• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jak to się robi

Jacek Główczyński
12 sierpnia 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Krzysztofem Materną

Krzysztof Materna i Wojciech Mann od lat są producentami Idea Prokom Open. Postanowiliśmy rozszyfrować ten termin, zaglądając jednocześnie za kulisy turnieju.

- Co panowie produkują?
- O rakiety, buty czy szorty zawodnicy muszą postarać się sami. (śmiech). Naszym zadaniem jest wymyślenie, a następnie zrealizowanie formuły turnieju. Zajmujemy się strategią reklamową, opracowujemy program imprez towarzyszących, listę osób, które należy zaprosić, scenografię turnieju, jego nagłośnienie, wystrój szatni, recepcji itd.
- Sugerują panowie, jaki wynik sportowy byłby wskazany, by impreza zakończyła się pełnym sukcesem?
- Sugerujemy, by wygrywali najlepsi... W kwestiach sportowych nie zgłaszamy żadnych uwag. To domena przewodniczącego Komitetu Organizacyjnego oraz dyrektora turnieju.
- Co częściej się zdarza: przychodzą panowie z kosztorysem turnieju i słyszą, że trzeba zaoszczędzić w tym i tym punkcie, czy też jesteście namawiani, by dołożyć jeszcze jakieś atrakcje, a pieniądze się znajdą?
- Najpierw opracowujemy formułę turnieju, do której powstaje kosztorys. Gdy przychodzi do realizacji, to raczej niektóre propozycję spadają z planów niż wchodzą tam nowe.
- Zwykło się mawiać, że pracę nad nastepnym turniejem zaczyna się dzień po zakończeniu ostatniego. Kiedy jest najbardziej gorący okres?
- Po zakończeniu turnieju wiele jest pracy z rozmaitymi rozliczeniami, fakturami, podwykonawcami, vatami i nipami... Trzeba to robić jednocześnie z planowaniem następnego turnieju. Moim zdaniem, najważniejszym momentem w nowym przedsięwzięciu jest zatwierdzenie projektu plakatu. Wtedy sposób rodzi się wizerunek, który zaczyna być wykorzystywany przy wszystkich kolejnych pracach związanych z projektem. Dla Idea Prokom Open ten okres to początek roku. Jeśli wszystko przebiega bez zakłóceń, w styczniu jesteśmy gotowi.
- Kiedy powstaje ostateczna wersja turniejowego programu, w której już nic nie można zmienić?
- Trzeba być elastycznym. Tenis ma to do siebie, że zależy od pogody. A czasami przesunięcie nawet o dwie godziny staje się problemem. Oczywiście są pewne stałe elementy, z których nie można zrezygnować.
- Bez czego nie wyobraża sobie pan Idei Prokom Open?
- Na pewno bez turnieju gwiazd. Ale i on ulega modyfikacjom. Gwiazdy nadal spotykają się w czwartek na kortach gdyńskiej Arki, jednak najlepsi grają później jeszcze w Sopocie przed meczami finałowymi. W tym roku nowością będzie pojedynek laureatów tego typu rozgrywek z Gdyni ze zwycięzcami ubiegłorocznego turnieju gwiazd w Szczecinie, gdzie najlepsi byli Englert i Rozmus.
- Jaką wartość ma zaproszenie na turniej sopocki? Gdy kompletuje pan listę, namawia pan gwiazdy do przyjazdu, czy też same dzwonią do pana, by nie zostały pominięte?
- Jest i tak, i tak. Generalnie zależy mi na przedstawicielach świata artystycznego, którzy lubią tenis. Najtrudniej bowiem wytłumaczyć coś komuś, kto nie ma o czymś pojęcia.
- Sława aktorska często przemija szybciej niż sportowa. Jedni spadają z topu, a nowe twarze atakują. Ten proces znajduje odzwierciedlenie na liście zaproszeń?
- Z pewnością. Myślę, że co roku zmieniamy około 30-40 procent nazwisk.
- Czy Idea Prokom Open osiągnęła już najwyższy poziom, który teraz trzeba utrzymywać, czy też cały czas może stawać się przedsięwzięciem bardziej atrakcyjnym?
- Myślę, że strona sportowa jest zamknięta, bo trudno sobie wyobrazić, by w turnieju głównym grało więcej niż 32 zawodników. Natomiast schemat imprez towarzyszących można zmieniać, zaskakiwać nowymi pomysłami.
- Bazujecie na swoich pomysłach, czy też podpatrujecie rozwiązania z innych turniejów?
- Wsłuchujemy się uważnie w rady, bo tak najlepiej można określić głosy, które spływają do nas po każdym turnieju. W żadnym wypadku nie uważamy, że nasze pomysły są jedyne, niepowtarzalne, genialne. Raczej to wszystko rodzi się na skutek burzy mózgów, w której uczestniczą również Ryszard Karauze i Ryszard Fijałkowski. Jeśli się spieramy, to tylko w trosce o przyszłość.
- Który z pomysłów wdrożony w ostatnim czasie uważa pan za najlepszy?
- Telewizję turniejową. Nawet supervisorzy podkreślali, że był to unikat na skalę światową. W ubiegłym roku wyprodukowała ona 30 godzin programu. Nie chcieliśmy, by był to jedynie telebim z transmisjami. Na coś takiego można byłoby się zdecydować, gdybyśmy mieli nowych Fibaków. W naszej rzeczywistości trzeba było postawić na tenisową edukację. Sprawdziła się formuła telewizji rozgrywkowej, w której tenis był motywem przewodnim. W tym roku ten projekt zawiesiliśmy, bo nie chcieliśmy robić konkurencji... igrzyskom olimpijskim.
- Ma pan kandydata na nowego Fibaka?
- Wyłoni się z grona, które wspomaga Ryszard Krauze. Prokom robi kapitalną sprawę dla polskiego tenisa, bo to nie tylko jest ten turniej, ale i cały program przygotowań naszych najzdolniejszych. Igrzyska Fyrnstenberga i Matkowskiego, czy tegoroczna wygrana Kubota, to pierwsze efekty tych nakładów.
- Czy praca przy Idea Prokom Open jest dla pan ciężką harówką, czy też ten projekt może pan spuentować powiedzeniem: robię to co lubię i jeszcze mi za to płacą?
- Nasza agencja nie narzeka na brak ofert i pracy. W Sopocie możemy robić to, co najbardziej lubimy. Możemy być kreatywni, mając pewność, że zostanie to docenione.
- Dziękuję za rozmowę.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane