- Rugby w Trójmieście i w Polsce kojarzy się z nazwiskiem Hodura. Dzisiaj składam skromne wyrazy uznania za to, co zrobiliście dla tej dyscypliny sportu - mówił
Adam Giersz, szef polskiego sportu, wręczając Jarosławowi i Sylwestrowi Hodurom srebrne odznaki zasłużonego działacza kultury fizycznej. W pożegnalnym meczu braci na sopockim stadionie imienia ich ojca, Edwarda, drużyna Zachodu, w której występowali, pokonała Wschód 72:59 (38:35).
ZACHÓD: Mikołajczak, Wilczuk 5 punktów, Wojaczek 10, Nowak, Ignatowicz 5, Andrzejczuk, Wysiecki, S. Hodura 12, Czaja 5, J. Hodura 7, Jasiński, Stachura, Podolski 2, Baraniak, Janulewicz 10, Tubielewicz 2, Szostek, Kasperek, Witoszyński, Cajzer, Kaszubowski, Wielgosz 12, Kacała.
WSCHÓD: Urbanowicz 5, Marciniak, Kaszuba, Płonka, Kałużny, Kochański, Woronko, Brażuk 11, Krawczenko 5, Buchalo 2, Jażdżewski, Grebasz 5, Pietrzyk 12, Polter, Michalak 10, Stringer, Kwiatkowski, Stencel 4, Bartoszewicz, Wnęk 5, Stachniak.
W ekipie Zachodu, która założyła żółte trykoty, zagrali rugbiści miejscowego
Ogniwa i Arki Gdynia. Odziany w niebieskie barwy Wschód reprezentowali zawodnicy Lechii Robod Gdańsk, AZS AWF Gdańsk i Orkana Sochaczew. Ponadto wystąpili w niej: młodzieżowy reprezentant... Walii,
John Paul Stringer oraz sposobiący się do gry w lidze francuskiej
Aleksander Bartoszewicz. Pierwszą ekipę ustawiali
Grzegorz Kacała i
Jakub Szymański, a drugą
Jerzy Jumas.Mecz trwał zgodnie z przepisami dwa razy 40 minut, ale gra miała wybitnie pokazowy charakter. Brakowało charakterystycznej dla rugby zaciętości i agresywności. Oczywiście obyło się bez bójek. Dość powiedzieć, że sędzia
Grzegorz Szostek nie podyktował żadnego karnego, po którym zgłoszona zostałaby próba kopu na słupy. Punkty padały tylko po przyłożeniach i podwyższeniach. Wielokrotnie te drugie wykonywał zawodnik, któremu udało się zaliczyć piątkę.
Ofensywa dominowala nad defensywą, a indywidualne akcje nad grą zespołową. Stąd niespotykany jak na rugby rezultat. Festiwal punktowy rozpoczął już w drugiej minucie Marek Janulewicz. W odpowiedzi przyłożył sochaczewianin Piotr Pietrzyk, a pierwsze prowadzenie Wschodowi (7:5) dał po podwyższeniu Jurij Buchalo. To ukraiński łącznik ataku, który w nowym sezonie ma grać wśród gdańskich akademików. Sobotni mecz skończył po kwadransie ze stłuczoną stopą.
Rezultat zmieniał się jak w kalejdoskopie, a prowadzenie przechodziło ze strony na stronę. Przewaga nie była większa niż 9 punktów.
Gdy na 10 minut przed końcem Janusz Urbanowicz wyrównał na 50:50, wieszczono przyjacielski remis. Jednak na takie rozwiązanie nie chciał przystać Grzegorz Kacała. Trener Ogniwa niespodziewanie wbiegł na boisko, mimo że nie posiadał stosownego... obuwia. To po jego akcji
Wojciech Czaja odzyskał prowadzenie dla Zachodu (60:59). Ostatnia akcja meczu, acz nie reżyserowana, należała do głównych aktorów widowiska. Jarek wymienił piłkę z Kacałą, a Sylwester przyłożył.
Rugbistów, którzy na boisku spędzili po 22 lata, minister
Adam Giersz nagrodził w przerwie odznakami zasłużonego działacza kultury fizycznej, od Polskiego Związku Rugby i Ogniwa były puchary, a
Marcin Baraniak i
Arkadiusz Wielgosz w imieniu kolegów z boiska wręczyli benificjantom... butelki z trunkami.
- Mam mieszane odczucia. Z jednej strony, cieszę się, że doszło wreszcie do meczu Wschód-Zachód, w którym zawodnicy na co dzień grający w różnych barwach zagrali wspólnie, z drugiej żal żegnać ludzi, którzy dla naszej dyscypliny są symbolami. Dziękuję wam za te lata emocji i gratuluję sukcesów - podsumował
Jan Kozłowski, prezes PZR.