• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozmowa z Marianem Pyszem, trenerem Stoczniowca

star.
17 marca 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Hokeiści Stoczniowca zakończyli rozgrywki na czwartym miejscu. Tak jak w 1998, 1999 i 2002 roku. Nasz zespół przegrał wszystkie sześć spotkań w play off, zdobył w nich zaledwie siedem goli. Nie ma się czym chwalić. Miejsce gdańszczan w półfinale było ich obowiązkiem, lecz czy klęska w strefie medalowej każe uznać sezon za przegrany. Marian Pysz twierdzi, że przegrany czuje się on, a drużyna nie ma powodów...

- Fizyczną niemożliwością było przeskoczenie medalowej trójki - podsumował szkoleniowiec cztery dni po ostatnim meczu. - Czuję się przegrany, ponieważ pewne oczekiwania, albo inaczej - pewne założenia w stosunku do niektórych zawodników okazały się nietrafione. Zawiodłem się. Inwestowałem w nich z określonym celem, starałem się ich premiować. Przez cały czas mieli motywację, możliwość kształcenia się. Co będę gadał... głównie mam na myśli kadrowiczów. Przez całą ligę miałem wizję, że w decydujących momentach właśnie gracze powoływani do reprezentacji będą wiodącymi postaciami. Niestety, nie byli. Nie mogę powiedzieć, że ich postawa była zadowalająca.

- Ma pan na myśli wszystkich kadrowiczów?
- Wszystkich, również Tomka Wawrzkiewicza. I tu nie chodzi tylko o jego bronienie, także o budowanie atmosfery w szatni. W dziedzinie mobilizacji całego zespołu akurat reprezentanci, bo kto inny, powinni mieć dużo do powiedzenia. Tymczasem oni byli w defensywie, niezbyt aktywni, zamiast tworzyć siłę nacisku. Choćby z tej prostej przyczyny, że lada moment rozpocznie się zgrupowanie przed mistrzostwami świata. I to jest powodem mojego niedosytu. Jednak zespół jako taki na pewno nie przegrał. Przy takiej kadrze i z takimi umiejętnościami, wcale nie małymi, Stoczniowiec zrobił tyle, ile mógł. Wielkich pretensji nie można mieć, ale pojedyncze uwagi na pewno tak. Pracuję ze "stocznią" trzy lata, więc są rzeczy, o których zawodnik powinien wiedzieć. Powinien znać moje oczekiwania i moją niechęć do minimalizmu, który jest wadą zaraźliwą. Nasza młodzież musi ostro przeć do przodu. Nie zatrzymywać się, gdy przychodzi jej usiąść na ławce.
- Potwierdziło się to, co bagatelizował pan latem. Rywale kupowali zawodników i Stoczniowiec już na starcie był czwarty.
- Ja tego nie bagatelizowałem. Snując ambitne plany, chciałem zmobilizować zespół. Chciałem przekazać podopiecznym, że nie muszą być gorsi. Pod warunkiem ciężkiej pracy. I co? W lidze byliśmy na trzecim.
- Ale drużyna była słabsza.
- Faktem jest, że zabrakło nam tak dobrego polskiego ataku, jaki mieliśmy rok temu. Nie udało mi się zmontować trójki ciągnącej zespół, a wielokrotnie próbowałem. Bezowocne poszukiwania sprawiły, że gładko polegliśmy w play off 0-3 i 0-3. W krwawej walce zabrakło nam walorów czysto hokejowych. Bo przygotowanie Stoczniowca było jak należy.
- Marek Kostecki, wcześniej dumny z licznych powołań, miał orzec, iż drużynie one zaszkodziły. Nie wiemy tylko, w jakim sensie. Sportowym, czy może stoczniowcom odbiła sodówka?
- Nie zauważyłem u zawodników zmiany podejścia do swoich obowiązków po występach w barwach narodowych. Woda sodowa odpada. Prezes patrzy z innej perspektywy, więc może dostrzega co innego. Ma prawo do własnych skojarzeń. Jednak nie sądzę, aby udział w turniejach międzynarodowych był niekorzystny dla naszych hokeistów. Powołanie dla młodego, utalentowanego gracza stawia przed nim nowe wyzwania, pozwala jemu samemu ocenić, jak wysoko wisi poprzeczka. Bywa, że za wysoko, więc następnego powołania może już nie być. Były nominacje trochę naciągane, wynikające z personalnych kłopotów kadry, ala je się z tego cieszyłem. Na kadrze wiedziałem już na pewno, że niemoc okazywana przez zawodników w lidze ma swoje wytłumaczenie. Owa niemoc określała ich pułap. Wyżej nie wzlecą. Mimo to każdy udział w meczu reprezentacji wychodzi zawodnikowi na dobre, jestem o tym święcie przekonany. Zresztą o kim my tu mówimy. W większości o przedszkolu. Chłopak w wieku 22-23 dopiero startuje i jeśli teraz nie dorównuje kroku najlepszym, to równie dobrze może do nich dołączyć za kilka lat.
- Zapowiedział pan zmiany i pożegnania, co prezes jakby wykluczył. Pewnie dlatego, że klub nie dysponuje środkami na pozyskiwanie lepszych zawodników.
- Prezes z pewnością lepiej zna kondycję klubu. Nie zaplanowałem rewolucji. Nie tyle miałem na myśli roszady w składzie, ile nowe uregulowania, które pomogłyby skuteczniej egzekwować od zawodników maksymalne zaangażowanie. Chciałbym, aby w kontraktach wszystkich gdańszczan znalazł się odpowiedni zapis. Zobaczymy, czy to się da wynegocjować. Zawodnik sobie myśli: "Mam zapisane tyle i tyle w umowie i nie będę się wysilał." A ja dążę do innego układu, takiego w którym kwota kontraktowa będzie uzależniona od postawy na lodzie. Nowy układ muszą zaakceptować obie strony. Nie wiem, czy do tego dojdzie, tak samo nie wiem, czy stanie się to z moim udziałem. Podpisałem umowę na czas nieokreślony. Wkrótce okaże się, czy zarząd pragnie ją kontynuować.
- Spekulacje personalne już trwają. Co będzie z obcokrajowcami?
- Nie będę nalegać, żeby ich zwolnić, ale nie chcę zamykać działaczom drogi do poszukiwań nowych kandydatów.
- Wzmocnienia?
- Raczej wykluczone, zapomnijmy.
- Czyli nadal prosi pan kibiców o cierpliwość. Dla drużyny, która musi dojrzeć, i dla pana. W końcu ma pan coś zrobić z tą ekipą.
- Zgadza się. Rok temu zrobiliśmy brąz, ale należy pójść dalej. Z dnia na dzień się nie da.
Głos Wybrzeżastar.

Kluby sportowe

Zobacz także

Opinie (1)

  • ######

    krok do tylu zrobil pan pysz i jego nalezaloby go wstawic do 4 ataku

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane