Po raz pierwszy od 13 września piłkarzom ręcznym
AZS AWFiS Gdańsk udało się wygrać w ekstraklasie. Przerwali passę ośmiu kolejnych przegranych i jedenastu meczów bez zwycięstwa. Mikołajkowy sukces przy ul. Wiejskiej nad MOSiR Zabrze 29:24 (16:15) trener Wojciech Nowiński zadedykował "tym wszystkim, którzy akademikom dobrze życzą, a szczególnie tym, którzy pomagają". Reprezentacyjną formę zasygnalizował
Marcin Pilch.
DGT AZS AWFiS: Sibiga, Głębocki - Wita 1, Stefański 1, Malnady 2, Pilch 11, Nyćkowiak 2, Jachlewski 3, Markuszewski, Waszkiewicz 2, Janusiewicz 7.
MOSiR: Winkler - Wojtynek, Bykowski 6, Lasoń 11, Migała 1, Kurełek 3, Pyzik 2, Płonka 1, Bil.
Sędziowali: Andrzej i Adam Mikołajczakowie (Wrocław).
Arbitrzy, najwyraźniej w nawiązaniu do swojego nazwiska i dnia, w którym odbywał się mecz, na prezentację wyszli w nakryciach głowy charakterystycznych dla Mikołaja. Jednak zawodnicy prezentów się od wrocławian nie doczekali. Chyba, że były nimi karne minuty. Zabrzanie na początku i na końcu drugiej połowy musieli sobie radzić bez dwóch zawodników, a i gdańszczan raz spotkała przykrość gry w piątkę przeciwko siódemce rywali.
Na dobry początek trafił
Mieszko Nyćkowiak. Mogło być 2:0, ale
Michał Waszkiewicz spudłował z karnego. Po drugiej stronie parkietu nie mylił się Remigiusz Lasoń. To po rzutach blisko dwumetrowego 21-latka zabrzanie osiągali przewagę 2:1 i 3:2. Wydawało się, że rozgrywający stracił ochotę na zdobywanie bramek, gdy przy kolejnej próbie solidnie oberwał po ręce. Tym bardziej, że lewą nogę chronił skarpetą aż pod kolano.
- Od czterech meczów gram z naderwanymi włókienkami w łydce. W Gdańsku najpierw doznałem mocnego zbicia ręki, a później skręciłem nogę. Jednak nie mogłem pozwolić sobie na odpoczynek nawet wówczas, gdy otrzymywałem plastra. Cała gra ustawiona jest pode mnie - przyznał
Lasoń, który mimo bólu rzucał jak natchniony.
- Miałem swój dzień. Szkoda kilku 100-procentowych sytuacji, które zmarnowali koledzy, bo nie musieliśmy tutaj przegrać - dodał Remigiusz.
W gdańskiej siódemce równie ciężko grało się
Michałowi Janusiewiczowi. "Rękawami" oddychał także
Damian Malandy. Obaj nie trenowali od tygodnia. Tego drugiego w obronie bardzo dobrze wyręczył
Mateusz Jachlewski.
- W przeddzień meczu dostałem zastrzyk przeciwbólowy, ale dopiero na rozgrzewce okazało się, że mogę się odbijać z nogi, w której uszkodzona jest torebka stawowa - przyznał
Janusiewicz.
Michał wszedł w ósmej minucie i od razu trafił na 3:3. W 25 min, gdy po jego akcji gdańszczanie odskoczyli na 14:10, wydawało się, że gospodarze opanowali sytuację. Nic bardziej mylnego. Tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie był już remis (16:16).
Nowy impuls akademicy otrzymali, gdy mogli grać z przewagą dwóch zawodników. Malandy trafił na 17:16, a Pilch po karnym poprawił na 18:16. Na kwadrans przed końcem, po akcji Jachlewskiego AZS AWFiS odskoczył na 21:17. Tej przewagi już nie roztrwonił, w czym pomógł nieco Marcel Migała. Zabrzanin w końcówce dwukrotnie samotnie biegł przez całe boisko na bramkę
Grzegorza Sibigi. W obu przypadkach gdańszczanin był lepszy.
- Z sąsiadami w tabeli trzeba wygrywać, zwłaszcza u siebie. Na Zabrzu zrobiliśmy trzy punkty, straciliśmy jeden. To wszystko będzie się później liczyło. Doświadczeni zawodnicy zagrali tak, jak na to liczyłem. Dobre zawody rozegrał Pilch, sporo pomogli Janusiewicz i Wita. Na pochwały zasłużył Jachlewski - wyliczał trener
Nowiński.