Zwycięstwo sześcioma bramkami w minioną sobotę nad Zagłębiem Lubin oraz sukces na wyjeździe w ostatniej kolejce nad Warszawianką uniezależniłyby awans piłkarzy ręcznych DGT Wybrzeża do finałowej szóstki ekstraklasy od innych wyników. Co prawda, na własnym parkiecie gdańszczanie wygrali tylko dwiema bramkami, ale wola walki i ambicja, którą zaprezentowali po przerwie, dodają otuchy optymistom, że zespół
Daniela Waszkiewicza i Zbigniewa Markuszewskiego stać na wygranie korespondencyjnego pojedynku z "miedziową" siódemką. W najbliższą sobotę trzeba zdobyć punkt więcej od rywali.
Michał Kaniowski, szkoleniowiec Zagłębia, opuszczał Gdańsk z przeświadczeniem, że jego zespół zagra w drugiej części sezonu z najlepszymi. Lubinianie są o trzy bramki lepsi w bilansie dwumeczu, a on przeważy, jeśli nie zmieni się sytuacja i oba zespoły ukończą rundę zasadniczą z identycznym dorobkiem punktowym.
- Nie powiem, że jest to zwycięska porażka, ale ten wynik sprawia nam satysfakcję. W sporcie gra się do końca, przedwcześnie nie można składać broni, dlatego i my, mimo kłopotów zdrowtnych, postaramy się pokusić o niespodziankę w meczu z Vive Kielce - podkreślał trener lubinian. Jeśli jego podopieczni wygrają w sobotę, będą w szóstce. W przeciwnym wypadku będą musieli liczyć na pomoc Warszawianki. A ta - używając sportowego żargonu - ma leżeć Wybrzeżu.
- Z tym zespołem zazwyczaj grało nam się dobrze. Dlatego do stolicy pojedziemy po pełną pulę. Nie zastanawiam się na tym, ile rzucę bramek. Najważniejsze jest zwycięstwo zespołu - zapewnia
Damian Moszczyński, który przewodzi tabeli najskuteczniejszych zawodników ekstraklasy. Drugi na liście, Filip Kliszczyk z Vive, zdobył o 11 bramek mniej.
Gdy w drugiej połowie popularnemu "Synkowi" Zagłębie powierzyło opiekuna, jokerem w talii trenera
Zbigniewa Markuszewskiego, który zastępował chorego
Daniela Waszkiewicza, okazał się
Marcin... Markuszewski.- Jestem najmłodszy w drużynie i póki co musi mi wystarczyć rola zmiennika. Każdą szansę pokazania się na parkiecie staram się wykorzystać maksymalnie. Cieszę się, że zdobywam bramki. W Piekarach oddałem pięć, a dzisiaj trzy celne rzuty. Raz uciekłem się do przerzutki, ale na treningach staram się ćwiczyć mniej ryzykowne zakończenia akcji. Z ojcem na ławce wcale nie jest łatwiej, raczej trudniej, bo bywa dla mnie bardziej surowy niż dla innych zawodników. Za ten mecz chyba w domu dostnę pochwałę - mówi 20-letni skrzydłowy, którego trafienia pozwoliły Wybrzeżu wyrównać z 16:18 na 18:18, a następnie objąć prowadzenie 23:22.
Bez zdobywania bramek w żadnej grze zespołowej nie ma co liczyć na sukces, ale równie ważna, a w przypadku gdańszczan nawet ważniejsza dla końcowego rezultatu jest obrona. Nasza drużyna nie ma takich dział, aby za metodę do odniesienia zwycięstwa obrać wymianę ciosów. W sobotę Zagłębie po przerwie zdobyło zaledwie dziewięć bramek. W duża w tym zasługa Michała Świrkuli.
- W przerwie trener zachęcał nas do bardziej agresywnej obrony. Nakazał, abyśmy zaczęli głośno rozmawiać, przekazując sobie informacje na temat tego, co dzieje się na parkiecie. Miałem też mocniej pokrzyczeć na kolegów, aby zmobilizować ich do większego wysiłku. Nie ma co ukrywać, że niemal w każdej udanej interwencji bramkarskiej jest zasługa obrońcy. Jestem przekonany, że grając podobnie w Warszawie, musimy wygrać - zapewnia gdański golkiper.