Rozmowa z Joanną Cupryś, mistrzynią Polski
Zgodnie z oczekiwaniami, koszykarki
Lotosu VBW Climy Gdynia potrzebowały czterech meczów, by ograć PZU Polfę Pabianice w finale play off Sharp Torell Basket Ligi. Dla Joanny Cupryś, która wraz z koleżankami z zespołu z tej okazji została przyjęta przez Wojciecha Szczurka, prezydenta Gdyni, jest to już czwarty tytuł mistrzowski.
- Grasz w Gdyni czwarty sezon i co roku sięgasz po medal z najcenniejszego kruszcu. Ciągłe wygrywanie może się znudzić?
- To już czwarty sezon... To oznacza, że dokonałam trafnego wyboru, przychodząc do Gdyni. Trzeba mieć nosa. (śmiech) A znudzić? Jesteśmy zawodowym zespołem. Jednym z celów postawionych przed nami była obrona tytułu. Dążyłyśmy do tego z całych sił i dywagowanie, czy mamy dość wygrywania, czy wciąż jesteśmy głodne sukcesów na krajowym podwórku, jest niepotrzebne. Po prostu wykonujemy swój zawód, jak potrafimy najlepiej.
- Szósty kolejny, a siódmy w historii klubu tytuł mistrzowski wszystkich cieszy, jednak głównym zadaniem Lotosu był awans do Final Four Euroligi. Tego nie udało się dokonać...
- Na Final Four nie tylko ja, ale wszystkie bardzo się nastawiałyśmy. Gdy w dramatycznych okolicznościach odpadłyśmy z walki, poczułam się, jakby coś mi nagle zabrano. Rozgrywki Euroligi są najbardziej prestiżowe i poważane, to na nich się skupiałyśmy. Liga stanowiła rodzaj przygotowań do meczów w Europie.
- Zdobywanie tytułu mistrzowskiego, w tym roku wygranego wyjątkowo łatwo, może wywołać niebezpieczeństwo popadnięcia w rutynę.
- Jeśli co roku takie miałyby być jej skutki, to nie mam nic przeciwko temu. Rzeczywiście w tym sezonie obrona złotego medalu przyszła nam bez trudu. Przyznam, że po Polfie spodziewałam się większego oporu. Pabianiczanki zbierały doświadczenia w debiutanckim sezonie w Eurolidze, oczekiwałam, że będą chciały je spożytkować. Jedynie w ostatnim spotkaniu zagrały agrsywniej. Jednak zawiodłam się na nich.
- Nie z waszej winy rywalizacja była jednostronna, a przez to monotonna. Finałowa walka nie wywoływała większych emocji u kibiców. Wypada podziękować wam za okazanie nam litości i szybkie zakończenie sezonu.
- Dla mnie, po tym jak pożegnałyśmy się z Euroligą, sezon mógłby zakończyć się już przed miesiącem. Finał z Polfą był normalną ligową rywalizacją, bez wielkiego dreszczyku emocji. Nasz potencjał jest tak ogromny, przewaga tak duża, że na krajowym podwórku nie musimy się wyjątkowo skupiać.
- Poprzedni sezon zakończyłyście bez porażki. W tym - przegrałyście dwa mecze. Te wpadki były objawem niższej formy aniżeli przed rokiem?
- Przegrane mecze określiłabym mianem zdarzeń. A zdarzenia miały miejsce z powodów, mówiąc oględnie, zmęczeniowo-leserskich. Czy zlekceważyłyśmy Aquapark Polkowice i Meblotap Chełm zlekceważyłyśmy? Nawet nie to. Po prostu nie zagrałyśmy na swoim poziomie. Gdy jesteśmy w normalnej formie, to nie ma nas na silnych.
- Sezon rozpoczęłaś na ławce rezerwowych. Po kontuzji Katie Smith byłaś już podstawową zawodniczką Lotosu...
- I po części efektem tego jest moje obecne samopoczucie. Na początku sezonu miałam mnóstwo energii, a teraz jestem potwornie zmęczona.
- Jak będzie wyglądał następny sezon?
- Zespół pewnie troszkę zmieni oblicze. Dojdą przecież bardzo utalentowane
Tatiana Troina i Agnieszka Szott. Mam nadzieję, że w zespole zostanie Gordana Grubin. Trzeba jednak poszukać wzmocnienia na pozycję silnej skrzydłowej. I znów będziemy grać o najwyższe cele.