We współczesnym sporcie trudno o sukces w pojedynkę. Postanowili więc połączyć siły. Na razie w samochodowym teamie wyścigowym Pasya jest ich trzech. Kierowcy -
Krzysztof Piszczatowski i
Piotr Chmielecki - oraz główny mechanik i konstruktor
Jarosław Urban zamierzają nie tylko wygrywać na torze, ale, i to może przede wszystkim, stworzyć odpowiednie warunki do rozwoju tej dyscypliny w Trójmieście. "Głos Wybrzeża" patronuje ich przedsięwzięciu.
Startują w klasie 126 p, ścigają się popularnymi "maluchami", które po kilkudziesięciu godzinach rasowania w warsztacie stają się wyścigowymi bolidami. Każdorazowo muszą stawić czoło kilkunastu rywalom.
Początki Pasyi są zachęcające. W pierwszej eliminacji mistrzostw okręgu kujawsko-pomorskiego
Piotr Chmielecki wygrał finał B, a w finale A metę osiągnął na piątej pozycji. To otwarcie pokazuje, że realne są zamierzenia, by na koniec sezonu w klasyfikacji generalnej tzw. folkrace, w której klasyfikowane są także auta o większej pojemności, znaleźć się w czołowej "10". W porównaniu z minionym rokiem byłby to znaczny postęp, gdyż poprzednio członkowie teamu lawirowali między drugą a trzecią dziesiątką.
- Startuję od dwóch lat. Na początku tego roku zainicjowałem powstanie nieformalnego teamu. Dlaczego Pasya? Bo wyścigi samochodowe to jest to - czym chcemy się zajmować, to - co lubimy. Co więcej, nie zamierzamy poświęcać się temu pasjonującemu przedsięwzięciu sami, ani czerpać z niego korzyści majątkowych. Naszym podstawowym celem jest propagowanie sportu samochodowego w Trójmieście. Uważam, że dotychczas w tym kierunku, niestety, niewiele robiono - podkreśla
Krzysztof Piszczatowski.
Wydawać by się mogło, że wyścigi "maluchów" są doskonałym terenem polowań dla sportowych menedżerów młodych talentów. Nic z tych rzeczy. Startujący są pozostawieni samym sobie, nieraz narażają się na złośliwe komentarze, i tym samym raczej nie liczą, że ta rywalizacja będzie dla nich odskocznią do dalszej kariery. Dlatego obok nastolatków, którzy na wyścigowe tory wkraczają niemal po uzyskaniu prawa jazdy, w klasie 126 p startują i blisko pięćdziesięcioletni dżentelmeni.
- Jest to klasa markowa, a to oznacza, że auto musi być zgodne z danymi zawartymi w świadectwie homologacyjnym. Wszystko inne można zmieniać, udoskonalać. Modyfikuje się zawieszenie, pracuje nad zwiększeniem mocy czy zmniejszeniem wagi pojazdu... Sądzę, że 70 procent w każdym aucie jest efektem pracy wykonanej w warsztacie - wyjaśnia Piszczatowski.
Sezon wyścigowy trwa od kwietnia do września. Pasya w kalendarzu ma pięć lub nawet sześć imprez. Najbliższa odbędzie się 16-17 czerwca w Nowym Mieście Lubawskim, następne 17-18 sierpnia, 7-8 oraz 28-29 września w Toruniu. Kierowcy wystartują też 20 i 21 lipca. Wówczas planowane są równocześnie wyścigi w Toruniu i Sopocie. Jeśli oba dojdą do skutku, to pierwszego dnia Pasyę zobaczymy w grodzie Kopernika, a drugiego w perle Bałtyku.
- Jeśli uda nam się zebrać pieniądze, a najbliższy Trójmiasta toruński tor jest wolny, po taramy się wynająć obiekt do jazd próbnych. Na co dzień nie ma mowy o treningu. Pozostaje praca w warsztacie. Wszystko by się zmieniło, gdybyśmy wybudowali w naszym regionie tor. Nie chcemy od razu profesjonalnego obiektu, który uzyskałby homologację międzynarodowych władz, gdyż musielibyśmy dysponować terenem o powierzchni 20 hektarów. Na początek wystarczyłyby nam 3-4 hektary nieużytków. Z taką prośbą zamierzamy się zwrócić do władz samorządowych, zainteresować pomysłem sponsorów. Mam nadzieję, że wystarczy nam entuzjazmu. Jesteśmy otwarci na wszelką współpracę. Już wspiera nas Henderson, za pomoc dziękujemy Jarosławowi Szczutkowskiemu. Gdy nasze wysiłki powiodą się, będzie to początek nie tylko trójmiejskich wyścigów w oparciu o profesjonalne zasady, ale także doskonały teren do szeroko pojętej motoryzacyjnej edukacji. Mogłaby na przykład powstać szkoła jazdy - marzy Krzysztof Piszczatowski.
