- 1 Było ciężko, ale Arka o punkt do lidera (126 opinii) LIVE!
- 2 Lechia: Mocny gong, wielka złość (68 opinii)
- 3 Zmora i przebudzenie w Wybrzeżu (20 opinii)
- 4 W Arce plagi egipskie, nóż na gardle Resovii (65 opinii)
- 5 Niższe ligi. Gedania ze zmiennym szczęściem (5 opinii)
- 6 Lechia przegrała. Święto odłożone (268 opinii) LIVE!
Pokazał "wała" Sowietom. Zobacz film "Po złoto. Historia Władysława Kozakiewicza"
Energa Bałtyk Gdynia
W annałach światowego sportu zapisał się nie tylko rekordowym skokiem, ale i słynnym gestem "pozdrawiającym" 50 tysięcy Rosjan na stadionie w Moskwie. Podczas tyczkarskiej kariery zmagał się z nieustępliwymi rywalami, pechowymi kontuzjami i działaczami chcącymi okiełznać jego nieposkromiony charakter. Wyboista droga na olimpijski szczyt, która rozpoczęła się od treningów w gdyńskim Bałtyku, w przypadku Władysława Kozakiewicza obfitowała w szalone wzloty i bolesne upadki. O fenomenie "Kozaka" opowiada dokument "Po złoto", który można już obejrzeć w trójmiejskich kinach studyjnych.
Pięcioro mistrzów olimpijskich z trójmiejskich klubów. Kto poza Władysławem Kozakiewiczem?
Czas olimpijskich zmagań w Tokio sprzyja sportowym wspomnieniom, a do tych najtrwalszych w pamięci polskiego kibica zalicza się widok triumfującego na radzieckim stadionie Władysława Kozakiewicza. Osiągnięty przez tyczkarza wynik był imponujący, sukces niepodważalny, a wykonany po rekordowym skoku gest - wymowny i wręcz symboliczny. Szczególnie w okresie rodzącej się na Wybrzeżu "Solidarności" i coraz większej niechęci polskiego społeczeństwa do proradzieckich władz. Pokazanie "wała" kilkudziesięciu tysiącom buczących kibiców przede wszystkim było jednak osobistym manifestem człowieka, który nigdy nie uznawał półśrodków i musiał sporo poświęcić, by wskoczyć na najwyższy stopień podium.
Trójmiejska rozgrzewka
Wydarzenia z Igrzysk Olimpijskich w 1980 roku stanowią oczywiście punkt kulminacyjny dokumentalnej opowieści, ale sekwencję słynnego skoku widzimy już w scenie otwierającej film. To właściwie jedyny moment, w którym reżyser Ksawery Szczepanik przełamuje chronologiczny porządek opowieści rozpoczynającej się w Gdyni. To właśnie tutaj wraz z rodziną w połowie lat 50. trafił Władysław Kozakiewicz i to w tutejszym Bałtyku po raz pierwszy chwycił za tyczkę za namową brata, Edwarda. Trójmiejski klimat podsycają kadry Gdyni sprzed pół wieku i wspomnienia osób ściśle związanych z lokalnym sportem - Mariana Kolasy i nieżyjącego już Stanisława Głowackiego.
Trójmiejskie wątki powracają jeszcze w dalszej części filmu. Dowiadujemy się, w jakich okolicznościach Kozakiewicz wybudował w Redłowie dom po sukcesie na igrzyskach i jaką rolę w przygotowaniach do moskiewskiego startu odegrał gdański homeopata i naturoterapeuta, Mieczysław Wiktor. W tle przewijają się także "solidarnościowe" kadry ze Stoczni Gdańskiej. Autorzy dokumentu barwną opowieść sklejają jednak przede wszystkim z wielu, zapewne niepublikowanych wcześniej szerokiej publiczności, materiałów sportowych zaczerpniętych nie tylko z polskich, ale i rosyjskich, niemieckich oraz francuskich źródeł. Ksawery Szczepanik wykonał naprawdę świetną pracę przy doborze archiwalnych zdjęć. Nie tylko tych ze stadionowych aren, ale także z sal treningowych.
Ten "Kozak" tak ma
Wykorzystane w filmie nagrania pozwalają widzowi dostrzec coś, czego nie widać na pierwszy rzut oka na lekkoatletycznej arenie, piłkarskim boisku czy siatkarskim parkiecie. Ogrom wyrzeczeń, masę potwornego wysiłku i skalę poświęceń, które należy włożyć w końcowy sukces. Nieważne, czy ma on złotą, srebrną czy brązową barwę. W przypadku Kozakiewicza zawsze liczył się tylko najcenniejszy kruszec, choć na drodze do olimpijskiego krążka pojawiały się pechowe kontuzje - jak ta z Montrealu - lub apodyktyczni działacze, którym przeszkadzała marka butów "Kozaka" czy jego wrodzona szczerość granicząca nieraz z bezczelnością. Szczepanikowi wszystkie te niuanse udało się zgrabnie wkomponować w sportową biografię słynnego tyczkarza.
Niespełna godzinną opowieść ogląda się z zaciekawieniem i bez efektu znużenia, a główna w tym zasługa samego Władysława Kozakiewicza. Jego refleksje, wspomnienia i anegdoty stanowią znakomite narracyjne tło archiwalnych kadrów i sportowych relacji. I choć w dokumencie pojawiają się wybitni publicyści czy sportowcy jak Maciej Petruczenko z "Przeglądu Sportowego" czy Jacek Wszoła, prywatnie przyjaciel Kozakiewicza, to jednak charyzma i pasja głównego bohatera skupiają największą uwagę widza. Szczególnie w momentach, gdy drgającym od wzruszenia głosem opowiada o nieudanym starcie na igrzyskach w Montrealu lub z wyraźną goryczą wspomina odstawienie go na boczne tory po olimpijskim sukcesie w Moskwie.
Emocjonalne zaangażowanie Kozakiewicza wielokrotnie udziela się widzowi, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że niektóre wątki, również te pozasportowe, można było zdecydowanie lepiej rozwinąć i położyć na nie większy akcent. Twórcy "Po złoto" kilka razy jedynie prześlizgują się po faktach, a samemu Szczepanikowi czasami brakuje tej nachalnej dociekliwości charakterystycznej dla sprawnego dokumentalisty. Pod względem filmowej formy mamy do czynienia z klasycznym kinem dokumentalnym. Bez realizacyjnych fajerwerków i wychylenia się poza schematy. To bardziej format sprofilowany pod telewizyjną ramówkę aniżeli kinową dystrybucję.
Brawa, których nie było, niech zabrzmią teraz
Nie zmienia to jednak faktu, że dokumentalną opowieść o Władysławie Kozakiewiczu należy potraktować jako podstawowe kompendium wiedzy na temat sportowej kariery tego charyzmatycznego i wybitnego sportowca. Pomimo realizacyjnych i scenariuszowych uproszczeń "Po złoto" serwuje widzowi czyste emocje, a kilkukrotnie pozostawia pole do namysłu i interpretacji. A to właśnie jedna z podstawowych funkcji rzetelnego kina dokumentalnego. Dlatego twórcom filmu zamiast "gestu Kozakiewicza" należy się medal, choć niekoniecznie w złotym odcieniu.
Bardzo łatwo w dzisiejszych czasach nakręcić i wypromować film o Robercie Lewandowskim czy Idze Świątek. Znacznie trudniej jest odświeżyć historię sprzed kilkudziesięciu lat i na nowo nasączyć ją emocjami. Do tego stopnia, że choć doskonale znamy finał olimpijskiego konkursu z 1980 roku, to nadal zaciskamy kciuki, by nasz bohater nie strącił poprzeczki na wysokości 5,78 m. Za to twórcom filmu i samemu Kozakiewiczowi należą się brawa. Brawa, które zamiast gwizdów powinien usłyszeć każdy sportowiec sięgający po olimpijskie złoto i bijący rekord świata.
OCENA: 7/10
Kino Żak:
piątek - 30 lipca 17:00
sobota - 31 lipca 17:00
niedziela - 1 sierpnia 17:00
poniedziałek - 2 sierpnia 17:00
wtorek - 3 sierpnia 17:00
środa - 4 sierpnia 17:00
czwartek - 5 sierpnia 17:00
Kino Kameralne Cafe:
czwartek - 29 lipca 17:30
niedziela - 1 sierpnia 20:00
środa - 4 sierpnia 17:30
Gdyńskie Centrum Filmowe:
czwartek - 29 lipca 20:00
piątek - 30 lipca 19:45
sobota - 31 lipca 19:45
niedziela - 1 sierpnia 19:45
poniedziałek - 2 sierpnia 19:45
wtorek - 3 sierpnia 19:45
środa - 4 sierpnia 19:45
czwartek - 5 sierpnia 19:45
Film
Po złoto
Kluby sportowe
Opinie (141) ponad 20 zablokowanych
-
2021-07-31 16:07
Skonczyl na skokach przy molo w Sopocie.
- 19 0
-
2021-07-31 16:18
Rosjanom, nie żadnym wymyślonym sowietom
spytajcie Kozakiewicza. Ruskom pokazał, tak byłoby najbardziej prawidłowo
- 5 9
-
2021-07-31 16:42
Nie wiem co jest w nim szczegolnego. Może to że pluje na Kościół (5)
- 27 12
-
2021-07-31 17:43
Ale jak będzie umierał to księdza zawoła (3)
Człowiek bez kręgosłupa
- 7 5
-
2021-07-31 18:08
Nie rozmawiamy tu o Morałwięckim! (2)
- 5 5
-
2021-07-31 21:49
A może o tobie porozmawiamy (1)
- 3 2
-
2021-07-31 22:01
Na to masz za niskie IQ, sorry
- 2 3
-
2021-07-31 18:03
To tylko instytucja! Nie ma nic z bogiem wspólnego
Zlegalizowana mafia
- 5 5
-
2021-07-31 16:46
wał (1)
Pokazał wała, ale potem pokazał nam wszystkim Polakom ,żaden z niego bohater, Komar i Ślusarski też byli olimpijczykami ,z głodu na tym poziomie, na pewno nikt nie umarł i niech przestanie ta moralna miernota wypowiadać się na temat Polski.
- 40 12
-
2021-08-02 00:03
Nie chodziło tylko
o mortadelę. Każdy normalny sportowiec chce się rozwijać w cywilizowanych warunkach. W Polsce jest to do dzisiaj niemożliwe. Lewandowski, Klose, Podolski zrobili kariery właśnie dlatego, że wyjechali do "złych" Niemców.
- 1 2
-
2021-07-31 16:57
Jakiś czas potem nam pokazał wała startując pod niemiecką flagą..... (3)
- 31 8
-
2021-07-31 18:09
I dobrze... (2)
- 4 9
-
2021-07-31 21:51
I dobrze, naprawdę, kim ty k... wa jesteś??? (1)
- 5 2
-
2021-08-01 13:24
A co... nie słusznie moze?
- 0 2
-
2021-07-31 16:59
Niezależnie
jaki jest. To On pokazał. I faktu nic ani nikt nie zmieni. A z ciekawostek był uczniem gdyńskiego ZSHG
- 4 7
-
2021-07-31 17:05
Oby nie pokazał tego populistom !!!! (2)
Zasłużyli ale bez przesady . Nie można obrażać kolegow populistów
- 5 7
-
2021-07-31 17:44
Sosjalizm to masz w UE, nie widzisz tego (1)
- 4 3
-
2021-07-31 18:35
Fakt... w Polsce to komunizm!
Kaczystan
- 4 6
-
2021-07-31 17:14
Herr Kosakiewitsch. (3)
Najpierw pokazał "gest K." sowietom a potem pokazał "wała" Polakom wyjeżdżając na stałe do Niemiec. Ten facet nie ma prawa zabierać głosu na temat Polski i Polaków a tym bardziej ich pouczać. Niech krzewi multi kulti i gender w Niemczech a nie w Polsce. Od lat Niemcy to jego vaterland i wara od Polski.
- 40 8
-
2021-07-31 17:56
Też bym wybrał Niemcy przed Rosją do której cysorz ma słabość (2)
I w tym kierunku kraj pcha...
PRL bis- 5 8
-
2021-07-31 21:51
Paranoik... (1)
- 4 2
-
2021-07-31 22:19
Cysorz... no jest
- 2 1
-
2021-07-31 17:20
Paranoja... (1)
Ten totalny bufon tylko raz zaistniał a poza tym.....
- 24 6
-
2021-07-31 19:44
A ty ile razy?
- 2 5
-
2021-07-31 17:34
Pan Kozakiewicz na zawsze pozostanie sportowym bohaterem!
- 5 33
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.