• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Na desce po zdrowie

Jacek Główczyński
19 lipca 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Kamilem Lewandowskim

Kamil Lewandowski pochodzi z Grudziądza. Trafił nad morze, gdyż lekarze uznali, że świeże powietrze jest wskazane w leczeniu astmy, z którą się borykał. A gdy znalazł się nad wodą, to nie chciał stać bezczynnie. Zajął się windsurfingiem. Najpierw dojeżdżał do Sopotu tylko na weekendu. Przed rokiem w pełni stał się obywatelem Trójmiasta. Podjął naukę w XI Liceum Ogólnokształcącym w Gdańsku, zamieszkał wraz ze starszą siostrą w Gdyni oraz regularnie ćwiczył w SKŻ Hestia Sopot. Współpraca z trenerem Romanem Budzińskim zaowocowała złotym medalem młodzieżowych mistrzostw świata ISAF w klasie Mistral.

- Mam 17 lat. Od pięciu trenuję windsurfing. W mojej rodzinie nie było sportowych tradycji. Jako pierwsza próbowała coś na tym polu zrobić siostra. Patrycja trenowała pływanie. Obecnie studiuje na AWFiS Gdańsk - uzupełnia swoje dossier Lewandowski.

- Czy już oswoiłeś się z myślą, że jesteś najlepszy na świecie?
- Potrzebowałem na to trochę czasu, ale już tak. Mam świadomość, że jestem najlepszy. Ale to złoto nic nie zmienia. Jestem tym samym Kamilem. Nadal muszę ciężko trenować, uczyć się tak jak moi rówieśnicy...
- O ile przed regatami wszyscy liczyli na złoto Klepackiej, to o tobie było cicho. Ostrożnie mówiono, że możesz postarać się o "miłą niespodziankę". Czy wtedy właśnie pomyślałeś - ja wam wszystkim pokaże?
- Moim podstawowym celem było zdobycie miejsca w pierwszej "6". Liczyłem, że przy odrobinie szczęścia uda się dopłynąć do brązu, no może do srebra. O złocie nawet nie marzyłem.
- Jeśli nie miał wygrać Lewandowski, to kto?
- Mocni mieli być i byli Anglik, Włoch, reprezentant Izraela. Ścigałem się z nimi już wcześniej. Powiem, że ze zmniennym szczęściem.
- Już na początku aura zafundowała żeglarzom swoistą "szkołę przetrwania". W niemal sztormowych warunkach mistralowcy jako jedyni rozegrali dwa wyścigi. Niektórzy wpadali do wody, płakali. Jak reagowałeś na te obrazki?
- Szczerze mówiąc nie widziałem tych płaczących, gdyż płynąłem wtedy z... przodu. Osobiście nie narzekałem, gdyż pływałem już w wietrze o 2 stopnie w skali Beauforta silniejszym, przy wyższej fali... Sam się nawet dziwiłem, że idzie mi tak dobrze, gdyż jestem typem zawodnika, który najlepsze wyniki osiąga, gdy wiatr jest słaby, góra umiarkowany.
- Kiedy uwierzyłeś, że to ty będziesz mistrzem?
- To była huśtawka nastrojów. Najpierw sędziowie przypisali mi falstar, co zepchnęło mnie w klasyfikacji na szóste miejsce. Byłem lekko załamany. Ale właśnie wtedy postanowiłem sobie, że trzeba walczyć dalej, że nie mogę odpuścić... Przełomowa była środa. Wygrałem dwa wyścigi, zostałem liderem. Wówczas sobie pomyślałem, że już nie oddam pierwszego miejsca.
- Ostatniego dnia mistrzostw nie musiałeś startować. Przeciwko zejściu na wodę był twój trener. Dlaczego pojawiłeś się na starcie?
- Chciałem pomóc reprezentacji Polski, która walczyła o wysokie miejsce w klasyfikacji punktowej. Jednak trener miał rzeczywiście rację. Po zapewnieni sobie złota, gdzieś uleciała motywacja do walki. Głupio mi była także przed rywalami. Nie mogłem zbyt mocno walczyć, gdyż któremuś z nich mógłbym przeszkodzić, a oni przecież jeszcze rywalizowali o następne medale. To wszystko złożyło się na to, że wystartowałem słabo, a gdy nic nie zmieniło się na trasie, postanowiłem się wycofać.
- Jak dużo czasu potrzebujesz, aby odzyskać chęć do walki?
- Obiecuję, że będę walczyć już w najbliższy czwartek, gdy wystartuję w Pucharze Władysławowa. W sierpniu są mistrzostw świata do lat 19 w Bułgarii. Dojdzie trzech, starszych bardzo mocnych zawodników, których nie było w Gdyni. Ponadto w przyszłym roku chciałbym pojechać do Korei Południowej bronić tytułu ISAF. A konkurencja będzie mocna. Choćby Łukasz Grodzicki z Sopotu.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane