- Jak się panu podobała Gdynia? - Właśnie wróciłem z minispaceru z Wiesiem Kędzią, który jest już zdrów. Gdynia to bardzo urocze miasto...
- Zatem czym milszym od szumu morza kusi Radomsko? - Jak to czym? Pierwszą ligą! Nie uważam się za bardzo odważnego i nie jestem do końca przekonany, czy podjąłem słuszną decyzję, naprawdę mam mieszane uczucia, jednak takie jest życie. W sporcie, właściwie w całym życiu, chodzi o to, aby być wyżej. Ŕ propos Radomska. To 50-tysięczne miasto. Przez dwa lata, od momentu, kiedy opuściłem Fameg, zaszły tam ogromne zmiany, choć już za mojej kadencji klub mógł się pochwalić infrastrukturą na miarę II ligi. Jestem pod wrażeniem tego, czego tam dokonano. Prezes Dąbrowski to fanatyk, a tylko tacy ludzie osiągają sukces w futbolu. Dziś tak już jest - gdy w I lidze rządziła Lechia, nikt nie słyszał o Grodzisku czy Radomsku, ośrodkach notowanych obecnie znacznie wyżej.
- Nie czuje się pan zobowiązany względem Arki? Ten klub zaproponował panu pracę, gdy prowadził pan trzecioligową Siarkę... - Rzeczywiście mam moralne zobowiązanie. Zostawiam przecież ludzi, którzy mi zaufali. Ludzi, co chcę podkreślić, którzy stanowią odpowiednią bazę dla przyszłych sukcesów. W Gdyni trzeba wiele spraw uporządkować. Przede wszystkim mam na myśli zaplecze treningowe. Zespół piłkarski musi mieć swoje boisko, swoją szatnię, magazyn, pralnię. Obecnie tworzy się baza, tworzy się drużyna i mam nadzieję że dotychczasowa prowizorka - jak to określono w prasie - kiedyś się skończy. Kto wie, może osoba, która przyjdzie na moje miejsce, dokona więce,j niż mógłbym sam. Nie mogłem przecież gwarantować utrzymania.
- No właśnie, wyczytaliśmy, że nie spełnił pan warunków kontraktu. Arka zdobyła ponoć o jeden punkt mniej, niż żądał tego prezes. - Też czytałem prasę, a następnie prześledziłem jeszcze raz mój kontrakt. Wynika z niego tylko to, że na 10 kolejek przed końcem sezonu miałem mieć na koncie 25 punktów. Na razie miałem ich 13, a do granicznej kolejki pozostało 5 spotkań. To normalne, że klub zabezpiecza sobie prawo do zmiany szkoleniowca.
- "Głos" zasygnalizował pańskie odejście szybciej niż wiedzieli o tym szefowie spółki. Czy prezes Milewski mocno się zdenerwował? Powód z pewnością miał. - Czy ja wiem? Ludzie muszą się dogadywać. Moja historia jest dowodem, że są tutaj osoby o wysokiej kulturze. Doszliśmy do porozumienia, za co chciałbym podziękować.
- Nie męczyły pana zaległości finansowe wobec drużyny? - Wierzę, że firma Prokom zabezpieczy byt spółki. Ostatnio piłkarze doczekali się zaległych wypłat.
- Dobrze jednak wiemy, że nie wszyscy. - W rzeczywistości tylko ci, którzy nie zrealizowali zobowiązań wobec klubu. Proponowana zawodnikom działalność gospodarcza nie była podszyta żadnym szantażem.
- Nowy szkoleniowiec może dużo zmienić? - Pewnym stabilizatorem i gwarantem kontynuacji będzie Janusz Kupcewicz. Nie ma potrzeby rewolucjonizować pracy z drużyną.
- Co z piłkarzami z zewnątrz? - Dzwonił do mnie Burlikowski. Jesteśmy zgodni co do tego, że jeśli chce wrócić do ekstraklasy, nie może pominąć etapu pośredniego. Wiosna w II lidze dobrze mu zrobi. Odradzałem mu też wybór lepiej płatnej III ligi. Twardygrosz też wróciłby. Powtórzę jeszcze raz - Arka potrzebuje dwóch-trzech mocnych ogniw, głównie w defensywie.
star.