Polski Komitet Olimpijski zamknął listę startową na igrzyska olimpijskie. Nie ma na niej Leszka Blanika, gdyż gimnastyk sportowy AZS AWFiS Gdańsk nie uzyskał międzynarodowej kwalifikacji. Mimo to, brązowy medalista w skoku przez konia nie traci nadziei na to, że... pojedzie do Aten.
- Jestem pierwszym rezerwowym. Wciąż liczę, że wystartuję na igrzyskach. Najczęściej tak bywa, że w ostatnich dniach przed zawodami zdarza się najwięcej kontuzji. Oczywiście, nikomu nie życzę żadnego urazu, ale tylko wówczas mogę zaprezentować, to co potrafię, w Atenach - przyznaje Blanik.
Wiosną gdańszczanin był w bardzo wysokiej formie. W swojej koronnej konkurencji wygrał zawody Pucharu Świata w Lyonie i Cottbus, umacniając się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej, a w mistrzostwach Europy w Lublanie zdobył brązowy medal.
- Ciężko pracuję na treningach. Nie odpuszczam żadnego dnia. Wykonuję codziennie powyżej dziesięciu najtrudniejszych skoków. Obecnie zwracam głównie uwagę na technikę, a w przyszłym tygodniu dopracowywane będzie samo lądowanie - dodaje Leszek.
Kwalifikacje do igrzysk odbyły się na ubiegłorocznych mistrzostwach świata. Po sześć nominacji zdobyły państwa, które zajęły w turnieju drużynowym miejsca od 1-12, a dwiema nagradzano pozycje od 13 do 18. Dla pozostałych nacji zostało dziesięć miejsc w indywidualnym wieloboju. Blanik w tej ostatniej punktacji był... jedenasty.
- Przepisy były takie same dla wszystkich, chociaż ja nie miałem tak dobrego zaplecza w drużynie. A taki Gervasio Deferr, mistrz olimpijski z Sydney, choć dwukrotnie łapany był na dopingu, a w mistrzostwach świata w ogóle nie startował, do Aten pojedzie - przypomina gdański gimnastyk sportowy.