Rozmowa z Jackiem Milewskim, prezesem
Arki Gdynia- Czy ma pan więcej luzu po wysłaniu drużyny na obóz? - zapytaliśmy prezesa Arki, Jacka Milewskiego.
- Pozornie, ponieważ pracuję z myślą o niej. Chociażby we wtorek załatwiałem kwestie finansowe, zarówno zaległe wypłaty dla piłkarzy, jak i płatności wobec firm świadczących usługi naszej spółce. Również renegocjowałem umowy z osobami, które wynajmowały nam mieszkania. Z kilku przecież zrezygnowaliśmy. Przygotowaliśmy także umowę, zgodnie z którą Arka oficjalnie będzie reklamować Gdynię. Do miasta przyszła na to zgoda z Urzędu Zamówień Publicznych.
- Jak to ma wyglądać? Na koszulkach piłkarzy będzie napis: "Gdynia moje miasto"?
- Być może. Logo zależy od miasta. Oferta klubu jest gotowa i z naszej strony wszystko jest przygotowane. Brakuje tylko podpisu prezydenta Szczurka, który, jak sądzę, dopełni formalności podczas piątkowej gali gdyńskiego sportu.
- O jaką sumę chodzi?
- Rok temu dostaliśmy od miasta sto tysięcy i tak pewnie pozostanie.
- Na co pan ją przeznaczy?
- Na bieżącą działalność, chociażby na organizację spotkań ligowych.
- Co jeszcze pan załatwia?
- Podczas wtorkowej sesji Kolegium Miasta, bo już nie mówi się Zarząd, została wpisana do budżetu inwestycja w postaci sztucznego boiska na obiektach GOSiR. To trzecie poważne przedsięwzięcie sportowe, po hali sportowo-widowiskowej i basenie jachtowym. Sztuczne boisko to koszt rzędu miliona dwustu tysięcy złotych. Dwie trzecie tej sumy wyłoży Urząd Marszałkowski, resztę Gdynia.
- Gdzie to boisko? W miejscu tak zwanej klatki za halą?- Padła propozycja, aby to był plac pełnowymiarowy, dlatego pojawiła się koncepcja, żeby sztuczną nawierzchnię położyć na bocznym boisku GOSiR, na tym z nową murawą. Szefowie ośrodka dopiero zastanawiają się nad tym, ponieważ murawa kosztowała sto tysięcy. Trzeba wszystko skalkulować. Z punktu widzenia Arki, sztuczne boisko to przede wszystkim dogodne miejsce do treningu.
- Pracuje pan nad wzmocnieniami zespołu czy zostawił pan to Januszowi Kupcewiczowi?
- Nie widziałem się z Januszem od dwóch dni, a sam nic w tym kierunku nie robię. Poważnie myślimy tylko o bramkarzu, toteż ciekawi mnie, co porabia
Andrzej Bledzewski.
- Nie szykuje pan żadnej niespodzianki?- Nie. Są w nas ambicje, aby osiągnąć sukces, zaatakować ekstraklasę, jednak jest też obawa przed podjęciem ryzyka. To może być bardzo kosztowne. Co będzie, jeśli się nie uda? Strategia bardziej obraca się w kierunku stabilizacji, zlikwidowania pewnego rozchwiania w drużynie. Raz bronimy się przed spadkiem, za moment chcemy awansować, co zawsze wymaga zmian. Mogę się zgodzić, że piłkarze nie mogą co pół roku przeżywać takiej huśtawki, a przekonuje mnie do tego argument w postaci naszego sceptycyzmu sprzed inauguracji. Latem nie zamierzaliśmy awansować. Jeśli dziś miałbym sprowadzić ze dwie gwiazdy, ktoś wypadłby ze składu, ktoś inny usiadł na ławce. Rzeczywiście chyba trzeba dać arkowcom szansę wykazania się.