• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozmowa z Karolem Jabłońskim

jag.
7 stycznia 2003 (artykuł sprzed 21 lat) 
Nie Mateusz Kusznierewicz, który od złota na igrzyskach olimpijskich w 1996 roku oraz dzięki umiejętnej "sprzedaży" w mediach jest najbardziej rozpoznawalną w naszym kraju żeglarską twarzą, lecz Karol Jabłoński znalazł się gronie laureatów 68. Plebiscytu "Przeglądu Sportowego" na 10 Najlepszych Sportowców Polski. Zresztą skiper teamu Polska 1 w Hotelu Sofitel-Victoria w Warszawie reprezentował nie tylko rzesze żeglarzy, ale także bojerowców.

- Czy tytuł mistrza świata w match racingu, przodownictwo w rankingu ISAF w tej specjalności oraz srebro z mistrzostw świata w bojerach to adekwatne osiągnięcia do dziewiątego miejsca w Polsce AD 2002?
- Na pewno fajnie jest znaleźć się w takim towarzystwie, zabawa, w której uczestniczyłem z żoną, też była bardzo dobra, ale... Nie chciałbym, aby uznano mnie za człowieka zarozumiałego. Jednak nie będę ukrywał, że nie tylko spodziewałem się miejsca w "10", ale liczyłem na znacznie lepszą lokatę niż dziewiąta. Ponadto na tytuł drużyny roku z pewnością zasłużył team żeglarski Polska 1. Sukcesów w match racingu nie byłoby przecież bez Grześka Baranowskiego, Jacka Wysockiego czy Piotra Przybylskiego. A przecież w teamie mamy aż 16 zawodników. Cóż, najwyraźniej w dziennikarskiej terminologii drużyny można szukać tylko pośród gier zespołowych. Skoro indywidualnie uznania nie zdobył żaden piłkarz, to w inny sposób należało docenić dyscyplinę, której krajowe media poświęcają najwięcej miejsca.
- A która pozycja w "10" byłaby adekwatna do twoich osiągnięć?
- Myślę, że trzecia-czwarta.
- Czyli okolice, w których umiejscowiono Dariusza Michalczewskiego. Co powiesz na liczne próby porównywania waszego sportowego szlaku?
- Nie widzę płaszczyzny do czynienia analogii. W tym sezonie pokonaliśmy najlepszych żeglarzy na świecie, a Michalczewski, niczego mu nie ujmując, w 2002 roku wygrał tylko dwie walki, i to na pewno nie z wyśmienitymi rywalami. Także porównanie niemieckiego wątku w naszych życiorysach jest chybione. Wróciłem do Polski w 1993 roku. Od tego czasu już w barwach naszego kraju zdobyłem sześć tytułów mistrza i trzy tytuły wicemistrza świata w bojerach i wygrałem wiele prestiżowych regat żeglarskich. Aby takie sukcesy odnieść pod biało-czerwoną flagą, Darek musiałby boksować jeszcze z dziesięć lat.
- Pozostając w plebiscytowym klimacie, ale przenosząc się do wymiaru lokalnego, Karol Jabłoński nie ma chyba prawa narzekać. U schyłku roku wyróżnił cię marszałek województwa warmińsko-mazurskiego, a w Gdyni zostałeś nominowany do głównej nagrody na najlepszego sportowca miasta. Nie czujesz rozdwojenia jaźni?
- To bardzo miłe. W Trójmieście spędziłem wiele lat i wielokrotnie podkreślałem, że jeśli miałbym się przenieść na stałe z Mazur, to tylko tutaj. Jednak obecnie Gdynia to przede wszystkim siedziba teamu Polska 1, tutaj odbył się chrzest naszego jachtu MK Cafe - Posti, stąd chcielibyśmy wyruszyć na Puchar Ameryki.
- Debiut polskiego teamu w najbardziej prestiżowych regatach świata planowany jest na 2005 rok. Zapewne z zainteresowaniem śledzisz tegoroczne zmagania o prawo rywalizacji z obrońcą trofeum, New Zeland. Kto jest twoim faworytem?
- Podtrzymuję prognozę, którą wygłosiłem jeszcze przed rozpoczęciem regat challengerów. Najlepiej przygotowany, zarówno pod względem technologicznym, jak i doświadczenia oraz klasy załogi, jest syndykat szwajcarski.
- Czy gdyby Szwajcarzy zdobyli Puchar Ameryki, nie byłoby to równoznaczne z końcem tych regat? Zgodnie z tradycją rywalizacja odbywa się na akwenie obrońcy tytułu, a Szwajcaria, choć słynie z wielu atrakcji, nie ma morza.
- Szwajcarzy brali pod uwagę ten problem jeszcze przed przystąpieniem do rywalizacji. Rozważano wiele koncepcji. Z tego co wiem, najbardziej możliwa lokalizacja w przypadku ich wygranej z New Zeland to francuskie Saint Tropenz.
Głos Wybrzeżajag.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane