Trudno to sobie wyobrazić, ale w Gdańsku nie będzie ekstraklasy piłki ręcznej mężczyzn! Zaledwie pięć lat po tym, jak Wybrzeże zdobyło tytuł mistrza Polski - padł ostatni bastion tej dyscypliny. W finałowej kolejce sezonu 2005/05 miejsca w elicie nie zdołał obronić
AZS AWFiS Gdańsk. Akademicy zaledwie zremisowali na własnym parkiecie z Piotrkowianinem-Kiperem 35:35 (19:18). Tym samym przegrali korespondencyjną walkę z Wisłą Puławy, która pokonała u siebie Miedź Legnica 32:22 (14:12). Obie drużyny ukończyły rozgrywki z identycznym dorobkiem punktowym (po 19), ale rywale byli zdecydowanie lepsi w bezposrednich meczach, gdyż z czterech wygrali aż trzy.
AZS AWFiS: Sibiga, Głębocki - Fogler 3, Ćwikliński 4, Olęcki 1, Woynowski 4, Pilch 6, Masiak 1, Jachlewski 10, Pepliński 1, Sulej, Żółtak 5. Trener: Wojciech Nowiński.
PIOTRKOWIANIN: Turowski, Ner - Bodasiński, Laskowski 9, Skalski 3, Baturin 7, Jakimowicz 2, Furman 1, Maślak 3, Matyjasik 3, Przybylski 6, J. Płócienniczak 1. Trener: Edward Strząbała.
Sędziowali: Baranowski (Warszawa) i Lemanowicz (Płock).
Widzów: 350.
Piotrkowianin, który już wcześniej miał zapewnione utrzymanie, zagrał o 9. miejsce, które w przypadku porażki w Gdańsku straciłby na recz akademików. Jednak przede wszystkim goście uratowali ekstraklasę Puławom, które w przypadku sukcesu akademików pożegnałyby się z krajową elitą. Jeszcze w 48. minucie wydawało się, że gospodarzom przy ul. Wiejskiej nie może stać się krzywda. Miejscowi szczypiorniści prowadzili 30:25! Co zrobili w końcówce? Każdy z zawodników, trenerów i działaczy ma na to swoje wytłumaczenie. Nie wytrzymali psychicznie, zabrakło umiejętności czy wreszcie nie chcieli wygrać? Tego typu sądów nie brakowało na trybunach po fatalnym zakończeniu sezonu.
W 56. minucie Piotrkowianin prowadził 34:32, gdyż dwukrotnie z rzędu na jego trzy bramki z rzędu gdańszczanie odpowiadali tylko jedną. Nadzieje przywrócili
Łukasz Masiak i
Szymon Woynowski, po których akcjach był remis 35:35. Co więcej goście nie oddali następnie celnego rzutu i ostatnia akcja należała do akademików.
Mateusz Jachlewski nawet zdobył bramkę, ale wówczas rywale już się cieszyli.
-
Zabrakło nam 2-3 sekund. Końcowy gwizdek było wyraźnie słychać, gdy piłka dopiero była podawana do Mateusza. Przegraliśmy, gdyż tego dnia bardzo słabo spisywali się bramkarze - ocenił
Tomasz Majewski, kierownik sekcji piłki ręcznej w akademickiej drużynie.