• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pierwszego dnia nie idziemy do łóżka

Jacek Główczyński
29 października 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Andrzej Niemczyk specjalnie dla Czytelników "Głosu"

Siatkarki opuściły Szczyrk, gdzie - podobnie jak przed mistrzostwami Europy - wykuwały formę przed Pucharem Świata. Wczoraj zameldowały się w Warszawie. Dzisiaj zostaną przyjęte w MENiS przez minister Krystynę Łybacką, a o godzinie 12.10 zapalnowany jest odlot. Biało-czerwone, przez Kopenhagę, udadzą się do Tokio. 1 listopada meczem z Turcją zainaugurują zmagania o prawo gry w igrzyskach olimpijskich. "Głos" rozmawia z Andrzejem Niemczykiem, trenerem mistrzyń Europy.

- Lubi pan zaskakiwać? Przed mistrzostwami Europy niemal do ostatniej chwili w kadrze była Joanna Szeszko, ale do Turcji zamiast niej pojechała Anna Podolec. Teraz nikt nie spodziewał się, że zostawi pan w kraju libero Dominikę Leśniewicz...
- Nie zaskakuję. Rywalizacja o miejsce w zespole trwała do ostatniego treningu. Ja tę deklarację traktowałem poważnie. Do ostatniej chwili obserwowałem poszczególne zawodniczki, oceniałem, zastanawiałem się, która będzie bardziej przydatna w reprezentacji.
- Dlaczego zatem Mariola Barbachowska, która w reprezentacji na libero jeszcze nie grała, a wcześniej nie była z panem na żadnym zgrupowaniu, a nie mistrzyni Europy, Leśniewicz?
- Pod względem przyjęcia zagrywki umiejętności obu zawodniczek są zbliżone. W obronie lepsza jest Barbachowska i to między innymi przeważyło.
- Czy jest pan przekonany, że poza kontuzjowanymi i Dorotą Świeniewicz, która sama się wycofała, ma pan w reprezentacji wszystkie najlepsze siatkarki?
- Na pewno jest jeszcze jedna czy dwie siatkarki, które mogłyby się sprawdzić w reprezentacji. Zqapewne w przyszłości otrzymają szanse. Dzisiaj stawiam na tę, dwunastkę.
- Puchar Świata to pierwsze podejście do igrzysk. Potem możemy mieć nawet dwie kolejne szanse na zdobycie przepustek do Aten. To daje komfort?
- Nie jestem zwolennikiem asekuracji, odkładania czegoś w czasie. Uważam, że trzeba łapać szansę, gdy tylko ona się nadarzy. Teraz też musimy kuć żelazo, póki gorące.
- Cel w Pucharze Świata to miejsca 3-6, czyli taki sam, jaki postawił pan przed mistrzostwami Europy. Jest pan przesądny?
- Plan jest wymagający, może nawet zbyt wymagający. Realnie oceniając szanse, jesteśmy 7-8. drużyną wśród tych, które przyjadą do Japonii. Jednak uważam, że trzeba poczynić kolejny krok, pójść ostro do przodu.
- Może się nie udać?
- Oczywiście. Zawodniczki mogą się przestraszyć, mogą nie wytrzymać obciążenia, które towarzyszy im po zdobyciu złota mistrzostw Europy, tej presji oczekiwań... Zagramy ze światową czołówką, a w dodatku w turnieju, w jakim jeszcze nie graliśmy. Bardzo ważne będą dwa pierwsze mecze. Trzeba wygrać z Turcją i Dominikaną. Potem przymierzymy się do Brazylii i Kuby. Okaże się, czy możemy już walczyć z zespołami tej klasy.
- Wylatujecie w środę, a już w sobotę pierwszy mecz. Nie zabraknie czasu na aklimatyzację?
- Często bywałem w Japonii prowadząc reprezentację Niemiec. Dopracowałem się dwóch metod unikania przykrych konsekwencji zmiany czasu. Można było pojechać tydzień wcześniej. Jednak uznałem, że w naszej sytuacji, to znaczy, gdy czeka nas dwutygodniowy turniej, aż tak długa rozłąka z krajem nie zda egzaminu. Postawiłem zatem na tzw. aklimatyzację jednego dnia.
- Zdradzi pan, na czym ona polega? Kiedy wypadnie dołek aklimatyzacyjny?
- Sprawadza się do tego, by dziewczyny pierwszego dnia nie poszły do łóżka. Trzeba przez cały dzień robić różne rzeczy i położyć się dopiero wieczorem. Wówczas na ogół bez problemu przesypia się noc, a organizm przyzwyczaja się do nowego rytmu dobowego. Dołek aklimatyzacyjny oczywiście się pojawi. Nastąpi podczas pierwszego dnia przerwy w tym turnieju...

Zobacz także

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane