Reprezentacja Polski w rugby awansowała na przedostatni szczebel kwalifikacji do turnieju finałowego Pucharu Świata 2003. Rozgrywki grupowe biało-czerwoni zakończyli z kompletem zwycięstw, gdyż los Danii, Szwecji i Łotwy ogranych wcześniej, w sobotę w Gdyni podzielili Niemcy, którzy przed blisko czterotysięczną widownią przegrali 12:20 (0:3).
Punkty: Paweł Lipkowski 10, Piotr Jurkiewicz 5, Janusz Urbanowicz 3, Maciej Szablewski 2 - Frank Nagel 5, Waldemar Zimmermann 5, Pierre Broncou 2.
POLSKA: Urbanowicz (66 Ruszkiewicz), Wojaczek (80 Sajur), Kaszuba, Tubielewicz (68 Serafin), Dembicki, Fedorowicz, Kochański (78 Mikołajczak), Brażuk, Komisarczuk (80 Czaja), Szablewski, Lipkowski, Stachura, Grebasz (80 Wróbel), Baraniak, Jurkiewicz (71 Potarowicz).
Drużyna Niemiec przypominała bardziej zespół ligowy niż reprezentację. Zawodnicy rekrutowali się z wielu krajów. Nie brakowało Murzyna, Francuzów, a dwaj "Niemcy" musieli zawrócić z lotniska w Rębiechowie, gdyż zapomnieli, że Polska nie należy jeszcze do Unii Europejskiej i aby dostać się na nasze terytorium, trzeba mieć paszport.
Mimo słońca zawodnikom przyszło grać w przenikliwym zimnie, a z boiska schodzili nawet pośród płatków śniegu. Jednak nie aurze należy przypisać, że goście od pierwszego gwizdka włoskiego arbitra,
Carlo Damasco, narzucili ostre tempo. Szybcy, ale na ogół ustępujący posturami Polakom rywale - tak jak przewidywał trener
Jerzy Jumas - próbowali ten pojedynek rozstrzygnąć formacją ataku. Już w pierwszej minucie drop-gol Jana Bratschke minimalnie minął cel. Aby przetrwać ten szturm, ratowaliśmy się wykopami piłki przez Szablewskiego, a Jurkiewicz wypychał rywali na auty.
W 7 minucie Polakom udało się po raz pierwszy przekroczyć linię środkową i od razu zdobyli punkty. Karnego z blisko 40 metrów skutecznie egzekwował Urbanowicz. Przed przerwą, chociaż gdańszczanin kopał jeszcze dwa razy, a Niemcy mieli jednego karnego, wynik nie uległ zmianie.
W pierwszym kwadransie drugiej połowy Polakom udało się powiększyć przewagę do 13:0! Najpierw Rafała Kochański, niczym piłkarz, poprowadził piłkę nogą przy linii bocznej, a na polu punktowym kiks rywali wykorzystał Lipkowski. W 55 min Polacy zaatakowali na całej szerokości boiska, a przyłożeniem popisał się Jurkowski.
W 61 min Niemcom udało się zniwelować straty do 13:7, ale gdy w 73 min w pole raz jeszcze wyprowadził ich Lipkowski, a na 20:7 udanym kopem podwyższył Szablewski, mecz wydawał się rozstrzygnięty. Goście byli innego zdania. Natarli z jeszcze większym impetem. Zdobyli drugie przyłożenie, a przed stratą dwóch kolejnych punktów uratował nas słup, w którym "jajo" trafiło po kopie Broncou.
W ostatnich minutach mieliśmy w wykonaniu biało-czerwonych "obronę Częstochowy". Przetrwać napór było tym trudniej, że przyszło nam grać w "14", gdyż żółtą kartkę otrzymał Sławomir Kaszuba. Trener Jumas próbował zyskać na czasie, dokonując licznych zmian, ale Damasco, jakby był Szwajcarem, a nie Włochem, skrupulatnie pilnował, aby rugbiści grali przez 80 minut. Zagwizdał po raz ostatni, gdy na świetlnym zegarze była... 86 minuta.
- Na tak wysokim poziomie podczas mojej kadencji jeszcze nie graliśmy. Niemcy potwierdzili, że są klasowym zespołem. Zmusili nas do gry w niesamowitym tempie. Cieszę się, że to wytrzymaliśmy. O wyniku zadecydowały błędy. Popełniliśmy ich mniej. Radość ze zwycięstwa mąci tylko fakt, że mógł być to ostatni mecz drużyny w tym składzie. Nie mamy sponsora, a co zatem idzie pieniędzy dla reprezentantów i zamiast przyjechać na kolejne zgrupowanie część pójdzie do pracy - mówił trener Jumas.
A jeszcze wiosną na przedostatnim etapie kwalifikacji do Pucharu Świata Polska zagra z czwartą i piątą drużyną Pucharu Sześciu Narodów B. Wszystko wskazuje na to, że trafi się nam wyjazd do Hiszpanii i mecz z Portugalią bądź Gruzją 4 maja w kraju.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
