To był udany tydzień dla kibiców koszykówki w Trójmieście. We wtorek triumfował Prokom Trefl, a wczoraj szóste zwycięstwo w Eurolidze odniosły koszykarki
Lotosu VBW Climy. Podopieczne Krzysztofa Koziorowicza pokonały dotychczasowe liderki grupy B, MiZ-o Pecs 70:63 (18:16, 18:16, 11:18, 23:13).
LOTOS: Powell 20, Bibrzycka 16, Wodopianowa 3, Melvin 13, Dydek 10 - Mizrachi 1, Pawlak 2, Troina 2, Cupryś 3.
MiZ-o: Ivanyi 14, Tranquilli 12, Karolyi 17, Branzova 9, Anderson 2 - Boiko, Kotlikne 5, Keller 4.
Spotkanie rozpoczęło się z opóźnieniem. Nie działał zegar dwudziestu czterech sekund po prawej stronie sali, nad koszem, który miały atakować Węgierki. To zdeprymowało ekipę gości, która przez połowę pierwszej kwarty nie mogła trafić do kosza gdynianek. Podopieczne Krzysztofa Koziorowicza po pięciu minutach prowadziły 10:0. Bardzo dobrze spisywała się Natalia Wodopianowa. Rosjanka, która po raz pierwszy w Eurolidze wyszła w pierwszej piątce, znakomicie spisywała się pod tablicami. Niemoc strzelecką gości przerwała Allison Tranquilli. Z upływem czasu Węgierki grały coraz skuteczniej. Pecz zaczął zmniejszać dystans do gospodyń. Pomagały mu w tym liderki Euroligi pod względem strat, Elaine Powell i Małgorzata Dydek. Na 15 sekund przed końcem kwarty na tablicy pojawił się po raz pierwszy remis (16:16). Wygraną w tej odsłonie zapewniła Lotosowi Powell. Węgierki umieściły piłkę w koszu, ale już po syrenie.
Druga ćwiartka zaczęła się dla przyjezdnych pechowo. Wprawdzie szybko wyrównały, ale straciły Chantelle Anderson. Amerykanka, która już w pierwszej kwarcie musiała zejść z parkietu po tym jak zgubiła szkła kontaktowe, tym razem na dobre opuściła plac gry. W walce podkoszowej z
Agnieszką Bibrzycką upadła. Najprawdopodobniej doznała skręcenia stawu kolanowego i zerwania więzadeł lewej nogi. Po raz pierwszy drużyna gości wyszła na prowadzenie po trójce Andrei Karolyi (23:20). Najwyższą przewagę MiZ-o miało w 16 min (28:23). Ponowna awaria zegara podziałał deprymująco na Węgierki. Ostatnie minuty należały do "Biby". Najskuteczniejsza zawodniczka Euroligi najpierw doprowadziła do wyrównania, a potem zapewniła Lotosowi cztery punkty przewagi przed przerwą.
Obawy co do końcowego wyniku zaczeliśmy mieć po trzeciej kwarcie. Jeszcze na początku tej odsłony prowadziliśmy 40:34. Potem koncert gry dała Dalma Ivanyi zdobywając 9 punktów z rzędu. Węgierki objęły prowadzenie, które straciły dopiero w końcówce. Przed ostatnią ćwiartką ekipa z Peczu miała trzy "oczka" przewagi.
Przełomowa była 35 minuta, kiedy za pięć fauli z placu gry musiały zejść Branzova i Kotlikne. Od tego momentu nasza drużyna miała zdecydowaną przewagę wzrostu. Ostatnia część gry upłynęła pod znakiem częstych przerw spowodowanych awariami tablicy. Bohaterką czwartej ćwiartki była Powell. Amerykańska rozgrywająca zdobyła w ciągu ostatnich dziesięciu minut 12 ze swoich 20 punktów. Węgierki próbowały zyskać na czasie faulując rozgrywającą Lotosu, ale Powell nie myliła się z linii rzutów wolnych. Na 64 sekundy przed końcem gdynianki wyrównały straty z pierwszego meczu, prowadząc 70:61. Aby mieć lepszy bilans w dwumeczu Lotos potrzebował jeszcze jednego punktu. Po trafieniu Ivanyi za trzy gospodyniom pozostało 16 sekund. Próby rzutu za trzy w wykonaniu Joanny Cupryś i Bibrzyckiej były nieskuteczne.
Gdynianki wygrały, ale gdyby po zakończeniu rozgrywek grupowych miały tyle samo punktów co Węgierki, to będą klasyfikowane niżej. Mają gorszy bilans w dwumeczu.