Wyjazdowa wygrana koszykarek
Lotosu VBW Climy Gdynia z Gambrinusem JME Brno 65:63 (20:25, 11:13, 17:14, 17:11) jest z pewnością jedną z najwartościowszych wiktorii mistrzowskiego zespołu z Polski w historii startów w Eurolidze. Czeskim kibicom trudno było uwierzyć w to, że ich "Żabki" nie dały rady drużynie z Polski.
Tradycją już był szowinistyczny doping czeskich kibiców. Tym razem złowrogiego nastawienia było jednak mniej.
- Zabrakło przede wszystkim kibiców Ślęzy Wrocław, którzy przyjeżdżali do Brna, by podjudzać miejscowych przeciwko naszej drużynie - mówi
Bogusław Witkowski, prezes rady nadzroczej Basketball Invetsments SSA. No i nasze zawodniczki mogły liczyć na doping siedemdziesięcioosobowej grupy kibiców z Wybrzeża.
- Nie mogliśmy ich zawieść. Zdzierali dla nas gardła przez cały mecz. To dzięki nim nie miałyśmy chwil zwątpienia. Nawet wtedy, gdy traciłyśmy do Czeszek osiem oczek - zauważyła
Natalia Wodopianowa, zdobywczyni decydujących o zwycięstwie Lotosu punktów. Nie zawiódł także prezydent Gdyni.
- Tuż po meczu odebrałem telefonicznie mnóstwo gratulacji. Pierwszym, który dzownił, był jednak prezydent Wojciech Szczurek, który dziękował zespołowi i kibicom - opowiada
Mieczysław Krawczyk, prezes gdyńskiego klubu.
Podobnie jak w meczu z US Valenciennes Olympic, także i teraz tytuł najwartościowszej zawodniczki meczu przypadł
Elaine Powell. Wszyscy jeszcze żywo wspominają reakcję Amerykanki z Luizjany, na założenia taktyczne, które trener
Krzysztof Koziorowicz rozrysowywał na tablicy podczas ostatniej z przerw. Czarnoskóra mistrzyni WNBA zrobiła duże oczy i powiedziała:
- Coach, ja to zagram. To będzie moja akcja - mówiła Powell, która w tym spotkaniu wykorzystała komplet 10 rzutów wolnych. Radość gdynianek po meczu była ogromna, chociaż niektóre z nich miały pretesje do sędziów.
- Gwizdali niemal wszystko. Na szczęście zachowałyśmy zimną krew i zwyciężyłyśmy - zauważyła Chasity Melvin, która zaliczyła w tym spotkaniu przewinienie techniczne. Trenerowi Koziorowiczowi trudno było ukryć wzruszenie i dumę.
- W drugiej części meczu bardzo dobrze zagraliśmy w obronie i na atakowanej tablicy. Sukces jest tym cenniejszy, że decydujące minuty graliśmy bez Małgorzaty Dydek. Wygrać w Brnie to jest olbrzymi sukces - mówi szkoleniowiec.
Zdumiewajaca była reakcja
Jana Bobrovsky'ego, coacha Gambrinusa, na końcowy wynik. Doświadczony szkoleniowiec, będący jednocześnie opiekunem kadry narodowej Czech, wicemistrzyń Europy z Grecji, trzykrotnie... uderzył głową w filar podtrzymujący sklepienie obiektu.
- Bardzo źle grały moje środkowe. Rankica Serenac nie zdobyła punktu, Cintia Dos Santos ledwie dwa, a Alena Kovacova - siedem. Bardzo słaby w naszym wykonaniu był początek drugiej połowy. Będąc w takiej dyspozycji nie byliśmy w stanie wygrać tego meczu - mówi czeski coach, gdy już doszedł do siebie. Co ciekawe, po raz kolejny nie doszło do spotkania obu trenerów na konferencji prasowej. W Gdyni Bobrovsky do salki konferencyjnej przysłał swego asystenta, zaś w Brnie dziennikarze porywali każdego z osobna.
Wykwintną kolację w czterogwiazdkowym hotelu amerykańskiej sieci International nasze koszykarki spożyły w szampańskim nastrojach, chociaż samego szampana zabrakło. Koszykarki spełniały toasty sokami owocowymi, przy skocznej muzyce. O akompaniament zadbała
Paulina Pawlak, która na stojącym w jadalni pianinie zagrała skoczny kawałek.
- Kiedyś, chyba z dziewięć lat temu uczyłam się grać na organach elektrycznych. Zamiłowanie do muzyki szybko mi przeszło, ale ten fragment zapamiętałam. Był odpowiedni na tę okazję - mówiła rozgrywająca Lotosu. Potem była już trzynastogodzinna podróż autokarem do Gdyni.