Z dalekiej podróży wróciły koszykarki
Lotosu. Gdynianki przegrywały z Valenciennes już 15 punktami, by w ostatnich sekundach przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Podopieczne Krzysztofa Koziorowicza wygrały 74:69 (14:19, 16:20, 18:17, 26:13).
LOTOS: Powell 18, Bibrzycka 13, Cupryś, Melvin 6, Dydek 19 - Mizrachi 4, Pawlak, Troina, Wodopianowa 14.
Valenciennes: Feaster 23, Lawson 3, Sauret 7, Brown 8, Wauters 15 - Le Drean 6, Batković 7.
Francuzki w hali GOSiR powitał transparent "Levin - My to ciągle pamiętamy", który odnosił się do finału Euroligi sprzed dwóch lat. Przed spotkaniem
Agnieszka Bibrzycka jeszcze raz została uhonorowana za zdobycie tytułu najlepszej koszykarki Europy. Na tym skończyły się przyjemne momenty dla gdynianek.
Od początku meczu inicjatywa należała do ekipy Valenciennes. Gdynianki nie zdobyły punktów w pierwszych czterech akcjach. Miały dwie straty, Joanna Cupryś nie trafiła spod kosza, a Małgorzata Dydek nie wykorzystała dwóch rzutów osobistych (dopiero w siódmej minucie, w szóstej próbie ta sztuka udała się gospodyniom). Francuzki prowadziły 6:0. W 3 min było dobrze. Lotos doprowadził do wyrównania (6:6). Wystarczyło jednak 120 sekund, by ekipa gości uzyskała 8 "oczek" przewagi. Po jedynym celnym rzucie za trzy gdynianek w pierwszej połowie, w 8 min przegrywaliśmy tylko 12:15. Kolejne cztery akcje gospodyń nie przyniosły zdobyczy i po pierwszej ćwiartce Francuzki były lepsze o 5 punktów.
Podopieczne
Krzysztofa Koziorowicza fatalnie rozpoczęły drugą kwartę. Po 2 minutach było 14:27. Katem Lotosu była
Allison Feaster (19 punktów w ciągu 20 min!), która czterokrotnie przymierzyła za trzy. Gdynianki poderwały się do walki i zmniejszyły straty do pięciu "oczek" (28:33). Na kosz Sandry Le Drean odpowiedziała słaba w pierwszej połowie Chasity Melvin, która pierwsze punkty zdobyła dopiero w 17 min. Do końca trafiały już tylko Francuzki. Gospodynie mogły zniwelować nieco straty, ale cztery próby nie przyniosły punktów. Pierwszą połowę zakończyła Ann Wauters akcją 2+1.
Sygnał do odrabiania strat dała
Elaine Powell, zdobywając dwa punkty na rozpoczęcie drugiej połowy. Gdynianki zaczęły lepiej grać w ataku, ale nadal przeważały Francuzki, utrzymując 12-14 "oczek" przewagi. W 25 min było 40:54 i wydawało się, że gospodynie będą musiały się pogodzić z porażką. Dzięki skutecznym akcjom Powell Lotos zaczął odrabiać dystans do rywalek (48:54).
Amerykanka zdobyła pierwsze punkty w ostatniej ćwiartce. W 32 min było 52:56 i nadzieje na wygraną odżyły. Niestety, wystarczyło 50 sekund, by rywalki powiększyły przewagę do 11 punktów. Gra Francuzek przestała się układać, gdy czwarte faule popełniły Ann Wauters, Edwige Lawson i Suzy Batković. Po akcji za trzy punkty Bibrzyckiej Lotos tracił tylko cztery "oczka" (61:65). Po trafieniach Feaster Francuzki prowadziły w 37 min 69:64. Od tego momentu punktowały tylko gdynianki. Do wyrównania doprowadziła
Natalia Wodopianowa półtorej minuty przed zakończeniem meczu. Na pierwsze prowadzenie Lotos wyszedł na 49 sekund przed końcową syreną po rzucie osobistym
Limor Mizrachi. Nie trafiła za drugim razem, ale po zbiórce przymierzyła za trzy. Wynik ustaliła Wodopianowa trafiając z rzutu osobistego 7 sekund przed końcem gry.
Laurent Buffard, trener Valenciennes:
- Lotos pokazał, że jest bardzo silną drużyną i może wygrać z każdym. Przez większą część meczu graliśmy bardzo dobrze, ale zapomnieliśmy, że gra się do końca. W ostatniej kwarcie nie mieliśmy recepty na Powell i Dydek. Gdy się przegrywa piłki w ostatnich sekundach trudno myśleć o wygranej.Krzysztof Koziorowicz, trener Lotosu:
- Wróciliśmy z bardzo dalekiej podróży. Przez trzy-czwarte meczu graliśmy słabo, ale w trzeciej kwarcie dziewczyny potrafiły przełamać słabość i wygrać. O naszym zwycięstwie zadecydowała wola walki, samozaparcie i zmina krew w decydujących momentach. Dziękuję drużynie za postawę w całym meczu, a Limor Mizrachi szczególnie za ostatnie akcje.