Nie licząc zdegradowanego już Piasta, co najmniej dziewięć drużyn jest zamieszanych w walkę o utrzymanie. Ostatniego słowa, jak się okazało, nie zapomniał Stolem, który, gromiąc sopocian (5:1), odniósł pierwsze tej wiosny zwycięstwo.
Pognębiony w Gniewinie
Kazimierz Iwański przyznał, że jego zespół - być może uspokojony trzema kolejnymi wygranymi - spisywał się fatalnie. Natomiast w Ustce, gdzie poległa Olimpia (1:2), nie obeszło się bez dwuznacznych komentarzy. Już po występie Jantara w Kartuzach (1:2 po golu w doliczonym czasie) żartowano, że młody i niewtajemniczony napastnik gospodarzy storpedował pewien układ, a teraz plotkowano na temat znanego gdańskiego arbitra, który - zanim poprowadził sobotnią grę - miał odpocząć w hotelu rodziny Iwanów.
Andrzej Bianga przypomniał pewną polską komedię...
- Były "Rozmowy kontrolowane", a my mieliśmy grę kontrolowaną. Teraz Jantar jedzie do Nordcoopu, który mu nie odpuści - rzekł z nutką nadziei trener sztumian. Zażenowany, ale nie tak porywczy jak
Marek Wielewicki, notabene jedyny rezerwowy Piasta w meczu z Pogonią. Outsider z Człuchowa pozornie o nic już nie gra, ale nie chce być - jak oznajmił
Mirosław Nakielski, kierownik klubu - oszukiwany. W Lęborku przegrał 3:6, a powinien 3:7, bo w końcówce
Szreder nie wykorzystał rzutu karnego. Już w przerwie Wielewicki, ongiś napastnik Arki i Bałtyku, wywołał awanturę na boisku. Emocje i podteksty jak w ekstraklasie.
- Przed meczem sędzia Szatkowski, który nie lubi nas od dawna, powiedział Lewickiemu z naszej drużyny, że nie ma się co wysilać - Nakielski usprawiedliwiał zachowanie trenera.
- Niepotrzebnie zrobiliśmy kawał drogi. Po ośmiu minutach było 0:2...Miejscowi ripostowali, że Piast grał brutalnie i po chamsku, Nakielski zapytał retorycznie: "Jak inaczej grać, gdy arbiter robi takie numery!?"
Sytuacja w lidze jest tak zaogniona, że w najbliższych kolejkach każda gra będzie rumienić lica uczestników. Z nielichych opałów, wpędzając w nie rywala, wydobył się - choć nie wiadomo na jak długo - Gryf. Po dwóch porażkach zespół
Tadeusza Żakiety zwyciężył 1:0 w Tczewie.
- Gdy ostatnio przegraliśmy tam 1:5, Piotrek Rzepka powiedział mi, że gramy zbyt otwarty futbol. No to teraz zamurowaliśmy bramkę - cieszył się trener słupszczan, do soboty nie znoszący podróży do Tczewa.
- Nie lubiłem tego równie mocno jak wyjazdów w III lidze do Inowrocławia. Na ogół braliśmy w łeb.Tydzień wcześniej, aby zebrać siły na wiślaków, Żakieta z premedytacją odpuścił mecz w Kościerzynie (0:5), zabrał tam gołą "jedenastkę". Los chciał, że w trakcie gry między słupkami musiał stanąć zawodnik z pola.
Dariusz Piechota doznał bowiem pęknięcia dwóch żeber. W Tczewie jego miejsce zajął nowicjusz
Krzysztof Żukowski, właśnie powołany na konsultację kadry U-18. To wychowanek Salosu. Rok temu, podczas mistrzostw świata organizacji salezjańskich na Sycylii, zdobył srebrny medal. Debiut w lidze udał mu się więc wspaniale. Co ciekawe, kłopoty z bramkarzem miał też
Piotr Rzepka. Gdy godzinę przed meczem, a to była sobota rano,
Piotr Klecha oznajmił, że nie da rady dłużej grać z kontuzją, zaczęły się poszukiwania jego dublera... już nie trenującego
Grzegorza Kwiatkowskiego. Kiedy młody golkiper dojechał rowerem na stadion, okazało się, że nie ma dla niego butów...