• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozmowa z Bartłomiejem Wróblem, hokeistą Stoczniowca

star.
8 października 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
- Przeżywasz dobre chwile.
- Wchodzę w najlepszy wiek dla hokeisty. Tak to czuję i taka jest prawda o tej dyscyplinie. Mam 26 lat i odpowiedni bagaż doświadczeń. Żeby dobrze grać, człowiek jednak musi się dużo nauczyć. Co prawda, gdy wróciłem z USA grałem lepiej, naprawdę, tyle, że byłem na lodzie jak w gorącej wodzie kąpany. Teraz, zanim zagram, pomyślę, rzucę okiem na partnera, zrobię zwód.
- Pewnie stąd tyle asyst.
- Mam już ich osiem, najwięcej ze wszystkich obrońców całej ligi. Do tego dwa gole. Taki dorobek bardzo podbudowuje, zachęca. Dobrze mi robi gra w obronie i w formacji z tak skutecznymi napastnikami. Twardy przecież zdobywa gole na zawołanie. To snajper, jakich zawsze nam brakowało. Przeżywam coś zupełnie innego, niż w poprzednim sezonie, gdy byłem w trzeciej piątce, takiej na przetrzymanie wyniku.
- Raz grałeś w obronie, raz w ataku.
- Otóż to, myślę że trener Pysz często miał kłopot z przypisaniem mi roli. W play off grałem w ataku i, uważam, że nie sprawdziłem się. W tej chwili korzystam z kontuzji Leśniaka i gram w tyłach za niego.
- Przed inauguracją sezonu trener oznajmił, że widzi w tobie napastnika.
- Tymczasem czuję się lepiej jako defensor. I chociaż mam jeszcze kłopot z dojazdem do rywala, myślę że w tej roli moim atutem są możliwości ofensywne.
- Czy kibice będą musieli martwić się o awans do czwórki?
- Mam nadzieję, że nie, chociaż czuję, że trudno będzie powtórzyć sukces z poprzedniego sezonu, czego oczekuje od nas zarząd klubu. Chcielibyśmy zakończyć sezon zasadniczy na wyższym miejscu niż czwarte, aby uniknąć półfinału z Unią.
- Jest niezwykłą rzeczą, że twój ojciec, Antoni, były hokeista, a teraz trener, zaraził hokejem wszystkich synów.
- Szybko stawialiśmy pierwsze kroki na lodzie, ale tata zabierał nas również na turnieje piłki nożnej. Byłem niezły w tym kopaniu, nawet Lechia chciała mnie wziąć do szkółki, ale to był już moment, gdy wiedziałem, że wolę zakładać łyżwy niż korki. Akurat ja jestem najbardziej podobny do taty, widać, że ma największy nos, lecz rzuca się też w oczy charakterystyczny styl jazdy. Każdy z nas trzyma wąsko nogi. (śmiech)
- Co słychać u twojego brata, Adama?
- Zaczęło mu się dobrze wieść, jest informatykiem w porządnej firmie. Jednak gdy porzucił hokej wcale nie miał lekko. Zawsze mówiłem, że nie jest głupi, skończył studia, a w swej obecnej branży osiągnął sukces jako samouk. Trenuje z oldbojami, ale nie może grać w ich drużynie, bo ma dopiero 30 lat.
- Mógłby dalej strzelać bramki dla "stoczni"...
- Był wyróżniającym się zawodnikiem, należał do najskuteczniejszych, a mimo to zarabiał bardzo mało. Uznał, że aby utrzymać się musi poszukać innej drogi. To jest typowy dylemat dla wychowanków, również dla mnie i młodszych kolegów. Wszędzie w Polsce płacą więcej. Jest deprymujące słyszeć, że jesteś słaby i na podwyżkę nie zasługujesz. Gdyby ktoś z nas mógł liczyć na dobrze płatną, pewną pracę, zerwałby z wyczynem. Zrobiłem licencjat, jestem trenerem II klasy, następnie zdobyłem tytuł magistra wychowania fizycznego, ale co mógłbym mieć z tego w tej chwili. Etat nauczyciela i 800 złotych? Albo rola trenera młodzików za 300? Na razie z hokeja mam więcej, Stoczniowiec bez wątpienia gwarantuje stabilność, a poza tym kocham ten sport. Tyle że przyszłość hokeja w Polsce jest raczej nieokreślona, z roku na rok wygląda to gorzej, często człowiek uwstecznia się grając w Polsce. Spójrzmy na ekstraligę - zaledwie 28 spotkań, z czego prawie połowa bardziej śmieszna. W I lidze poziom już w ogóle leży, bez przesady dobry napastnik strzela po pięć goli w meczu na stojąco. Nieraz myślę, że lekarstwem jest zawodowa liga złożona z sześciu klubów. Na Pucharze Kontynentalnym graliśmy z Rygą, zespołem wyraźnie lepszym, ale każdy z nas zobaczył, że gdyby zyskał takie możliwości rozwoju, to na bank miałbym tam miejsce.
- Przyszłość należy do twojego młodszego brata, Marka!
- O, to na pewno. On będzie najlepszy z rodziny. Ma 14 lat, a mierzy 185 centymetrów i waży 73 kilogramy. Ja będąc szesnastolatkiem ważyłem mniej i uchodziłem za chuchro. Ani ja, ani Adam, nie graliśmy tak dobrze w tak wczesnej fazie szkolenia. Sam wybiłem się dopiero w SMS, uczestniczyłem m.in. w mistrzostwach świata grupy A do lat 20, gdzie spotkałem kilka przyszłych gwiazd NHL. Marek zdecydowanie wybija się wśród rówieśników. Nie wiem tylko, czy kiedykolwiek zagram z nim w jednej drużynie.
- A to dlaczego?
- Raczej nie będę grać tak długo. Właśnie znajduję się w fazie oceny możliwości zrealizowania pewnego pomysłu. To zalążek, ale coś trzeba robić. Pomyślałem o wyjeździe do Stanów na studia podyplomowe, aby tam jeszcze zrobić papiery trenerskie. Może udałoby się też gdzieś zahaczyć i pograć? Właśnie szukam w internecie uczelni.
- Co na to małżonka?
- Gdyby mi się powiodło, ściągnąłbym ją do siebie. Sama szuka pracy. To jednak dopiero zalążek poważnych planów.
- Łatwiej ci o tym myśleć, skoro już raz spędziłeś półtora roku za Oceanem.
- Po nauce w SMS w Sosnowcu zaryzykowałem i poleciałem do Nowego Jorku, nie mając niczego ustawionego. Zabrałem tylko sprzęt. Rodzice i dziadkowie dali mi pieniądze, na miejscu zaopiekował się mną przyjaciel taty, Leszek Bożyk. Wierzyłem w szczęśliwą gwiazdę odkąd jako reprezentant kraju grałem tam z drużynami collegge'ów. Nawiązywaliśmy walkę z amerykańskimi rówieśnikami. Trafiłem do Albany River Rats, gdzie poznałem Krzysztofa Oliwę. Podczas testów uznano, że mam predyspozycje, które należy podbudować tężyzną fizyczną. Posłano mnie do Chicago Frizee z ligi juniorskiej. Zagrałem w sparingu, wszystkich zdumiała moja technika, ja im na to, że u siebie w kraju wcale nie należałem do najlepszych. Wystąpiłem w sześciu meczach, uzbierałem dwa gole i dwie asysty. Krótko to trwało, bo dopadł mnie pech. Najpierw wykręciłem kciuk, a gdy grałem z gipsem na ręce partner z drużyny skoczył mi na plecy. Źle stałem i staw skokowy w lewej nodze poszedł w diabły. Gram w hokeja tylko dlatego, że wtedy włożono mi śrubę. Kiedy wyzdrowiałem, bezowocnie próbowałem jeszcze w paru miejscach. Zyskiem była nauka angielskiego i to, że poznałem trochę świata.
Głos Wybrzeżastar.

Kluby sportowe

Zobacz także

Opinie (1)

  • debil

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane