Polskie koszykarki przegrały w Starogardzie Gdańskim z gwiezdną ekipą USA 62:81 (13:21, 16:25, 25:16, 8:19), ale nadkomplet kibiców, który oglądał to spotkanie, nie ma prawa być zawiedziony. To, co pokazały podopieczne Vana Chancellora, to był kosomos. Arkadiusz Koniecki mógł być dumny z faktu, że zadebiutował na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski w takim meczu. Sylwia Wlaźlak, równie usatysfakcjonowana była tym, że w spotkaniu z mistrzyniami świata i olimpijskimi przyszło jej zakończyć wieloletnią karierę reprezentantki Polski.
POLSKA: Wlaźlak, Bibrzycka 19, Cupryś 11, Trześniewska 10, Dydek 15 - Krupska-Tyszkiewicz 2, Koryzna 3, Kenig, Nowacka, Piestrzyńska, Lamparska, Kobryn 2.
USA: Johnson 4, K. Smith 9, Swoopes 20, Thompson 11, Riley 2 - T. Smith 18, Snow 9, Catchings 6, Phillips 2, Bird, Cash.
Niewiele brakowało, był
Koniecki nie zadebiutował w reprezentacji. Podczas podróży z Ostrowa do Gdyni miał poważny wypadek samochodowy. Jego peugeot 206 wpadł do rowu i dwukrotnie dachował. Na szczęście "Koniu" wyszedł z tego cało. Przed meczem uroczyście pożegnano
Sylwię Wlaźlak, która wśród licznych prezentów otrzymała od organizatorów koszulkę z numerem 129. Tyle meczów kapitan polskiej reprezentacji rozegrała w zespole narodowym.
- Trochę się wzruszyłam, ale nie dam się namówić na dalszą grę. Mówię dziękuję, to koniec - zapewniła mistrzyni Europy z 1999 roku. A prezenty były różne, różniste.
- Jeden z nich od razu wpadł mi w oko. To podarek od kibiców z Gdyni. Zdjęcie z finałowego meczu mistrzostw Europy z Francją, pięknie oprawione, z życzeniami. To miła pamiątka - dodała zawodniczka PZU Polfy Pabianice.
Po niespełna trzech minutach gry zespół USA prowadził 9:2 po trzech rzutach za trzy punkty. Polki miały sporo strat i przegrywały walkę pod tablicami ze skocznymi rywalkami (nasze przegrały walkę o zbiórki 24 - 42!). Mimo to nasze nie dawały się stłamsić. Do remisu 21:21 w 11 min rzutami wolnymi doprowadziła Edyta Koryzna.
Do przerwy biało-czerwone traciły do rywalek aż 16 punktów, ale nie przeszkadzało to fanom w zabawie. W przerwie nie brakowało konkursów. Podczas jednego z nich, z udziałem kilkuletnich chłopców, ubierających się na czas w stroje koszykarskie, dowiedzieliśmy się od prowadzącej, że: "Sześcioletniemu Piotrusiowi spadły gatki."
Ogromny aplauz wzbudzały rzuty za trzy punkty
Agnieszki Bibrzyckiej. Dla zawodniczki
Lotosu VBW Climy Gdynia wybierającej się do WNBA, była to pierwsza okazja do zmierzenia się na boisku z największymi gwiazdami Ameryki.
- Na pewno nie wymagam od nich, by po tym meczu uczyły się na pamięć mojego nazwiska. W Stanach też będę "Bibą" - zapewniała blondynka zajadając się po meczu gruszką.
- Kto rzuca tyle punktów USA, ten nie musi wykazywać się w obronie - komplementował Agnieszkę coach amerykańskiego zespołu.
Van Chancellor nie mógł wyjść z podziwu, widząc obfitość jedzenia w sali konferencyjnej.
- U nas tak dobrze nie karmią - zapewniał, zajadając się mięsnymi koreczkami. Frykasy pałaszowała także
Katie Smith, owacyjnie przywitana przez publikę. "Smitka" wraz z
Małgorzatą Dydek została uznana za najlepszą zawodniczką meczu. Na koniec pytanie za 100 punktów. Co najbardziej smakowało byłej gwieździe Lotosu? Oczywiście czipsy.
Dajcie zobaczyć!
Takiego oblężenia, jakie stara hala Gdyńskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji przeżyła wczoraj, nie pamiętają najstarsi kibice. Tłumy ludzi chciały obejrzeć mecz koszykarek Lotosu VBW Climy Gdynia z reprezentacją USA. Zespół Krzysztofa Koziorowicza przegrał 64:86 (16:24, 15:23, 24:18, 9:21), ale tylko szczęśliwcy mogli obejrzeć magiczną koszykówkę w wykonaniu Amerykanek.
LOTOS: Powell 11, Bibrzycka 7, Wodopianowa 9, Melvin 10, Dydek 13 - Pawlak, Mizrachi 3, Troina 3, Sytniak 2, Cupryś 6.
USA: Johnson, K. Smith 11, Swoopes 12, Thompson 21, Riley 6 - Bird 10, T. Smith 12, Catchings 10, Cash.
Dochodziło nawet do tego, że zapłakani fani pukali w szyby budynku klubowego, byle tylko dostać bilet. Ponoć na czarnym rynku ich ceny osiągały astronomiczny poziom (legalnie nabyte kosztowały co najwyżej 25 złotych). Chętnych do odsprzedaży wejściówki nie było. Mistrzynie Polski nie sprzedały tanio skóry. Szczególnie dobrze chciały wypaść przed
Vanem Chancellorem, selekcjonerem kadry USA,
Elaine Powell oraz
Chasity Melvin, których ambicją jest gra w najsilniejszej drużynie świata. Podobnie jak podczas meczu w Starogardzie Gdańskim owacjami na stojąco przyjęto
Katie Smith. Mecz trwał o 20 minut dłużej, bo z powodu wichury pojawiły się problemy z elektrycznością.
- Nasze reprezentantki kraju były zmęczone sobotnim meczem. W Starogardzie zostawiły sporo zdrowia. Amerykanki podeszyły do tego boju bardziej skoncentrowane i zdeterminowane aniżeli do pierwszego spotkania. Nie smucimy się po tej przegranej. Nie sztuką jest ogrywać słabeuszy. Porażki z najlepszymi czynią postęp - zauważył
Krzysztof Koziorowicz, coach Lotosu.