• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Marian Pysz: Gramy żeby wygrać

star.
20 marca 2003 (artykuł sprzed 21 lat) 
Hokeiści Stoczniowca spotkali się wczoraj na pierwszym treningu od czasu piątkowego, historycznego meczu w Nowym Targu. Brązowi medaliści MP, wyłączając kadrowiczów, szykują się do urlopów, a zanim się na nie udadzą, otrzymają obiecane nagrody. Marian Pysz podzielił pieniądze zgodnie z udziałem w sukcesie.

W "Olivii" panowała radosna krzątanina, trener, który dopiero co wrócił z Nowego Targu, odbierał gratulacje. Antoni Wróbel, szkoleniowiec "stoczni" 10 lat temu, żartował: "Marian, to ja chciałem przejść do historii, ale udało się dopiero tobie, dlatego szczerze ci gratuluję." Na to Pysz: "Ciągle możesz być pierwszym złotym medalistą". Co wcale nie jest mówieniem od rzeczy, ponieważ żaki Wróbla są zdecydowanym faworytem MP, które w piątek rozpoczną się w Gdańsku.

- Ręka boli od uścisków - zagailiśmy rozmowę.
- Bez przesady. Nie zdobyliśmy złotego medalu, aby oczekiwać szczególnych honorów.
- Brąz to jednak dobry wstęp do złota.
- Cieszę się, że to akurat mnie udało się przełamać niemoc Stoczniowca, dotychczas zatrzymującego się na granicy przeciętności. Cieszę się, bo w tym sukcesie uczestniczyłem od początku do końca. Miejsce na podium jest wyrazem postępu, jaki wspólnie zrobiliśmy, zresztą nie jedynym wyrazem. Bagiński i Myszka zadomowili się w reprezentacji, a za moment będą jej niezbędni. Sokoła, który kroczy razem z nimi, nie biorę jeszcze pod uwagę, bo zbyt krótko gra w Gdańsku.
- Medal to dla pana glejt do spokojnej pracy w nowym sezonie.
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że dotąd nie miałem takiego glejtu. Moja współpraca z szefami klubu polega na zaufaniu.
- Jednak gdyby medalu nie było, zapas zaufania mógłby się wyczerpać...
- Oczywiście, w przypadku niepowodzenia mógłbym się liczyć ze zwolnieniem. Sam czułbym niedosyt, że medal, o którym zaczęliśmy marzyć po znakomitym początku sezonu (7 zwycięstw w 8 pierwszych spotkaniach - przyp.red.), znowu przepadł. Ten brąz to kwintesencja mojej pracy trenera. Serce mi się raduje, że hokeiści mówią na waszych łamach, że następnym krokiem ma być finał. To naturalna konsekwencja tego, co zrobili w piątek. Oni zrozumieli na czym polega ten interes. Jeśli zabieramy się za pracę, to musi coś z niej być. Inaczej nie warto zaczynać. Granie dla samego grania nie ma sensu. Jeśli zawodnik sam sobie nie wyznaczy celu, trener go nie przekona...

Mówi się, że w takich chwilach kluczem do następnych sukcesów jest błyskawiczne poskromienie radości i zakasanie rękawów. Od razu zaczęliśmy dociekać, co może wydarzyć się w trakcie letniej przerwy. Czy możemy liczyć na choćby jeden spektakularny transfer? Dajmy na to Ślusarczyka. Pysz wybił nam to z głowy: "Kluby będą na siłę zatrzymywać reprezentantów. Przecież rok temu przygotowywał się z Podhalem, a mimo to nie został tam. Tychy zakończyły sezon dopiero na szóstym miejscu, ale w sensie finansowym pozostają poza zasięgiem naszego klubu. Zobaczymy, kto zechce u nas grać. Moje życzenia nie są w tej kwestii decydujące, ale liczę, że działacze zdecydują się na wzmocnienia."

Na razie nie przewiduje się żadnych zwolnień, no, chyba że wśród obcokrajowców. Pysz jest bardzo zadowolony z Raszczyńskiego, chwali jego skuteczność, zaangażowanie i charakter. Inaczej ma się sprawa z Czechami. Trener uważa, że Jurasek i Moskal często zachowywali się na lodzie jak szachiści. Obaj zresztą w play off punktowali tylko w jednym spotkaniu, co w pewnym sensie przypomniało nam Skutchana i Potocznego, którzy zawsze tracili formę pomiędzy ligą a fazą pucharową. - Bez nich nie byłoby medalu, jednak gdyby mocniej przykładali się do walki, być może stalibyśmy wyżej...
Głos Wybrzeżastar.

Kluby sportowe

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane