• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Lucjan Błaszczyk kontra Bartosz Such

Jacek Główczyński
6 marca 2002 (artykuł sprzed 22 lat) 
Największą niespodzianką 70. mistrzostw Polski w tenisie stołowym, które przez trzy toczyły się w nowej gdańskiej hali przy ul. Meissnera, było zwycięstwo Bartosza Sucha nad Lucjanem Błaszczykiem. Jako że do tego pojedynku doszło już w ćwierćfinale, siedmiokrotny mistrz Polski w singlu, tym razem w ogóle nie zdobył indywidualnego medalu. Jednak po grze obaj zawodnicy sprawiali wrażenie jakby nic się nie stało. Być może dlatego, że wyniki z krajowego championatu nie mają wpływu na światowy ranking, a w nim Lucek nadal jest lepszy od "Susziego" o ponad sto lokat.

Lucjan Błaszczyk
- W tenisie stołowym na pozycje pracuje się latami. Nie liczą się pojedyncze wygrane lub porażki, a wiele turniejów, w których zdobywa się punkty. Wyniki z Gdańska niczego nie zmieniają. To ja mam zaproszenia na turnieje z całego świata. Na przykład, aby zagrać w Gdańsku, a następnie w w mistrzostwach Europy, nie podpisałem kontraktu na cyklu rozgrywek w Japonii. Za jedną wygraną grę mogłem tam otrzymać po 1000 dolarów. Zwycięzca blisko półrocznej rywalizacji skasuje milion "zielonych" - podkreśla Lucjan Błaszczyk, na co dzień zawodnik TTC Grenzau.

- Czyli ćwierćfinałowa przegrana to wypadek przy pracy, nad którym szybko przechodzisz dalej?

- Nie. Każda przegrana przez pewnien czas tkwi w głowie. Analizuję pojedynek, szukam przyczyn niepowodzenia. Tak było i tym razem. Wychodzi na to, że gdy my, zawodnicy grający za granicą, na mistrzostwa przyjeżdżamy z marszu, to rywale na co dzień grający w Polsce na ten turniej specjalnie się przygotowują. Suchowi muszę oddać, że był w bardzo dobrej formie. Nie mogłem sobie poradzić z jego serwisem, odczytać właściwie rotacji. Piłeczki nadlatywały niewiadomo skąd. Dlatego mój odbiór był za długi, co w tenisie stanowi zachętę do ataku.

- Niegdyś Andrzej Grubba zrezygnował z gry w mistrzostwach Polski i kontynuował karierę tylko na międzynarodowej arenie i w lidze niemieckiej. Zastanawiasz się nad takim krokiem?

- Nie. Moim celem jest dogonienie Andrzej Grubby pod względem liczby zdobytych tytułów w singlu. Brakuje mi jeszcze pięciu złotych medali. Ponadto kiedyś powiedziałem, że jeśli zdrowie dopisze, to co najmniej raz w roku chciałbym dać szansę kolegom z kraju pokonania Błaszczyka. W tym roku Bartek ją wykorzystał. Dwa lata temu w finale singla na mistrzostwach to ja w meczu z nim byłem górą.

- A czy czasem nie zmniejsza się różnica umiejętności między dotychczas etatowymi reprezentantami a młodzieżą?

- Skoro Michał Dziubański przyjeżdża na mistrzostwa i nadal zdobywa trzy medale, w tym jeden złoty, przeczy to tej tezie. Młodzi na pewno mają szanse grać kiedyś dobrze. Ale tak naprawdę dopiero, gdy podpiszą kontrakt z dobrym klubem, albo w klasowej lidze zagranicznej, będziemy mogli powiedzieć, że nastąpił postęp.

- Z tego wynika, że miejsce w reprezentacji Polski nadal należy się potocznie mówiąc starej fali?

- Nie wiem skąd się biorą spekulacje. Dlaczego na siłę próbuje się podzielić drużynę na starych i młodych? Przecież, gdy gramy w reprezentacji, przyświeca nam wspólny cel. Ustalenie składu należy do trenera. Zresztą ja mam niespełna 28 lat i wcale nie czuję się stary. Jednak jeśli ktoś uważa, że Błaszczyk powinien odejść z reprezentacji, to niech to powie. Oczywiście, że chcę grać dla narodowych barw i - co ważne - czuję się nadal na siłach robić to dobrze. Ale jeśli mój czas się skończył, to proszę mi oficjalnie podziękować, gdyż chyba coś dla polskiego ping-ponga zrobiłem. Wówczas skoncentruję się na indywidualnych występach.

Bartosz Such
- Gdy wychodzi się do stołu grać z Błaszczykiem, to nie można zakładać wygranej. Należy zaś skoncentrować się na pokazaniu ładnego tenisa, dać z siebie wszystko. I taki cel przyświecał mi w ćwierćfinale w Gdańsku - przyznaje Bartosz Such, który w kolekcji ma dwa złote i jeden srebrny medal z mistrzostw Europy juniorów.

- Kiedy uwierzyłeś, że możesz wygrać z numerem 1 mistrzostw?

- Tak naprawdę dopiero, wtedy gdy wygrałem ostatnią piłkę. Z drugiej strony, tego dnia czułem się znakomicie. Nigdy wcześniej nie miałem takiego wyczucia stołu i piłeczki. Tym bardziej nie miałem nic do stracenia. To Lucek grał pod presją. On był faworytem, on musiał wygrać, ja tylko mogłem...

- W półfinale rozbiłeś Michała Dziubańskiego, a w nocy z sobotę na niedzielę życiowa forma uleciała?

- Na pewno nie świętowałem poprzednich wygranych. Do finału koncentrowałem się tak jak do poprzednich pojedynków.

- Może trema?

- Też nie. W finale mistrzostw Polski grałem wszak przed dwoma laty.

- Andrzej Kawa, szef wyszkolenia PZTS, którego przed finałem zapytałem o ocenę szans, stwierdził: trenują na co dzień ze sobą, a to oznacza, że Kusiński, jako bardziej rutynowany zawodnik, może ten fakt wykorzystać na swoją korzyść...

- Na pewno to jest trafna diagnoza. Marcin znał moje słabe strony, a ponadto wiedział, w jakich elementach mogę mu zagrozić. Rozegrał mecz perfekcyjnie taktycznie, ale też był w wielkiej formie. Bez tego nie mógłby odpowiadać na moje mocne uderzenia jeszcze... mocniej. Być może finał potoczyłby się inaczej, gdybym wygrał czwartego seta, w którym prowadziłem 5:0 i 8:5, albo gdybym skończył kilka piłek, które powinienem był wygrać... Sukces Marcina na pewno był zasłużony.

- Czyli zgodnie z powiedzeniem do trzech razy sztuka, mistrzem w singlu zostaniesz w kolejnym podejściu?

- Bardzo bym chciał. Jednak obecnie koncetruję się na przygotowaniach do mistrzostw Europy. Na szczęście zapomniałem już o kontuzji, która trapiła mnie jesienią. Wiary we własne możliwości dodały mi ponadto wygranie turnieju ITTF Pro Tour młodzieżowców w Kairze oraz dobre gry w Gdańsku.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane