Piotr Chmielecki awansował na piąte miejsce mistrzostw okręgu kujawsko-pomorskiego w folkrace w klasie 126 p. Drugi kierowca wyścigowego teamu Pasya,
Krzysztof Piszczatowski, jest dziewiąty. W trzeciej mistrzowskiej eliminacji do gdańskich kierowców, których startom patronuje "Głos Wybrzeża", dołączył
Grzegorz Laube, a o przywdzianie biało-czarnych barw dobijają się dwaj kolejni kandydaci.
Trzecia eliminacja, podobnie jak dwie pierwsze, odbyła się na torze w Toruniu. Gdańszczanie z powodu skromnego budżetu znów nie mogli sobie pozwolić na luksus treningu na tym obiekcie. Środków starczyło im jedynie na przygotowanie samochodów, a i tak wszystkie naprawy i przeróbki robili we własnym zakresie.
- Podczas zawodów jest tylko jeden trening, a następnie trzy serie kwalifikacyjne. Potem jeszcze można pojechać w dwóch finałach. Łącznie daje to 15 kilometrów ścigania. Dla porównania podam, że na jednym treningu można przejechać około 13 kilometrów - mówi
Piszczatowski.
Mimo tych trudności nasi kierowcy dzielnie walczyli. Co więcej, w trzeciej serii kwalifikacyjnej po raz pierwszy w tym sezonie stanęli do walki przeciwko sobie.
- Było nieco wzajemnego obijania się, ale wszystko zgodnie z przepisami. Najwcześniej spasował Grzegorz, gdyż przegrzał mu się silnik. Walczyłem z Krzyśkiem, ale nie dałem mu rady - przyznaje
Chmielecki, który musiał przełknąć gorycz porażki, mimo że w klasyfikacji generalnej plasował się wyżej od kolegi.
Obaj gdańszczanie zakwalifikowali się do finału B, w którym jechało sześć aut. Tylko najszybsze z nich mogło pojechać w finale A, gdzie czekała piątka najlepszych.
- W finale B miałem pierwsze pole startowe, a Piotrek trzecie. Założenie taktyczne było takie, że kolega zaabsorbuje rywala, który nas rozdzielał, aby bardziej martwił się obroną drugiej pozycji niż atakiem na pierwszą. Niestety, przeszarżowałem. Wchodząc w zakręt popełniłem błąd techniczny i samochód zarzuciło. Zanim się pozbierałem, mogłem walczyć co najwyżej o ósme miejsce w końcowej klasyfikacji mistrzostw - zauważa Piszczatowski.
Chmielecki stoczył porywający pojedynek o wejście do finału A. Co najważniejsze - zwycięski.
- Dochodziłem rywala centymetr po centymetrze. Decydujący atak nastąpił na 200 metrów przed metą. Szkoda tylko, że ta pogoń nie wyszła na zdrowie silnikowi. Potem były trudności z osiągnięciem trzech tysięcy obrotów, a za samochodem ciągnął się tuman czarnego dymu - dodaje Chmielecki.
Mimo kłopotów technicznych Piotr stanął na starcie finału A. I nie zamierzał być w nim tylko statystą. Rozpoczął walkę z ostatniego pola startowego, ale szybko połknął dwóch konkurentów. Już zbliżał się do drugiego duetu, gdy zdarzyło się nieszczęście.
- Aby uniknąć zderzenia z dwoma wyprzedzającymi mnie pojazdami, musiałem ściąć zakręt. Wszystko działo się przy szybkości ok. 100 km/h. Moje auto przewróciło się na bok, a potem uderzyło dachem w bandę. Dobrze, że skończyło się na kilku siniakach - przyznaje Chmielecki.
Po trzech eliminacjach mistrzostw okręgu kujawsko-pomorskiego Chmielecki plasuje się na piątym miejscu, a Piszczatowski jest dziewiąty. Za dwa tygodnie czeka ich kolejny start.
- Piotrek walczy o awans do najlepszej trójki, a ja chciałbym być w końcowej klasyfikacji w szóstce. Czujemy, że ze startu na start jesteśmy coraz lepsi. Najbliższe dni spędzimy w warsztacie. Za pomoc techniczną dziękujemy Andrzejowi Ciechańskiemu, a za serwis opon - Aleksandrowi Ropelowi. Cały czas szukamy kolejnych sponsorów, gdyż budżety rywali, których wspomagają banki i towarzystwa ubezpieczeniowe, są nieporównywalnie większe. Można się z nami skontaktować przez e-mail: liber@post.pl - mówią zgodnie Chmielecki i Piszczatowski.