• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Mateusz się ruszył

jag.
23 września 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Już nie pływa, ale nadal jest bohaterem polskiej ekipy. Przemysław Miarczyński, który w Kadyksie sięgnął po złoto mistrzostw świata w klasie Mistral, zepchnął w cień Mateusza Kusznierewicza. Jednak mistrz olimpijski z Atlanty, jakby podbudowany sukcesem deskarza SKŻ Hestia Sopot, zaczął w Finnie odrabiać straty.

- Kiedy rozpocząłem treningi na wodach zatoki w Kadyksie, zauważyłem, że warunki pogodowe są podobne do tych, jakie panują w Polsce. Myślę, że to pomogło mi w zwycięstwie. Długo przygotowywałem się do tych regat. Zwracałem uwagę na każdy szczegół techniczny. Podczas mistrzostw stoczyłem kilka znakomitych pojedynków z Nowozelandczykiem Johnem Paulem Tobinem oraz Portugalczykiem Joao Rodriguezem. Miałem szczeście, bo warunki pogodowe były takie, jakie lubię. Wiatr był silny i zmienny, jakby wiał dla mnie. Być mistrzem - to jedno z najpiękniejszych wydarzeń w moim życiu. Dziękuję trenerowi Pawłowi Kowalskiemu i grupce przyjaciół, którzy dopingowali mnie zarówno na wodzie, jak i na lądzie - mówił na konferencji prasowej pierwszy polski mistrz świata w olimpijskim windsurfingu. Miarczyński zostaje w Hiszpanii, aby jeszcze potrenować, ale w innych klasach walka o medale nadal trwa. Wreszcie zadowolony po zejściu z wody był Mateusz Kusznierewicz.

- To był przyzwoity dzień, zwłaszcza w zestawieniu z tymi feralnymi na początku regat. Odetchnąłem z ulgą, że wreszcie coś zaczęło mi wychodzić. Miałem znakomite dwa starty. To dało mi swobodę na pierwszych metrach wyścigu, żeby się rozpędzić i konsekwentnie realizować swoje założenia taktyczne. Mogłem być lepszy, ale na 10 metrów przed metą jury wlepiło mi karę. Nie mogłem uwierzyć, że tak mnie potraktowali. Jezeli nawet przesadziłem z pompowaniem, to nie robiłem nic więcej od Anglika. Długo później rozmawiałem z sędziami. Mam nadzieję, że te uwagi wzięli sobie do serca - donosi z Kadyksu Kusznierewicz.

Na trzy wyścigi przed końcem stołeczny żeglarz przebił się wreszcie do pierwszej "10". Jest dziewiąty, ale do podium nadal bardzo daleko. Gdyński rodzynek w tej klasie, Robert Połczyński, zajmuje 68. miejsce.

Prowadzą Anglicy: Ben Ainslie przed Andrewu Simpsonem oraz reprezentantem gospodarzy, Rafaelem Trujillo.
Głos Wybrzeżajag.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane