Łukasz Stasiuk to postać najbardziej anonimowa w gronie nowych piłkarzy Arki. Przybył do nas z III-ligowego Okęcia, gdzie grał pod okiem swojego wychowawcy z Sarmaty, Władysława Stachurskiego, byłego selekcjonera. Drobny lewoskrzydłowy nie jest jednak graczem bez historii.
- Sześć lat temu spędziłem sezon w I-ligowym Stomilu, ale mogłem tam liczyć tylko na wsparcie trenera Oblewskiego. Gdy zastąpił go Broniszewski, rychło wypadłem z kadry. Bardzo udany czas spędziłem w Dolcanie, z którym dwukrotnie wygrywałem III ligę. W Ząbkach doszedłem do fukcji kapitana, rozegrałem 60 spotkań w II lidze.
- Zagra pan dzisiaj w Wejherowie?- Mam nadzieję, aczkolwiek raczej jako rezerwowy. Trener Kusto trochę inaczej ustawia skład.
- W drodze z Warszawy przygotował się pan na ostrą walkę?
-
Arka ma tak mocny zespół, że chyba nikt - no, może poza kilkoma faworytami, którzy są w każdym klubie - nie może być pewny miejsca w jedenastce. Zamierzam walczyć o miejsce dla siebie.
- Transfer Kalkowskiego, konkurenta dla pana, był wręcz sensacyjny.- Nie było w tym nic dziwnego. Aby stworzyć klasową drużynę, szkoleniowiec potrzebuje obsadzić każdą pozycję dwoma zawodnikami. Pojawił się więc Maciej. Rywalizacja już jest. Teraz ważne, aby nowa kadra zintegrowała się na boisku i poza nim.
- Trener sprawdzał pana również na prawej stronie.- Nie robi mi to różnicy, choć nie kryję, że lepiej czuję się na lewej flance. Pewnie z racji przyzwyczajenia.
- Arka może być przełomem w pańskiej karierze.- Na to liczę, właściwie bije już dla mnie ostatni dzwonek. Mam przecież 27 lat i była pora poddać się najważniejszej próbie. Poprzedniego lata otrzymałem dwie propozycje z klubów II ligi, lecz byłem krótko po ślubie. Rozstanie z żoną, bo nie mogła ze mną pojechać, byłoby zbyt kłopotliwe i bolesne. Nie byliśmy na to gotowi. Minął rok, dojrzałem jako człowiek, a to też, moim zdaniem, istotny czynnik, więc doszliśmy do wniosku, że jakoś przetrwamy rozłąkę. Chciałbym udowodnić, iż jako piłkarz nie tylko dobrze się zapowiadałem. W ofercie z Gdyni dostrzegłem swoją szansę. Ten klub ma niesamowite możliwości rozwoju. To się czuję.
- Czyli jest pan sam.- Nie do końca. Otuchy w nowym otoczeniu dodaje mi brat, który pracuje w Gdyni w hotelu, jest menedżerem gastronomii. Żona będzie przyjeżdżać na mecze. Skończyła handel zagraniczny i ma dobrą pracę. Trudno, aby szukała nowej tutaj, skoro rzesza wykształconych ludzi z Trójmiasta jedzie za chlebem do stolicy. Bo tam jeszcze jest spory rynek.
- Gdzie pan zamieszkał?- Szczęśliwie znalazłem lokum w tej samej cenie na Fikakowie, bo mieszkanie w centrum Gdyni było stare i niezbyt przyjemne. Rozpakowałem się trzy dni temu, podłączyłem komputer. Pecety i internet to moje hobby, również wypełniacze czasu w oczekiwaniu na trening. To teraz bardziej przyjazne dla organizmu niż spacery w upale.
- Co jeszcze pana zajmuje?- Kino i filmy.
- Kierowcy ze stolicy lubią poszaleć.- Nie mam auta dobrego do szaleństw, a poza tym w Trójmieście trudno. Odniosłem wrażenie, że tutaj wszyscy jeżdżą lewym pasem.