• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nie usiedzę na stołku

Krystian Gojtowski
5 października 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Robertem Korzeniowskim

Przyszłość Roberta Korzeniowskiego po zakończeniu przez chodziarza bogatej kariery była do niedawna tematem numer jeden całego narodu. Wariantów było wiele. Czterokrotny złoty medalista olimpijski miał zostać szefem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, zluzować Irenę Szewińską na stanowisku Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Ba, nawet hasło rzucone przez Jacka Gmocha tuż po wejściu "Korzenia" na metę na Stadionie Olimpijskim w Atenach: "Robert na prezydenta!" odebrano śmiertelnie poważnie. Korzeniowski zdecydował się najprawdopodobniej na świat mediów. Multimedalista otrzymał propozycję objęcia kierownictwa działu sportu w TVP.

- Kierowanie sportem w telewizji publicznej ma pomóc naszej lekkoatletyce?
- Propozycję pracy w telewizji oceniam jako bardzo ciekawą i wciąż ją rozważam. Nie podjąłem ostatecznej decyzji w tej sprawie, więc ewentualny angaż w TVP wciąż istnieje w sferze moich planów. Potwierdzam jednak, że jest taka możliwość.
- Mówi się jednak, że jak już Korzeniowski znajdzie się w telewizji, to nie będzie musiał nigdzie chodzić. To do niego będą chodzić i zaczną się złote czasy dla naszej lekkoatletyki.
- Moje funkcjonowanie w mediach, a konkretnie w Telewizji Polskiej, ma służyć dobru całego naszego sportu, a nie tylko wybranej, mojej dyscypliny. Lekkoatletyka ma jednak szansę odegrać istotną rolę w budowaniu wizerunku naszego sportu.
- Propozycja z telewizji i kandydowanie Jacka Kazimierskiego, pańskiego przyjaciela, na szefa PZLA oznacza, że pana w roli prezesa związku nie zobaczymy?
- Dzisiaj możemy sobie już to jasno powiedzieć. Obecna ekipa PZLA chciała mnie, albo możliwość objęcia przeze mnie takiej funkcji mocno wyeksponować. Nie zależy mi jednak na zajmowaniu wysokich stołków i popadaniu w samozadowolenie.
- A na czym panu zależy?
- Na budowaniu konkretnego klimatu wokół naszego sportu. Zapewniam, że nie jestem człowiekiem, który mógby się przywiązać do konkretnego stołka, czy funkcji.
- A objęcie sportowej w telewizji?
- Jeśli bedę miał tam pracować, to pójdę tam po to, by spełnić konkretną misję. Nie zmieniam się w zależności od sytuacji. Pozostaję człowiekiem sportu.
- Szefowie TVP już cieszą się z pańskiego przyjścia do ich firmy. Na co zaś będą mogli liczyć kibice, ludzie sportu, gdy zajmie się pan sportem w publicznej?
- O tym będę mówił, gdy podpiszę kontrakt. Zwołam konferencję prasową, przedstawię program. Dzisiaj przedstawianie tylko wybranych fragmentów może stworzyć fałszywy obraz tego, co chciałbym przekazać. Dlatego nie mam zamiaru w tej chwili przekazywać jakichkolwiek spraw programowych.
- Coś jednak się zmieni...
- Na pewno trzeba będzie zrobić więcej edukacji prosportowej, jak i włączyć się aktywnie do budowania widowiska sportowego.
- Pan pójdzie do Warszawy, a co z pańską firmą, produkcją butów sportowych?
- Firma nic na tym nie straci. Nie jestem prezesem tej firmy. Jestem tylko właścicielem. Nie muszę być przecież w firmie codziennie. Ludzie mają akcje Coca Coli czy McDonald's, i nie są ich prezesami. Podobnie jak ja. Wcale nie muszę kierować firmą. Od tego są menedżerowie.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane