• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dałyśmy z siebie wszystko

Krystian Gojtowski
9 marca 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Rozmowa z Grażyną Prokopek

150 metrów zabrakło Grażynie Prokopek, by zostać halową wicemistrzynią świata w sztafecie 4 razy 400 metrów. Biegnąca na ostatniej zmianie zawodniczka AZS AWFiS Gdańsk na ostatniej prostej pozwoliła się wyprzedzić zarówno Białorusince Swietłanie Usowicz, jak i Rumunuce Ioneli Tirlei. Polkom na otarcie łez pozostał fakt, że wynikiem 3.30,52 po raz drugi podczas halowych mistrzostw świata w Budapeszcie poprawiły rekord Polski.

- Kibice oglądający w telwizji twój bieg na ostatniej zmianie byli przekonani, że do kraju wrócisz z medalem. Co się stało, że obie rywalki okazały się od ciebie lepsze?
- Walka była niesamowita. Rosjanki były daleko w przodzie, więc można powiedzieć, że one... nie liczyły się w walce o srebro (śmiech). Prowadziłam stawkę, a Białorusinka i Rumunka, jak wagoniki, przyczepiły się do mnie. Byłam skupiona na biegu i nawet nie mogłam dobrze kontrolować ich poczynań. Biegły noga w nogę, jednym rytmem. Tirlea wyraźnie perzyspieszyła, jednak to nie dziwi. Przecież jej rekord życiowy jest o prawie dwie sekundy lepszy od mojej życiówki. Białorusinka poszła za nią, a do mety było za blisko by skutecznie odpowiedzieć na ten atak.
- Pozostał żal...
- Niedosyt jest na pewno. Medal był dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jednak z drugiej strony, po analizie naszego biegu i międzyczasów, sądzę, że nie mamy sobie nic do zarzucenia. Dałyśmy z siebie wszystko. Widocznie, tak po prostu, po sportowemu, byłyśmy słabsze od zespołów, które nas wyprzedziły.
- Czy mogło być tak, że za bardzo wyeksploatowałyście się w biegu eliminacyjnym i zabrakło wam sił na ostateczną rozgrywkę?
- Raczej nie. Co prawda, w każdym biegu walczyłyśmy na maksimum swych możliwości, jednak rezerwy na finał zostały zachowane. Nie mogłyśmy postąpić też tak, jak uczyniły to Brytyjki czy Amerykanki, które wystawiły do biegów eliminacyjnych rezerwowe składy i się przeliczyły.
- Odczuwałyście presję, że już tylko wy miałyście szansę na zdobycie dla Polski medalu?
- Wiedziałyśmy, że jakieś tam oczekiwania w stosunku do nas są. Tuż przed naszym finałowym biegiem rywalizację w pchnięciu kulą zakończył na czwartym miejscu Tomasz Majewski. Był zadowolony, bo ustanowił rekord Polski. Złożyliśmy mu gratulacje, a on nam odpowiedział: "Dziewczyny, teraz na was kolej".
- Czego bardziej żałujesz: utraconej szansy medalowej w sztafecie czy braku awansu do finału w biegu indywidualnym?
- Czułam się przygotowana do rywalizacji w obu konkurencjach. Nie było u mnie nastawienia tylko na jeden bieg, kosztem drugiego. Dlatego z jednej strony jest lekki żal, a z drugiej - satysfakcja z dobrze wykonanego zadania.
- Przed kilkunastoma dniami w Spale ustanowiłaś rekord Polski. Czy forma w Budapeszcie była identyczna z twoją dyspozycją podczas mistrzostw Polski?
- Myślę, że nic się nie zmieniło. Czułam się tak samo dobrze, chociaż teraz, już po mistrzostwach, jestem zakatarzona. To jednak były mistrzostwa świata, a na takich zawodach biegnie się zupełnie inaczej. Są przepychanki, skracanie, wydłużanie kroków przez rywalki. Podczas mistrzostw Polski mogłam spokojnie skupić się na walce z czasem.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane