóki jestem potrzebny...
star.