W świetle ostatnich przypadków drużyn Lechii-Polonii mamy apel do prezesów, kierowników i trenerów. Panowie, od tej pory w każdy piątek, przed meczem swojej drużyny, dzwońcie do najbliższego przeciwnika z zapytaniem, kiedy gracie. Bo, jak się okazuje, wasz termin nie musi być zgodny z ich terminem.Wierzyca od dawna starała się o przełożenie z niedzieli na sobotę meczu z rezerwami gdańskiej spółki. W interesie rywala biało-zielonych jest bowiem, ażeby grać z nim w tym samym dniu, w którym pierwszy zespół gra w III lidze.
Pomorski ZPN już raz storpedował plany starogardzian, których ukarał za gapiostwo - z Orlętami musieli grać w porze spotkania Polska - Norwegia, choć oba kluby pragnęły zmiany. Przed potyczką z lechistami miało być tak samo, aż tu raptem w czwartek Wydział Gier dał... zgodę. Grajcie sobie w sobotę! Szkopuł w tym, że związek poinformował o tym tylko gości, którzy faktycznie przyjechali do stolicy Kociewia w sobotę. I pocałowali klamkę. Sędziowie nie inaczej. Gospodarze, przekonani o błędzie okręgu, czekali natomiast w niedzielę. Przecież mecz i tak musi się odbyć. Sądzili, że nie mający daleko lechiści przyjadą ponownie. Tym bardziej, że Jacek Starczewski, nowy trener rezerw, wyjątkowo miał do dyspozycji wielu graczy.
- Nie doczekaliśmy się - oświadczył z żalem Marek Jankowski, szkoleniowiec Wierzycy.
- Jeśli ktoś mówi, że wiedzieliśmy o zmianie terminu, kłamie! Sami chcieliśmy grać w sobotę. Dwustu kibiców czekało razem z nami.Niechaj ta historia będzie nauczką dla wszystkich.
Nauczkę otrzymał właśnie beniaminek z Połchowa. Zabrano mu punkt za remis z Bałtykiem, co sygnalizowaliśmy tydzień temu. Jacek Kaszubowski miał nieważną kartę zdrowia.
- Nie musiałem grać w tym meczu. Sędzia nie widział żadnych przeszkód, a dwa dni później dowiaduję się, iż będzie walkower - mówił sprawca zamieszania. Przez ten punkt Kaszuby straciły fotel lidera, ponieważ w sobotę - w meczu na szczycie - przegrały w Kartuzach (1:3). Spotkanie skończyło się zgrzytem, 36-letni Kaszubowski wyleciał z boiska, bo miał skrytykować arbitra za czerwoną kartkę pokazaną bramkarzowi Wiesławowi Ferze.
- To moja pierwsza czerwona kartka w karierze. Żółte to u mnie rzadkość. Zapytałem tylko arbitra, dlaczego to robi. A trzeba wiedzieć, że gwizdał bardzo słabo.Nauczkę otrzymała też rewelacyjnie spisująca się - pod wodzą Lecha Strembskiego - Pomezania (3. miejsce i tylko 3 stracone bramki). Pomorski ZPN nakazał powtórzyć mecz malborczyków z Wisłą z 6. kolejki. Bractwo wygrało wówczas na boisku przeciwnika (2:0). Nowy termin - 10 października. Powód decyzji o powtórce jest identyczny jak podczas rywalizacji Tirolu Innsbruck - Lokomotiv Moskwa o Ligę Mistrzów. Ten sam zawodnik gości (Krzysztof Machiński) miał otrzymać dwie żółte karki, ale grał dalej. Zamiast się przyznać.
- Zrobię wszystko, aby nie doszło do powtórki, skieruję się do Warszawy, nawet do FIFA - zapowiada Waldemar Jastrzębski, prezes Pomezanii.
- W przerwie pytaliśmy sędziego, którego z naszych graczy ukarał kartką, bo akurat zamieszanie było ogromne. Padła odpowiedź: Rafała Rzążewskiego. Gospodarze, jak również obserwator, nadal sądzili, że Machińskiego. I kiedy on zobaczył kartkę po przerwie, już przy stanie 2:0, zrobiła się afera. Nasz trener zrobił zmianę nie dlatego, żeby coś ukryć, lecz aby zapobiec zadymie, bo kibice i spiker ciągle krzyczeli. Po meczu kierownik Wisły podpisem w protokole potwierdził naszą wersję i to jest jedyny dowód! Tymczasem Wydział Gier podejmuje decyzję na podstawie domniemań. To skandal! Tylko IV liga, a tyle emocji.
star.