Rozmowa z Robertem Kościechą
Lotos pewnie zmierza do ekstraligi, doskonale na torze spisuje się Robert Kościecha. Wychowanek Apatora Toruń drugi sezon spędza w Gdańsku i jest drugim pod względem skuteczności zawodnikiem w ekipie
Grzegorza Dzikowskiego.
- Jeszcze tylko zwycięstwo w niedzielę i jesteście w ekstralidze. Można powiedzieć, że szybciej będziecie mogli zacząć urlopy.
- Tak się ułożyło, że wystarczy nam wygrać z Lublinem i możemy świętować awans. To na pewno będzie przyjemny moment. Dla mnie ten sezon na pewno nie kończy się na niedzielnym meczu. Po nim będziemy mieli jeszcze trzy spotkania. Będą finały indywidualnych mistrzostw Polski, Złotego Kasku i kilka innych imprez. Czekają mnie również starty w lidze szwedzkiej. Na mówienie o wakacjach jest zdecydowanie za wcześnie.
- Bardzo szybko zapewniliście sobie awans...
- To tylko potwierdza, że naprawdę byliśmy najlepsi. Wywalczenie awansu na kilka kolejek przed końcem ma swoje zalety. Pozwala uniknąć nerwówki w końcówce. Gdyby o wszystkim decydowało ostatnie spotkanie, mogłoby być różnie. A tak nie będzie żadnych wątpliwości.
- Od początku sezonu prezentowałeś znakomitą formę. Jaka jest tajemnica twojej dyspozycji?
- Duże znaczenie miało szybkie podpisanie kontraktu z gdańskim klubem. Dzięki temu wiedziałem na czym stoję. Bardzo solidnie przepracowałem zimę. Mogę się pochwalić, że zrzuciłem kilka kilogramów. Bardzo dobrze układała się współpraca z mechanikiem. Trwa już drugi rok i jestem z niej zadowolony. Miałem dobrze przygotowany sprzęt. Wszystko to przełożyło się na wyniki na torze.
- No właśnie, z tegorocznych wyników chyba jesteś zadowolony?
- Nie będę ukrywał, że to był udany sezon. W lidze wraz z drużyną wywalczyliśmy awans. Z Tomkiem Chrzanowskim zdobyliśmy brązowy medal mistrzostw Polski par klubowych. Nie można zapomnieć, że przede mną jeszcze finały indywidualnych mistrzostw Polski i Złotego Kasku. Na pewno jest się z czego cieszyć. W lidze nie wyszedł mi tylko jeden mecz. Było to pierwsze spotkanie w Gorzowie. Pokazałem, że można odnosić sukcesy startując w pierwszej lidze. Przy okazji udowodniłem kilku osobom, że źle zrobiły wyrzucając mnie z Torunia. Teraz chyba anowie ci zrozumieli, że popełnili błąd.
- Szczególnie trudno było cię pokonać na gdańskim torze...
- Kilku zawodnikom to się udało. Cieszę się, że tak dobrze spisywałem się na swoim torze. Byliśmy na nim bardzo groźni. To był jeden z naszych atutów.
- A dlaczego zabrakło sukcesu na arenie międzynarodowej?
- Przyznam, chociaż może to niezbyt dobrze zabrzmieć, że trochę odpuściłem eliminacje mistrzostw świata i Europy. Początki w lidze szwedzkiej również nie były udane. Nie mogłem się wjeździć w tamtejsze tory. Teraz jest już lepiej.
- Od dwóch sezonów jeździsz w Gdańsku. Czy miałeś okazję trochę lepiej poznać miasto?
- Niestety, nie. W ubiegłym roku trochę pochodziłem po starówce. W tym nie było okazji, by poznać miasto. W niedzielę był mecz na naszym torze, a we wtorek start w lidze szwedzkiej. Postaram się to nadrobić zaległości.
- Stałeś się z ulubieńcem kibiców. Wielokrotnie podkreślałeś, ile dla was znaczy doping gdańskich fanów.
- Miło słyszeć, że ma się tak wielu kibiców. Miło było na każdym stadionie widzieć swoich fanów. Trochę mniej było ich na naszych dwóch ostatnich meczach w Gdańsku, ale jestem przekonany, że w niedzielę stadion będzie wypełniony.
- Czy myślisz już o przyszłym sezonie?
- Nie będę ukrywał, że Lotos ma pierwszeństwo. To z gdańskim klubem będę rozmawiał w pierwszej kolejności. Sądzę, że działacze będą chcieli mnie zatrzymać. Bardzo chętnie zostanę w Gdańsku.
- Dziękuję za rozmowę.
Tomasz Łunkiewicz
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
