- 1 Arka: odwołanie od kartki, kontuzjowani walczą (34 opinie)
- 2 Kapić chce i zasłużył, by zostać w Lechii (49 opinii)
- 3 Solidny Iversen, zapracowany Brennan (5 opinii)
- 4 Gedania wyszarpała zwycięstwo (9 opinii)
- 5 Lechia gotowa na fetę i inne scenariusze (143 opinie)
- 6 Połączyli siły. Gdzie na mecz w Majówkę? (10 opinii)
Rozmowa z Jarosławem Krupskim
22 stycznia 2004 (artykuł sprzed 20 lat)
Arka Gdynia
Najnowszy artykuł o klubie Arka Gdynia
Arka Gdynia odwołuje się od kartki. Kontuzjowani walczą z czasem
Już niewiele brakuje, aby jedna ze sztandarowych postaci Arki w latach 90. (ponad 200 występów ligowych!) powróciła do gdyńskiego klubu. Jarosław Krupski żegnał się z żółto-niebieskimi barwami w kwietniu '95. Od tamtej pory strzegł bramki Aluminium Konin, GKS Bełchatów, Wisły Płock i Zagłębia Lubin. Rozegrał 101 spotkań w ekstraklasie. W lipcu skończy 35 lat.- Porzucił pan myśli o wyjeździe?
- W tej chwili jestem zdecydowany, aby zostać w Gdyni i grać w Arce. Te dziewięć lat, które spędziłem poza domem, już mi wystarczą. Chcę osiąść tu na stałe. Od dawna trenowałem z Arką, nikt nie stawiał przeszkód, aż nadszedł moment, gdy zaczęliśmy rozmawiać, najperw wstępnie. Wiedziałem, że spółka prowadzi określoną politykę finansową, że wypełniła limit kontraktów. Czekałem więc cierpliwie.
- I już nie skusi pana pierwsza liga?
- Teraz nie. U schyłku jesieni nadeszła oferta z Łodzi i gdyby była rozsądna pod względem finansowym, przyjąłbym ją bez mrugnięcia oka. Znam dobrze trenera Kasalika, on widział mnie w zespole. Widzew to wciąż markowy klub, nieważne, że znajdujący się w trudnej sytuacji. Chociaż właśnie dlatego postawiłem sprawę jasno - przed kończącymi rundę grami z Groclinem i Legią chciałem pieniądze od razu przy podpisie. Jednak pan Grajewski, mimo zapewnień innych działaczy, nie przystał na to. Mimo to pożegnaliśmy się w zgodzie.
- Zrezygnował pan z comebacku, który mógł olśnić wszystkich. Czy to było rozsądne?
- Na moim miejscu zgodziłby się początkujący golkiper. Dla niego byłaby to szansa. W moim wieku na takie eksperymenty pozwalać sobie nie można.
- Z Arką to nie eksperyment?
- Na razie tematem rozmów były moje występy do czerwca. Porozumienie jest blisko, to już kwestia słowa "tak". Nie sądzę, jeśli ktoś podejrzewa, aby pomysł miał upaść z powodów finansowych. Jak już mówiłem wcześniej, ja się dogadam. Albo inaczej - życzyłbym sobie tego.
- Skoro pan nie mógł, Arka pozyskała latem Wyłupskiego. Ale gdynianie mają pana na oku już od półtora roku!
- W lipcu 2002, gdy opuściłem Płock, gdzie notabene zastąpił mnie właśnie Sylwek, nie mogłem wybrać inaczej.
W Lubinie akurat tworzyła się drużyna nie twierdzę, że natychmiast na miarę europejskich pucharów, ale z pewnością na pierwszą piątkę. Angaż trenera Nawałki połączony z głośnymi transferami miały gwarantować sukces. Stało się inaczej. Doznałem największej porażki w karierze, lecz nie jest tak, że oferta z Lubina była dla mnie nieszczęściem.
- Tylko czy po fakcie musiał pan stracić całą jesień?
- Po spadku Zagłębia napisałem pismo z prośbą o zgodę na treningi w Arce. Działacze z Lubina odrzucili je, a jeszcze założyli sprawę przeciwko mnie i kilku innym piłkarzom. Klub chciał rozwiązać kontrakty z naszej winy, ale w PZPN przegrał. Myśmy z kolei wyszli z pozwem o odzyskanie kart zawodniczych i sprawa ta skończyła się naszym sukcesem. Jednak trwała na tyle długo, że nie zdążyłem podpisać kontraktu w Gdyni. A bardzo liczyłem na ponowne występy w macierzystym klubie. Sam proponowałem Zagłębiu umorzenie połowy zaległych płatności wobec mnie. A dziś, w związku z tym, że klub postąpił tak jak postąpił, przeciągał konflikt, żądam od niego sto procent należnych mi pieniędzy. Plus odsetki. Sprawa jest w toku. Kartę odzyskałem, czekam na kasę. Umowa jest na tyle czytelna, że nie powinno być z tym problemów.
- W Cetniewie trenuje czterech bramkarzy, w tym dwóch z bogatym bagażem doświadczeń...
- Myślę, że to tylko i wyłącznie powód do radości trenera. Każdy chciałby taką rywalizację, a na pozycji bramkarza pan Mandrysz ma ją zapewnioną. To powinno mieć pozytywny wpływ na cały zespół.
- Wydaje się, że rywalizacja rozegra się zimą. Pewie w trakcie ligi trener nie będzie chciał mieszać...
- Daję głowę - jeśli, rzecz jasna, zostaną z kolegami - że walka o miejsce między słupkami odbędzie się w sympatycznej atmosferze. Znamy się z Sylwkiem nie od wczoraj, lubimy się, mieszkamy tutaj w jednym pokoju. Nie będzie żadnych podjazdów, trików.
- Miałby pan nie tylko bronić, ale i uczyć tego fachu.
- Taka propozycja padła już pod koniec rundy jesiennej. Jak będzie, trudno powiedzieć. Cały czas dogadujemy się. Rzeczywiście miałbym bronić oraz pomagać w szkoleniu bramkarzu.
- Kiedyś w rozmowie wspomniał pan o nauce. Czyżby w tym kierunku?
- Jeszcze nie. Odrabiam zaległości z lat młodzieńczych. Wkrótce wstąpimy do Unii, matura będzie niezbędna, aby móc cokolwiek robić, więc normalnie uczę się w szkole. Zacząłem po powrocie z Lubina. Nie powiem, ciężko po latach przyłożyć się do nauki, ale zrobię wszystko, żeby mieć świadectwo maturalne.
- Mówiło się, że trenerem bramkarzy ma zostać Ryszard Jankowski.
- Również o tym słyszałem. Miałem okazję grać z nim w Koninie, a także trenować pod okiem Ryśka, co działo się w Płocku. To prawdziwy fachowiec. Nie wiem jednak, czy faktycznie trafi do Gdyni. Zresztą czy jest sens, skoro mam być ja? Chociaż, oczywiście, decyzja nie należy do mnie. Jeśli klub stać na tylu pracowników, to czemu nie.
- Czy ta pańska podwójna rola nie jest trochę niezręczna?
- Przypominam, że ten wariant jeszcze nie jest przesądzony. Aczkolwiek możliwy. Nie widzę żadnych przeciwskazań. Będziemy wykonywać te same ćwiczenia, nikt nie będzie się oszczędzał. Nie należę do ludzi, którzy kopią pod kimś dołki. Najczęściej samemu się w nie wpada. Nie pomyślałem o tym, że mógłbym specjalnie obniżać formę kolegów, ba, myślę, iż moja troska o dyspozycję Sylwka oraz Michała Chamery i Maćkę Wesołowskiego będzie im pomocna.
- Jak się wraca do Arki grającej na dawnym stadionie Bałtyku?
- Cieszę się, że w ogóle wracam do Arki. To że stadion jest inny, no, cóż, dziś rządzi ekonomia, nie tylko futbolem. GOSiR przynajmniej zapewnia godziwe warunki do treningu, ponieważ przy Ejsmonda, co by nie mówić, nie było ich wcale. Główne boisko i na nim koniec.
- Pożegnanie z Arką nie było miłe.
- Nie ukrywam, że działacze, którzy wtedy rządzili klubem, potraktowali mnie niezbyt grzecznie, ale nie wracam pamięcią do tamtych chwil. Podajemy sobie ręce, mówimy "dzień dobry".
Wywiady
Kluby sportowe
Opinie (4)
-
2004-01-22 09:26
Czas najwyższy,aby starzy ARKOWCY poprowadzili drużynę i kształtowali żółto-niebieski
charkter. Może pomyśleć jeszcze o Nicińskim?- 0 0
-
2004-01-22 11:50
Jacek jestes ARKOWCEM a wiec to do czegos zobowiazuje,!!!!!! Powodzenia
- 0 0
-
2004-01-22 11:52
Sorki chodzi o Ciebie Jarek!!!!!! Powodzenia
- 0 0
-
2004-01-22 15:09
Jarek
No Jarek był kiedyś dobry pamiętam miał pare wpadek ale....no coż latka lecą napewno sie Arce przyda ale...lepiej niech sie wszyscy wezmą do roboty bo bedzie cieżko...!!
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.