• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jestem lechistą

Stanisław Rajewicz
3 lutego 2003 (artykuł sprzed 21 lat) 

Lechia Gdańsk

Ze Sławomirem Wojciechowskim, piłkarzem bezrobotnym, rozmawia Stanisław Rajewicz

- Od kiedy nie ma pana w lidze?
- Od majowych barażów.
- Jest pan najsłynniejszym w Polsce bezrobotnym piłkarzem.
- Chyba tak, no, oprócz Adama Matyska, który, jak słyszałem, trochę siedzi w Niemczech, trochę we Wrocławiu. Tyle, że on jest starszy i, jeśli teraz nie znajdzie pracodawcy, prawdopodobnie zakończy karierę.
- Jak pan to znosi?
- Chwilami, gdy wieczorem leżę w łóżku, zastanawiam się, co ja tutaj robię. Czy to aby nie jest sen. Jednak nie narzekam. Takie jest życie. Tęsknie bardzo za piłką i chciałbym jeszcze grać, ale tak potoczył się mój los, że w tej chwili jakoś nie mam gdzie pograć. Jeśli nie uda się, nadal nie będę narzekać. Swoje widziałem, swoje przeżyłem. Równocześnie nie narzekam na brak propozycji, lecz aurat nie otrzymuję ofert, które zadowalałaby mnie.
- Cóż to więc za propozycje?
- Prasa o tym pisała. Chiny, również Izrael i Cypr. Nie do końca mi to odpowiada, aczkolwiek nie mówię, że w ostateczności nie zdecyduję się na taki krok.
- Co złego jest w tych ofertach?
- Zamierzam jeszcze coś pokazać polskim kibicom. Jeśli wyjadę do Chin, wyjdzie na to samo, jakbym w ogóle nie grał w piłkę. To moja wersja zdarzeń.
- Kibic wzbogaci ją o wizję wysokich zarobków.
- Rzeczywiście, tyle, ile proponują kluby chińskie, trudno byłoby dziś zarobić w Bundeslidze. W lidze niemieckiej nie jest wesoło. Wokół Serie A jest dwustu bezrobotnych futbolistów. W Europie krążą mniejsze pieniądze.
- Czy również panu Chińczycy proponowali duże sumy?
- Tak. To był zresztą pierwszy, podstawowy punkt dyskusji. Gdy jedziesz do Chin, myślisz o finansach, bo piłkarsko przepadasz. Nikt tam cię nie zauważy. Grasz tylko dla siebie.
- Boi się pan tak dalekiej pódróży? Tczewianin Tomek Meyer, pierwszy Polak w Chinach, uciekał stamtąd w podskokach.
- Pamiętam, czytałem wywiad z nim. Jednak to było w połowie lat 90. Chiński futbol rozwija się błyskawicznie. Rozmawiałem ze Sławkiem Czereszewskim, który wrócił zza Wielkiego Muru, sam byłem z Bayernem na tournee w Szanghaju. Nasze wrażenia i obserwacje są bardzo pozytywne. Dlatego ten wątek jeszcze nie upadł.
- Jaki to klub?
- Nie mam pojęcia. Z okolic Pekinu.
- A pozostałe kierunki? Polacy, występujący w ligach izraelskiej i cypryjskiej, chwalą to sobie. Mówią, że mają ciągłe wakacje.
- Nie o to mi chodzi. Stać mnie na zagraniczne wakacje z rodziną. Izrael już przepadł.
- No to o co chodzi?
- Ciągle myślę, że pogram w Polsce. Jeszcze tej wiosny.
- Czy to możliwe?
- Nie widzę żadnych przeszkód. Jestem dobrze przygotowany. Do inauguracji rundy pozostał miesiąc. Spokojnie poradziłbym sobie w każdym klubie ekstraklasy. W Niemczech przygotowania do rundy rewanżowej rozpoczynają się trzeciego stycznia i, proszę zauważyć, Bundesliga rozegrała już dwie kolejki. Trenuję indywidualnie od połowy grudnia, czyli dłużej od polskich ligowców.
- Według jakiej metodyki?
- Połączonych sił "Bobo" Kaczmarka, Ottmara Hitzfeldta i Piotra Piekarczyka. Mam na tyle silny charakter, żeby przed południem wskoczyć w dres i zarządzić sobie bieg. Bywało, że popołudniami grywałem na hali, również z chłopakami z KP Sopot.
- Jesienią plotkowaliśmy, iż dołączy pan do beniaminka czwartej ligi. Wielu obserwatorów twierdziło, że to byłaby kompromitacja.
- Ja wcale tak nie uważam. Rzecz w tym, że w Sopocie jest piłka amatorska i gdybym się na nią zdecydował, oznaczałoby to koniec mojej kariery. Sportowo byłbym czynny, ale w rzeczywistości bawiłbym się jak partnerzy z drużyny. Trenowałbym trzy razy w tygodniu.
- Czy dobrze rozumiem? Opinia fachowców byłaby jednoznacznie nieprzychylna.
- Właśnie. To byłby koniec. Ja też traktuję to w tych kategoriach. Występy w Sopocie to zabawa, a nie kariera.
- Myśli pan wyłącznie o klubach ekstraklasy?
- Początkowo myślałem tylko o pierwszej lidze, jednak dziś zastanawiam się, czy dobrym pomysłem nie byłaby przeprowadzka do drugiej. Przynajmniej na pół roku. To mogłoby być korzystne dla mojej odbudowy psychicznej i fizycznej. Zapewniam, że nie nastawiałbym się na zarobek.
- Kiedy i gdzie zamierza pan podpisać kontrakt?
- Może nawet w ciągu najbliższego tygodnia. Ale gdzie, tego nie wiem.
- Odrzućmy na moment przesłanki obiektywne i subiektywne. Jest u nas klub w sam raz dla pana. Klub, który - akurat los tak chciał - potrzebuje rozgrywającego...
- Po pierwsze - Arka nie zadzwoniła, po drugie - nie podjąłbym się tego. Mówiłem to już w prasie. Jestem lechistą.
- Kwestia kibiców?
- Też. To tak samo, jak grałem w Katowicach. W życiu nie przeszedłbym do Ruchu Chorzów. To jest temat zamknięty. Co jednak nie przeszkadza mi wpadać na mecze gdynian i kibicować im. Życzę Arce awansu, ponieważ skorzystałaby na tym cała trójmiejska piłka.
- Dużo zwykłych sympatyków powie: szkoda.
- Nie będę śmieszny, gdy powiem, że pomógłbym żółto-niebieskim, ale w Trójmieście jest kilku takich zawodników. Naprawdę dziwię się, iż Arka nie zadzwoniła do Marcina Kaczmarka, tym bardziej, że szuka obrońcy. Marcin chciałby grać w Gdyni i dobrze wiemy, jak potrafi grać. Na dodatek byłby tani w utrzymaniu. Naprawdę zachęcam pana Kupcewicza, aby wykręcił numer Marcina. Zastanówmy się, ile w tym ryzyka.
- Mam pan dwóch menedżerów.
- Panowie Voegel i Mandziara szukają klubu. Rozmawialiśmy o powrocie do Szwajcarii. Przed transferem do Bayernu, prowadziłem tam we wszystkich możliwych statystykach i podejrzewam, że 90 procent klubów chciałoby mnie.
- To w czym problem?
- Oczywiście, w finansach. Tamtejszy rynek również padł ofiarą recesji. W tym biznesie trzeba jednak zachowywać pewne kryteria. Nie mógłym wrócić do Szwajcarii na gorszych warunkach. Od razu tracisz szacunek w drużynie. Nie jest łatwo to wszystko zorganizować. Polskie kluby, mogę się tego domyślać, boją się nazwiska Wojciechowski. Poniżej pewnego poziomu zejść bym nie mógł, ale nie szukam zarobku. Bardziej pomocnej ręki, osoby, która mi zaufa.
- Co pochłania pański czas? Ma pan go przecież mnóstwo.
- Kończę budowę domu w rejonie obwodnicy i inwestuję w nieruchomości. Dużo pomógł mi w tym Tomek Motyka. Rozglądam się w Trójmieście, szukam miejsc wartych zainteresowania. Próbuję zorganizować sobie przyszłość. Gram towarzysko w tenisa.
- Nieruchomości tylko w Trójmieście?
- Na pewno nie w Aarau, ani tym bardziej w Monachium, gdzie kupno domu to wydatek rzędu miliona marek.
- Tomek Wałdoch zaczął się bać przyjeżdżać do rodzinnego miasta. Grożono mu.
- Nie mam takiego problemu. Tomek też nie powinien. Ludzie powinni uwierzyć, że te miliony, o których czytają w prasie, to mity. W Monachium płaciłem podatki w wysokości 53 procent, sam płaciłem za samochód w leasingu, za wynajęcie domu, co jest równoznaczne z kwotą trzech-czterech tysięcy euro miesięcznie. Dużo się zarabia, ale dużo też płaci.
- W powszechnym mniemaniu jest pan ustawiony do końca życia.
- To też nie jest tak. Przecież nie mam sześćdziesiątki na karku. Każdy, kto ma więcej pieniędzy, żyje na wyższym poziomie. Kiedyś pieniądze się skończą, a człowiekowi trudno zacząć oszczędzać, zabraniać sobie czegoś.
- Wróćmy na chwilę do Radomska.
- Oj, to długi i trudny temat. Już mi przeszło rozgoryczenie, ale do dzisiaj uważam, że zostaliśmy oszukani. Nie mam na myśli tylko afery wywołanej przez Szczakowiankę. To był nóż w plecy na dobicie. Początek wiosny wskazywał na to, że możemy wygrać grupę spadkową, szło nam doskonale, aż nagle, od porażki w Zabrzu, zaczęły się dziać w lidze dziwne rzeczy. Mam wrażenie, że degradacja Radomska była ukartowana. Nie wiem tylko, czy coś nie było tak w zespole, czy liga chciała nas spuścić.
- Tydzień temu, przy okazji finału naszego plebiscytu rozmawialiśmy z Michałem Smarzyńskim na temat scenariuszy pisanych przez życie. Pańska kariera ma niezwykły przebieg. Czy już pan wie, dlaczego? Co decyduje o powodzeniu: talent, osobiste decyzje, menedżerowie, zwykły fart?
- Moja kariera to wypadkowa moich decyzji i szczęścia. Gdybym rok temu nie wrócił do Polski, jest bardzo możliwe, że dziś byłbym w Basel, klubie uczestniczącym w drugiej fazie grupowej Ligi Mistrzów. Gdybym nie wrócił do Polski... Kto jednak mógł o tym wiedzieć!? Takie rzeczy wychodzą dopiero po fakcie. Wbrew pozorom, niewielki wpływ na moje przypadki mieli menedżerowie. Zawdzięczam im jedynie pierwszy wyjazd do Aarau. Reszta należała do mnie i żony. Na przykład dopiero po kilku dniach dowiedzieli się, że jestem w Monachium...
- Właściwie dlaczego wrócił pan do Polski w wieku 28 lat?
- Ani ja, ani małżonka nie wiązaliśmy przyszłości z zagranicą. Choćby z tego prostego powodu, że chyba trudno byłoby mi tam znaleźć pracę. Chciałem przypomnieć się polskim kibicom. Bardzo dużo nauczyłem się w Bayernie i sądziłem, że uda mi się to wszystko sprzedać. Na razie nie udało się. To, co grałem w Radomsku, i mnie nie satysfakcjonowało.
- Nie mógłbym nie zapytać o Bayern. Chyba najbardziej intrygująca jest plaga kontuzji, której padł pan ofiarą.
- W Monachium przeszedłem cztery operacje - trzy na pachwinę i przepuklinę oraz jedną z powodu zerwanych więzadeł w kostce. Ten uraz oznaczał koniec przygody w tym klubie. Coś takiego przydarzyło mi się akurat wtedy, gdy dochodziłem do siebie. Wiedziałem, że już następnej szansy nie dostanę. I tak czekali przez półtora roku... Gdy przechodziłem do Bayernu, a było to na początku 2000 roku, już Niemcy wiedzieli, że najpierw muszę przejść operację. Podczas testów zauważyli, że odczuwam ból, że chwytam się za pachwinę. Wówczas to mnie bardzo podbudowało. Na ogół nie kupuje się graczy kontuzjowanych.
- Transfer do Bayernu to...
- Zarazem wielkie i niespełnione szczęście. Stać mnie było na dużo więcej. To powie trener Hitzfeldt i każdy inny w Bayernie.
- W Polsce to była wielka sensacja.
- Tymczasem w Szwajcarii, skąd przechodziłem, nikogo to nie dziwiło. Moją wizytówką były występy w tamtejszej lidze.
- Od razu laik zapyta: jakim cudem gwiazda ligi szwajcarskiej nie została doceniona przez dwóch kolejnych selekcjonerów?
- Reprezentacyjną karierę zakończyłem w barwach GKS Katowice. Najbardziej dziwiło mnie, dlaczego nie otrzymałem powołania choćby na najmniej ważny mecz towarzyski po transferze do Bayernu. Żeby chociaż rzucić na mnie okiem. Nie ukrywam, że to bardzo pomogłoby mi w Monachium, gdzie większość graczy systematycznie zakłada barwy narodowe. Trzeba jednak mieć szczęście, mieć swojego człowieka. Trener Engel był przywiązany do innych nazwisk. Jeśli ktoś myśli, iż mogłem wywołać jakiś utajony konflikt, to od razu mówię, że nic podobnego. Nawet nie było do tego okazji. Trenerzy kadry nie dzwonili.
Głos WybrzeżaStanisław Rajewicz

Kluby sportowe

Zobacz także

Opinie

Najbliższy mecz Lechii

Najlepiej oceniani

Najlepiej typujący wyniki Lechii

Imię i nazwisko Typ. Pkt. Skuteczność
1 Piotr Matusiak 33 66 63.6%
2 Wojciech Tabis Tabis 33 65 63.6%
3 Łukasz Gawlik 33 65 57.6%
4 Marek Sowiński 33 64 60.6%
5 Mariusz Kamiński 33 64 60.6%

Tabela

Piłka nożna - I liga
Drużyny M Z R P Bilans Pkt.
1 Lechia Gdańsk 32 20 5 7 57:29 65
2 Arka Gdynia 32 18 8 6 51:31 62
3 GKS Katowice 32 16 8 8 62:33 56
4 Górnik Łęczna 32 13 13 6 33:26 52
5 Wisła Płock 32 14 9 9 44:42 51
6 GKS Tychy 32 16 3 13 42:40 51
7 Wisła Kraków 32 13 11 8 60:42 50
8 Motor Lublin 32 14 8 10 44:40 50
9 Odra Opole 32 14 7 11 39:31 49
10 Miedź Legnica 32 11 12 9 46:34 45
11 Stal Rzeszów 32 13 6 13 49:57 45
12 Znicz Pruszków 32 11 6 15 32:41 39
13 Chrobry Głogów 32 9 9 14 32:49 36
14 Bruk-Bet Termalica Nieciecza 32 8 11 13 47:51 35
15 Polonia Warszawa 32 7 10 15 38:48 31
16 Resovia 32 8 7 17 36:56 31
17 Podbeskidzie Bielsko-Biała 32 4 11 17 25:56 23
18 Zagłębie Sosnowiec 32 2 10 20 20:51 16
Każdy gra z każdym mecz i rewanż. Dwie najlepsze drużyny wywalczą bezpośredni awans do ekstraklasy. Zespoły z pozycji 3-6 zagrają w dwustopniowych barażach o jeszcze jedno miejsce premiowane awansem.
Natomiast trzy najsłabsze drużyny zostaną zdegradowane do II ligi.

Wyniki 32 kolejki

  • ARKA GDYNIA - Zagłębie Sosnowiec 1:0 (1:0)
  • Wisła Kraków - LECHIA GDAŃSK 3:4 (2:2)
  • Motor Lublin - Znicz Pruszków 3:3 (1:2)
  • GKS Tychy - GKS Katowice 2:3 (2:1)
  • Chrobry Głogów - Resovia 1:1 (1:0)
  • Stal Rzeszów - Bruk-Bet Termalica Nieciecza 4:2 (2:1)
  • Odra Opole - Wisła Płock 3:0 (3:0)
  • Polonia Warszawa - Górnik Łęczna 0:2 (0:1)
  • Miedź Legnica - Podbeskidzie Bielsko-Biała 6:1 (4:1)

Ostatnie wyniki Lechii

11 maja 2024, godz. 17:30
HIT
33% Wisła Kraków
34% REMIS
33% LECHIA Gdańsk
82% LECHIA Gdańsk
10% REMIS
8% GKS Tychy

Relacje LIVE

Najczęściej czytane