• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Lechia grała, Arka wygrała

Jacek Główczyński
15 maja 2005 (artykuł sprzed 19 lat) 
Arka Gdynia wygrała 24. kolejny mecz w I lidze. Tym razem w derby Trójmiasta zespół Dariusza Komisarczuka i Macieja Stachury pokonał na własnym boisku Lechię Gdańsk 22:9 (8:6). Na trybunach, mimo nie najlepszej pogody, zasiadło blisko dwa tysiące kibiców! Żółto-niebiescy bez względu na rozstrzygnięcia ostatniej kolejki przystąpią do play off z numerem jeden. Pokonani w dniu dzisiejszym zagrają w decydującej fazie jako "trójka".

Punkty: Stanisław Krieczun 7, Robert Andrzejczuk 5, Waldemar Szwichtenberg 5, Aleksander Gajewski 5 - Rafał Kwiatkowski 9.

ARKA: Ruszkiewicz, Wojaczek, Kaszubowski - Denisiuk, Andrzejczuk - Raszpunda, Olejniczak (41 Nowak), Dąbrowski - Komisarczuk - Krieczun -Skrzyński (65 Gajewski), Szwichtenberg, Garkawyj, Skindel - Szostek.
LECHIA: Zieniuk, Marciniak (41 Klusek), Kaszuba - Kochański (70 Piwka), Wiktorski (15 Sienkiewicz) - Sajur, Jastrząb, Więciorek - Piszczek - Szablewski - M. Szniger, Hedesz, Lenartowicz, Besler - Kwiatkowski.

Z różnych względów Marek Płonka na mecz do Gdyni zdołał zmobilizować jedynie 18 zawodników. Co gorsza już po kwadransie Jakub Wiktorski, na którego barkach w dużej mierze opierała się gra Lechii w autach, nabawił się kontuzji. W zupełnie eksperymentalnym składzie grał przede wszystkim atak przyjezdnych. Doszło do tego, że na środku tej formacji musiał wystąpić Paweł Lenartowicz, na co dzień łącznik młyna lub co najwyżej skrzydłowy. Naprzeciw siebie spotkał znacznie wyższych, a przede wszystkich ważacych o dobre trzydzieści kilogramów więcej rywali.

- Sam jestem zaskoczony, że mimo tylu braków kadrowych graliśmy w Gdyni tak dobrze. Wynik w żadnym wypadku nie oddaje tego co działo się na boisku. Szkoda kilku błędów. Czym bliżej końca, na pewno brakowało zdrowia. Ale przede wszystkim zabrakło nam... celu. Tylko szczęsciwy układ wyników w dóch ostatnich kolejkach pozwoliłby nam opuścić trzecie miejsce. Dlatego postanowiliśmy przygotowywać się spokojnie na play off. Liczę, że wówczas wrócą do gry rekonwalescenci - przyznał Marek Płonka, trener Lechii.

Zgoła odmiennie przedstawiała się sytuacja kadrowa w Arce. Można było nawet rzecz, że trenerzy Komisarczuk i Stachura mieli kłopot bogactwa. Doszło do tego, że Paweł Nowak zbierający bardzo dobre recenzje w Portugalii po powrocie do rodzimego klubu musiał usiąść na ławce rezerwowych!

- Jeżeli jestem zaskoczony to nie tym, że nie grałem od pierwszej minuty, ale tym, iż w ogóle byłem brany pod uwagę na ten mecz. Przyleciałem bowiem dopiero w czwartek, z chłopakami miałem tylko jeden trening. A przecież oni cały czas pracowali na miejsce w drużynie. Nie można tak, że przyjeżdża ktoś nagle i zabiera im to miejsce. Ponadto brakowało mi jeszcze zrozumienia zagrywek Arki, co było widać zwłasza przy atutach. Ponadto w Portugalii grałem w II linii. Tutaj dostałem szanse w trzeciej linii. Wiem, że tutaj bardziej można się wykazać, jednak ja wolę II linię - ocenił popularny "Junior", który w derbach zaliczył drugą połowę.

Przez pierwszą godzinę gry stroną posiadającą optyczną przewagę była Lechia. Przed przerwą gospodarze tak na dobrą sprawę zrobili dwa wypady i oba przyniosły punkty.

W siódmej minucie żółto-niebiescy zdobyli karnego około 25 metrów od gdańskiego pola punktowego. Komisarczuk tak szybko wznowił grę, że lechiści nie zdążyli cofnąć się na przepisową odległość. Tym samym Arka otrzymała karnego i przesunęła się o 10 metrów do przodu. A że piłkę można było ustawić na wprost słupów Krieczun musiał trafić.

W dziesiątej minucie Lechia mogła prowadzić. Daniel Jastrząb zablokował przekop Krieczuna na 22 merrach gdynian i dopiero ofiarna interwencja Pawła Dąbrowskiego zażegnała niebezpieczeństwo. Potem gdańszczanie spróbowali ostrzeliwać Arkę z dystansu. Kwiatkowski zgłaszał próbę kopu na słupy nawet, gdy do celu było 40 metrów. Tego dnia popularny "Kwiatek" ośmiokrotnie próbował szczęścia. Zawsze przy wtórze trąbek, w których wyposażeni zostali gdyńscy kibice specjalnie na ten mecz. Gdańszczanin trafił trzykrotnie. W 30 minucie to on dał Lechii prowadzenie 6:3.

Arka wygrała pierwszą połowę, gdy Krieczun udowodnił, iż w rugby liczą się nie tylko mięśnie. W przeciwieństwie do kolegów, którzy szukali zwarcia i kontaktu fizycznego z rywalami, rosyjski łącznik młyna w 32 minucie przekopnął "jajo" nad zasiekami obronnymi gdańszczan w aut. Co prawda wrzut miała Lechia, ale do jej pola punktowego było nie więcej niż 10 metrów. Rafał Sajur tak niefortunnie wprowadził piłkę do gry, że stała się ona łupem Andrzejczuka. Robert ten "prezent" zamienił na przyłożenie tuż przy linii bocznej. Krieczun z ostrego kąta nie mógł już podwyższyć. Natomiast wynik miał szanse zmienić Kwiatkowski. Z kolejnego karnego kopnął w poprzeczkę.

Wybornie dla miejscowych rozpoczęła się druga połowa. Szwichtenberg, dla którego był to pierwszy mecz po półrocznej dyskwalifikacji, niczym taran przebił się przez gdańską obronę, kładać piłkę między słupami. Krieczun podwyższył na 15:6.

Co prawda pięć minut później Kwiatkowski zmniejszył straty na 9:15, ale z biegiem upływem czasu przyjezdnych zaczęły coraz bardziej opuszczać siły. Gdańszczanie seryjnie zaczęli przegrywać nawet własne wrzuty z autu. Ostatni kwadrans to była już wyraźna przewaga Arki. Została ona uwieńczona przyłożeniem Gajewskiego, który tym samym wiosną zapunktował już w trzecim meczu, choć tym razem wszedł z ławki. Była to także chyba jedyna akcja miejscowych, w których wykorzystali całą szerokośc boiska. Wcześniej i później najczęściej pchali się bowiem środkiem.

Kto wie, czy gdy sędzia wstrzymał się z końcowym gwizdkiem o kilkanaście sekund, to wynik nie byłby wyższy. W ostatniej akcji bowiem chyba metra zabrakło do pola punktowego Andrzejczukowi...

- Jestem zły. To miało być wiodowisko, chcieliśmy pokazać całej Polsce, że jesteśmy mocni. Tymczasem zagraliśmy słabo. Pozwoliliśmy narzucić sobie taką taktykę, aby doszło do meczu młynów. Dużo było gry na kontakt. A my przeciez chcieliśmy tego uniknąc, zamierzaliśmy zagrać ręką, przyjemnie dla oka. Po części wytłumaczeniem dla nas może być tylko pogoda. Mokra murawa sprawiła, że piłka była śliska. Stad także tak duża liczba zgubionych piłek - przyznał Dariusz Komisarczuk.


Pozostałe wyniki o miejsca 1-6: Posnania - Orkan Sochaczew 32:0, Blachy Pruszyński Budowlani Łódź - Budowlani Lublin 9:0 (walkower, goście nie stawili się na mecz).
1. ARKA 13 39 458:104
2. Budowlani Ł. 13 35 272:136
3. LECHIA 13 30 332:158
4. Posnania 13 28 254:246
5. Orkan 13 23 208:314
6. Budowlani L. 13 20 195:393

Zobacz także

Opinie (56)

  • do @@@@

    popieram w 100%

    • 0 0

  • Doping

    Kogo złapali z Arki? Podobno Komisarczuka!

    • 0 0

  • ??

    piszecie o dopingu a zobaczcie kogo łapali w ostatnich latach??

    • 0 0

  • Do małego pikusia

    Masz rację.
    Skra chciała grać w grudniu ale Poznaniowi to nie pasowało.
    Właściwie to pogoda była jeszcze w styczniu i lutym.
    Trzeba było grać.
    Oczywiście bo ty traktujesz rugby I ligę jako TKKF.
    Znaczy to - jest pogoda to gramy.
    W marcu boisko Skry nie nadawało się do gry - bo były święta. TKKF nie gra .Trzeba zwalić na boisko.
    Tylko w całej Polsce już tydzień wcześniej boiska były ok. a na Skrze nie.
    Człowieku uderz głową w wazon - jeżeli usłyszysz głuchy oddźwięk to nie znaczy, że wazon jest pusty.
    A potem zastanów się co piszesz na temat I ligi

    • 0 0

  • mały pikuś

    no nie chciałem tego tak brutalnie mówić ale w tej sytuacji zmierzamy do tkkf

    • 0 0

  • Posen

    Posnania wycofuje sie z ligi. Nie gra juz w połfinałach.Szkoda

    • 0 0

  • SKRA WALCZĄCA

    SKRA WALCZĄCA

    • 0 0

  • Folc mistzrem

    Folc zdecydowanie wygrał rugby 7,
    drugi Orkan, 3 -Ogniwo
    faworyt Łódż - 4

    • 0 0

  • Sochaczew 7

    Czy prócz Ogniwa byy jakies drużyny z pomorza??

    • 0 0

  • FAWORYt łodz?

    Chyba w opini chudzika młodego :)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane