• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nie ma jak w Sopocie

Krystian Gojtowski
17 czerwca 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Sopot szczęśliwy dla Japonii. W kurorcie, który w ubiegłym tygodniu gościł ponad 300 uczestników (z 64 krajów) 19. Drużynowych Mistrzostw Świata w Tenisie na Wózkach, skośnoocy zawodnicy osiągnęli swój największy sukces w historii. Zostali mistrzami świata po zwycięstwie nad USA 2:0. Nic dziwnego, że po ostatnim spotkaniu częstowano ich wiśniami.

Wschodnia radość
Nie pierwszy raz korty Sopockiego Klubu Tenisowego okazały się szczęśliwe dla gości z Japonii. W 1995 roku, podczas kobiecego challengera Polish Open by Prokom, tytuł najładniejszej zawodniczki przypadł Miki Yokobori. Sympatyczna zawodniczka dała sobie już spokój z odbijaniem żółtej piłeczki, jednak korzystna aura dla jej rodaków nadal roztacza się nad polskim morzem. Japończycy awansowali do finału po raz pierwszy i od razu z tak znakomitym skutkiem. - Być może coś w tym jest. Bardziej jednak jestem skłonna uważać, że ten największy sukces w historii japońskiego tenisa jest podziękowaniem od losu za ciężką pracę naszych zawodników. Ponadto staramy się, by wszyscy niepełnosprawni mieli zapewnione w zajęciach rehabilitacyjnych lekcje gry w tenisa - opowiadała Aoi Kobayashi, menedżer japońskiego zespołu, wskazując na zaledwie 19-letniego Shingo Kaniedę, który debiutował w ekipie z Dalekiego Wschodu.

Niepocieszony był Stephen Welch, gwiazda amerykańskiej ekipy. - Szkoda, ale od początku nie lekceważyłem Japończyków. Zapowiadałem, że są jednym z faworytów do złota - twierdził 31-letni mieszkaniec Arlington, pogromca naszego Tadeusza Kruszelnickiego w ćwierćfinale USA - Polska.

Żółta kartka dla "Jarosza"
Zanim jednak "Kruszel" uległ byłemu nr 1 na świecie, punkt w meczu z Jonem Rydbergiem stracił Piotr Jaroszewski. - To był dla nas decydujący moment tej imprezy. Przyznaję, że to przeze mnie, przez moją porażkę, nie zagraliśmy w półfinale - kajał się zawodnik IKT Płock. - Daję ci żółtą kartkę - zapowiadał Witold Meres, selekcjoner naszej męskiej reprezentacji. - Przyjmuję ją z pokorą - odpowiadał zawodnik.

Jesteś znakomity
Nie samymi meczami żyli uczestnicy światowego czempionatu. Ze wszystkich stron słychać było głosy wychwalające organizację imprezy. Karen Korb, zawodniczka USA, czyniła to w kilku językach, zaskakując swymi lingwistycznymi umieętnościami. Oczywiście, bez problemów, porozumiewała się po angielsku, jednak żadnych problemów nie sprawiało jej gładkie przechodzenie na niemiecki czy hiszpański. Wystarczyło kilka dni pobytu w Polsce, by sprawnie, bez obcych naleciałości mówiła: "dzień dobry", "proszę", "dziękuję" i... "jesteś znakomity".

Kuchania polska
- Jestem w Polsce po raz pierwszy, jednak zapamiętam tę rodzinną atmosferę. Ludzie u was są bardzo spokojni i taktowni - mówiła Amerykanka z Alranzy (stan Georgia). - Poczekaj, poczekaj. Jednak najbardziej zapamiętam waszą kuchnię. Jest bardzo smaczna, ale trzeba uważać na wagę. Łatwo przytyć na waszym jedzeniu - uśmiechała się blondwłosa Amerykanka. A sama kuchnia, wraz z przylegającą do niej stołówką, była ogromna. Wydawano w niej dziennie 350 bardzo przyzwoitych posiłków. - Przeważają rodzime dania. Zawodnicy nie kapryszą. Z apetytem zajadają to, co im serwujemy - twierdzili spoceni kucharze.

Mercedesów było dwanaście
Goście sopockich kortów chwalili sobie też dojazdy z hotelu na arenę zmagań. Te słowa, to forma podziękowań kierowanych przez nich do gdyńskiego dealera Mercedesa, który wspomógł imprezę dwunastoma autami (osobowe, vito oraz vaneo). - Jeśli pasażer sobie życzył, to mu pomagałem, jeśli nie, to tylko go asekurowałem przy wsiadaniu lub wysiadaniu z auta. Po raz pierwszy pomagałem przy obsłudze takiej imprezy i było to bardzo miłe doświadczenie - zapewniał Bartosz Majsterek, kierowca jednego z samochodów.

Przebiją nas?
Najbardziej markotne miny mieli jednak Nowozelandczycy. Za rok to oni będą organizatorami mistrzostw świata i - jak twierdzą - trudno będzie im przebić Polaków w przygotowaniu imprezy.

- Zawiesiliście poprzeczkę bardzo wysoko. Musimy coś wymyślić, by ludzie nie wzdychali i nie mówili "nie ma jak w Sopocie" - martwił się Glen Barnes.
Głos WybrzeżaKrystian Gojtowski

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane