• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

To było wejście smoka

Jacek Główczyński
18 lutego 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
To było wejście smoka... Co prawda rzecz niedotyczy karate, tylko judo, ale takiego otwarcia roku nie powstydziłby się słynny Bruce Lee. Adriana Dadci trzykrotnie startowała w zawodach kwalifikacyjnych do igrzysk w kategorii 70 kilogramów i tyle razy wygrywała. Gdańska akademiczka może już prasować kimo na wyjazd do Aten. Z kolei Anna Żemła-Krajewska zwyciężyła w wadze 48 kilogramów dwukrotnie i jest już prawie olimpijką. Radosław Laskowski, gdański szkoleniowiec żeńskiej reprezentacji, zapowiada, że to wcale nie koniec sukcesów. Co więcej, te największe jeszcze przed nami.
Panie trenerze, proszę przyjąć gratulacje. Po słabszym poprzednim sezonie taka eksplozja formy budzi uznanie.
Dziękuję. Przyznam nieskromnie, że na takie wyniki liczyłem. Mieliśmy ruszyć mocno, aby jak najwcześniej zapewnić sobie nominacje olimpijskie.
Czyli forma nie przyszła zbyt wcześnie i gdy przyjedzie jechać do Aten, to nie zostanie po niej tylko wspomnienie?
Nasze zawodniczki jeszcze nie są w takiej formie, jaką szykuje się na największe imprezy. Zdajemy sobie sprawę, że w tym sezonie są dwa kluczowe starty - igrzyska olimpijskie i mistrzostwa Europy. Tam dziewczyny powinny dopiero pokazać, na co je naprawdę stać.
Uchyli pan nieco drzwi do trenerskiej kuchni? Co należało zmienić, by przed polskimi judoczkami zaczął drżeć świat?
Często tak bywa, że dobre sezony przeplatają się ze słabszymi. Po ubiegłorocznych, mniej udanych startach nie było paniki. Wprowadziłem pewne modyfikacje do zajęć, ale w żadnym wypadku nie była to rewolucja. W sporcie nie da się zbudować formy w jeden-dwa miesiące i nagle wystrzelić. Na obecnie odnoszone sukcesy pracowaliśmy latami. Teraz tylko procentuje konsekwencja, sumienność naszej pracy.
Ile judoczek pojedzie do Aten?
Wcześniej założyłem, że 3-4 i dalej tę prognozę podtrzymuję. Do rankingu liczą się cztery starty i właśnie tyle zawodów eliminacyjnych wygrała Dadci. Przypomnę bowiem, że poza tegorocznymi startami w poprzednim roku zwyciężyła w Hamburgu. Żemła-Krajewska jest prawie pewna wyjazdu do Aten. Blisko awansu są Barbara Bukowska i Barbara Wójcicka, z z nieco dalszej pozycji atakować będzie Magdalena Kozioł.
Czy zdobycie przez Adrianę nominacji olimpijskiej spowoduje, że zmodyfikuje pan jej kalendarz startów?
Trzymamy rękę na pulsie. Na pewno koncentrować się teraz będzie na mistrzostwach Europy, zawodów będzie mniej, ale w Turnieju Warszawskim, który jest dla nas prestiżowy, także wystartuje.
Kwalifikacje judoczek i judoków często odbywają się w tych samych miejscach. Czy to w naszej reprezentacji podsyca rywalizację płci?
Nie ma rywalizacji między nami. Wręcz przeciwnie. Podczas wyjazdów trzymamy się razem. Dziewczyny kibicują mężczyznom, a oni rewanżują się im tym samym.
Ale gdy panie wygrywają, a panowie nie, to chyba judocy podchodzą do pana i mówią "trenerze, poradź coś"?
Nie ma takich sytuacji. Nie nie oceniać wyniki mężczyzn. To leży w gestii trenera tej reprezentacji.
A czy podczas wspólnych wyjazdów tworzą się reprezentacyjne pary?
Nie śledzę zawodniczek, nie ingeruję w ich wybory w tych kwestiach. Generalnie to dobrze wpływa na dziewczyny, gdy mają chłopaków, czy tak ja Ania Żemła-Krajewska i mężów. Nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy, jeśli powiem, że sympatią Adriany jest gdański judoka, Paweł Smoliniec. Są nawet szanse, że razem pojadą do Aten, gdyż zawodnik walczy o nominację w kategorii do 100 kilogramów.

Zobacz także

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane