Reprezentacja Polski w rugby siedmioosobowym rewelacyjnie rozpoczęła tegoroczne eliminacje do mistrzostw Europy. W Pradze biało-czerwoni zajęli drugie miejsce, pozostawiając w pokonanym polu m.in. faworyzowaną Rumunię 7:5! Finał z Niemcami przegrali 12:19. Miejscowy sędzia uznał rywalom przyłożenie, którego... nie było! Kolejna okazja do zdobycia punktów nadarzy się w Sopocie już w najbliższą sobotę. Ozdobą turnieju przy ul. Jana z Kolna (od godziny 9.30 do 18.00) powinna być ekipa Francji.
W ubiegłym roku w mistrzostwach Europy Polacy zajęli siódme miejsce. Aby w tym sezonie powalczyć o poprawę tej pozycji (14-15.08. Heidelberg), podopieczni
Andrzeja Kopyta muszą uzbierać jak najwięcej punktów w dwóch z trzech turniejów eliminacyjnych. W Pradze został zrobiliśmy doskonały początek. Biało-czerwoni wygrali z Łotwą 31:7, Bośnią i Hercegowiną 31:0, Rumunią 7:5 oraz dwukrotnie ulegli Niemcom 5:21 i 12:19.
- Najsłabszą ekipą była Bośnia. Równie pewnie wygraliśmy z Łotwą, choć później okazało się, że to groźny przeciwnik, gdyż uległ jeszcze tylko Niemcom. Rumunów ograliśmy niemal rzutem na taśmę. Położył Jurkowski, a podwyższył niemal spod samej linii Pisarek. W trzech ostatnich spotkaniach mieliśmy pecha do arbitra z Czech. W każdym z tych spotkań uznawał po jednym przyłożeniu, którego nie było. Samego siebie przeszedł w finale. Bartek Kraska powstrzymał rywala chyba pół metra przed polem punktowym, a sędzia, stojąc daleko od akcji, uznał punkty! - relacjonuje
Filip Cackowski, jedyny rugbista z Trójmiasta, który pojechał do Czech.
Skompletowanie składu to największy problem trenera Kopyta. W Pradze - poza zawodnikiem sopockiego Ogniwa - mógł liczyć na:
Marcina Daniluka, Piotra Jurkowskiego, Konrada Jarosza, Arkadiusza Kwiatkowskiego, Bartłomieja Kraskę, Łukasza Wieczorka, Rafała Woźniaka, Łukasza Jamroza.- Z Ogniwa powołanych było trzech zawodników, ale po rozmowie z Łukaszami Szostkiem i Jasińskim oraz trenerem Grzegorzem Kacałą zdecydowaliśmy, że to ja pojadę. Mam największe doświadczenie w siódemkach. W poprzednim roku brałem udział w trzech turniejach. Dodam jeszcze, że w finale z powodu kontuzji nie mogli grać Wieczorek, Jurkowski i Daniluk. Nie mogliśmy dokonać żadnej zmiany. Na domiar złego postanowiono, że mecz o pierwsze miejsce zamiast 2 x 7 minut, jak to było we wcześniejszych grach, trwać będzie 2 x 10 minut. Szkoda, bo w 14 minucie finału prowadziliśmy 12:7. Później zabrakło zdrowia - dodaje Filip Cackowski.
jag.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
