Sopot szczęśliwy dla Japonii. W kurorcie, który w ubiegłym tygodniu gościł ponad 300 uczestników (z 64 krajów) 19. Drużynowych Mistrzostw Świata w Tenisie na Wózkach, skośnoocy zawodnicy osiągnęli swój największy sukces w historii. Zostali mistrzami świata po zwycięstwie nad USA 2:0. Nic dziwnego, że po ostatnim spotkaniu częstowano ich wiśniami.
Wschodnia radość
Nie pierwszy raz korty Sopockiego Klubu Tenisowego okazały się szczęśliwe dla gości z Japonii. W 1995 roku, podczas kobiecego challengera Polish Open by Prokom, tytuł najładniejszej zawodniczki przypadł
Miki Yokobori. Sympatyczna zawodniczka dała sobie już spokój z odbijaniem żółtej piłeczki, jednak korzystna aura dla jej rodaków nadal roztacza się nad polskim morzem. Japończycy awansowali do finału po raz pierwszy i od razu z tak znakomitym skutkiem.
- Być może coś w tym jest. Bardziej jednak jestem skłonna uważać, że ten największy sukces w historii japońskiego tenisa jest podziękowaniem od losu za ciężką pracę naszych zawodników. Ponadto staramy się, by wszyscy niepełnosprawni mieli zapewnione w zajęciach rehabilitacyjnych lekcje gry w tenisa - opowiadała
Aoi Kobayashi, menedżer japońskiego zespołu, wskazując na zaledwie 19-letniego
Shingo Kaniedę, który debiutował w ekipie z Dalekiego Wschodu.
Niepocieszony był
Stephen Welch, gwiazda amerykańskiej ekipy.
- Szkoda, ale od początku nie lekceważyłem Japończyków. Zapowiadałem, że są jednym z faworytów do złota - twierdził 31-letni mieszkaniec Arlington, pogromca naszego
Tadeusza Kruszelnickiego w ćwierćfinale USA - Polska.
Żółta kartka dla "Jarosza"
Zanim jednak "Kruszel" uległ byłemu nr 1 na świecie, punkt w meczu z
Jonem Rydbergiem stracił
Piotr Jaroszewski.
- To był dla nas decydujący moment tej imprezy. Przyznaję, że to przeze mnie, przez moją porażkę, nie zagraliśmy w półfinale - kajał się zawodnik IKT Płock.
- Daję ci żółtą kartkę - zapowiadał
Witold Meres, selekcjoner naszej męskiej reprezentacji.
- Przyjmuję ją z pokorą - odpowiadał zawodnik.
Jesteś znakomity
Nie samymi meczami żyli uczestnicy światowego czempionatu. Ze wszystkich stron słychać było głosy wychwalające organizację imprezy.
Karen Korb, zawodniczka USA, czyniła to w kilku językach, zaskakując swymi lingwistycznymi umieętnościami. Oczywiście, bez problemów, porozumiewała się po angielsku, jednak żadnych problemów nie sprawiało jej gładkie przechodzenie na niemiecki czy hiszpański. Wystarczyło kilka dni pobytu w Polsce, by sprawnie, bez obcych naleciałości mówiła: "dzień dobry", "proszę", "dziękuję" i... "jesteś znakomity".
Kuchania polska
- Jestem w Polsce po raz pierwszy, jednak zapamiętam tę rodzinną atmosferę. Ludzie u was są bardzo spokojni i taktowni - mówiła Amerykanka z Alranzy (stan Georgia).
- Poczekaj, poczekaj. Jednak najbardziej zapamiętam waszą kuchnię. Jest bardzo smaczna, ale trzeba uważać na wagę. Łatwo przytyć na waszym jedzeniu - uśmiechała się blondwłosa Amerykanka. A sama kuchnia, wraz z przylegającą do niej stołówką, była ogromna. Wydawano w niej dziennie 350 bardzo przyzwoitych posiłków.
- Przeważają rodzime dania. Zawodnicy nie kapryszą. Z apetytem zajadają to, co im serwujemy - twierdzili spoceni kucharze.
Mercedesów było dwanaście
Goście sopockich kortów chwalili sobie też dojazdy z hotelu na arenę zmagań. Te słowa, to forma podziękowań kierowanych przez nich do gdyńskiego dealera Mercedesa, który wspomógł imprezę dwunastoma autami (osobowe, vito oraz vaneo).
- Jeśli pasażer sobie życzył, to mu pomagałem, jeśli nie, to tylko go asekurowałem przy wsiadaniu lub wysiadaniu z auta. Po raz pierwszy pomagałem przy obsłudze takiej imprezy i było to bardzo miłe doświadczenie - zapewniał
Bartosz Majsterek, kierowca jednego z samochodów.
Przebiją nas?
Najbardziej markotne miny mieli jednak Nowozelandczycy. Za rok to oni będą organizatorami mistrzostw świata i - jak twierdzą - trudno będzie im przebić Polaków w przygotowaniu imprezy.
- Zawiesiliście poprzeczkę bardzo wysoko. Musimy coś wymyślić, by ludzie nie wzdychali i nie mówili "nie ma jak w Sopocie" - martwił się
Glen Barnes.