• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Polski kwiecień w Grecji

Jacek Główczyński
26 lutego 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Rozmowa z Przemysławem Miarczyńskim

Zmarźnięty, ale zadowolony wrócił z Aten Przemysław Miarczyński. Mistrz świata w pierwszych poważnych tegorocznych regatach udowodnił rywalom, że nadal jest najlepszy. Z pięciu wyścigów wygrał aż trzy i zwyciężył także w klasyfikacji generalnej regat przedolimpijskich w klasie Mistral. Teraz deskarz SKŻ Hestia Sopot obierze kierunek na Turcję, gdzie w kwietniu bronić będzie złota zdobytego pięć miesięcy temu w Kadyksie.

- Jakie wrażenia z pobytu w Atenach?
- Byłem tam pierwszy raz od 2001 roku, kiedy na mistrzostwach świata zdobyłem srebrny medal. Muszę przyznać, że niewiele się tam zmieniło. Ale Grecy są wiecznymi optymistami. Zapewniają, że uda im się zdążyć ze wszystkim na igrzyska.
- Jaką wartość ma to zwycięstwo?
- Dużą. Startowało 45-50 najlepszych zawodników. Z czołówki nie było chyba tylko Gala Fridmana z Izraela i Nicosa Kaklamanakisa z Grecji.
- Co takiego jest w greckich wodach, że tak są tobie posłuszne?
- W porównaniu z mistrzostwami świata zmienił się akwen. Ten, na którym teraz startowaliśmy, ma być także na igrzyskach. Zgodnie z naszymi przewidywaniami, wiatr był od brzegu. Najpierw było go mało, zmieniał kierunek. Drugiego dnia wiało tak mocno, że nawet jak popełniłem błąd, to miałem taką przewagę nad rywalami, że nic nie mogli mi zrobić. 4-6 stopni Beauforta to moje warunki.
- Czyli rywale nie zdążyli wyjść z szoku, po tym jak deklasowałeś ich w Kadyksie?
- Francuz, aktualny mistrz Europy, w ogólnym rozrachunku stracił do mnie tylko jeden punkt, a zatem tym razem o żadnym nokaucie nie może być mowy. Na pewno pływałem najrówniej, co nie było łatwe, bo regaty były źle przeprowadzone. Z czterech dni pływaliśmy tylko dwa. Ponadto nie było tego, co jest na mistrzowskich regatach. Gdy nie ma wyścigów, to nic nie robimy. Tym razem wyjazd do Aten służył przede wszystkim treningowi. Gdy mieliśmy wolne od startów, staraliśmy się ten czas sensownie wykorzystać.
- Czy był z wami sztab naukowców, który prowadził badania warunków atmosferycznych, aby nic was później nie zaskoczyło podczas igrzysk?
- Nie. Muszą wystarczyć obserwacje, które sami poczyniliśmy. Zresztą zapewne ulegną one modyfikacji w lipcu, gdy jeszcze raz przed igrzyskami odwiedzimy Ateny. Na razie było tam bardzo zimno. Na autostradzie leżał śnieg, w stacjach benzynowych oszołomionym Grekom sprzedawano łańcuchy na koła samochodowe. Także przez pewien czas lotnisko było zamknięte. Aby się nie przeziębić, schodząc na wodę trzeba było się ciepło ubrać. Myślę, że mieliśmy takie warunki jak w kwietniu czy maju w Polsce.
- Czy to prawda, że wróciłeś do kraju bez sprzętu?
- Tak. Deskami opiekuje się trener Paweł Kowalski. Także z Kadyksu, gdzie trenowaliśmy przez dwa tygodnie, wpadłem na jeden dzień do kraju, a szkoleniowiec od razu przemieścił się do Aten. Teraz uznaliśmy, że najlepiej zostawić wszystko w Grecji, bo 10 marca lecimy na dwa tygodnie do Turcji. W kwietniu w tym kraju rozegramy mistrzostwa świata. Trener Kowalski przerzuci sprzęt między tymi krajami promem, a zawodnicy będą podróżować samolotem.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane