- 1 Trener Lechii o licencji: Pomyślnie się ułoży (37 opinii) LIVE!
- 2 Lechia nie dostała licencji, ma ją Arka (258 opinii)
- 3 Jak Arka radzi sobie z presją? (56 opinii)
- 4 Derby o finał, Lechia żegna kapitana (6 opinii)
- 5 Będzie najazd kibiców Legii na KSW? (35 opinii)
- 6 Żużel odwołany 5 minut przed startem (190 opinii)
Rozmowa z Mirosławem Draganem
2 marca 2005 (artykuł sprzed 19 lat)
Arka Gdynia
Najnowszy artykuł o klubie Arka Gdynia
Jak Arka Gdynia radzi sobie z presją? Wojciech Łobodziński zmęczony liczeniem
Piłkarze Prokomu Arki Gdynia wrócili z Turcji, gdzie budowali formę przed rundą wiosenną. Czy wyjazd do Kemer był udany, czy przyniósł duże korzyści, czy przysłuży się żółto-niebieskich awansie do ekstraklasy? Pytania te zadaliśmy trenerowi Mirosławowi Draganowi.- Czy zgrupowanie dało takie efekty, jakich pan oczekiwał?
- Odpowiedź sama ciśnie się na usta, gdy spojrzy się za okno i zobaczy, jaka pogoda jest w Polsce. Kierunek był słuszny. Przez kilkanaście dni trenowaliśmy na zielonych boiskach. Tutaj tłuklibyśmy się po śniegu. Żałuję jedynie, że nie mogliśmy pozostać tam dłużej. To, co robi się na trawie, tego fizycznie na śniegu nie da się wykonać. Teraz, gdy wróciliśmy, mamy kłopot. Ale tam, w Turcji, zrealizowaśmy wszystko, co sobie wcześniej założyliśmy.
- Ponoć brakowało wam tam tylko ptasiego mleka...
- Mieliśmy wszystko, czego drużyna potrzebuje do budowania formy sportowej. Sparingparetnerów, odnowę biologiczną na bardzo wysokim poziomie, wyżywienie.
- Codzienne zajęcia były przeplatane grami towarzyskimi. Wygraliście, zremisowaliście i przegraliście. Jest pan zadowolony z tego, co pańscy podopieczni pokazali w tych spotkaniach?
- Zawsze patrzę na gry kontrolne pod kątem tego, co ma nastąpić, a nie tego, co jest. Gdyby w grach kontrolnych wszystko było idealne, to nie trzeba byłoby ich organizować. Spotkania rozegrane w Turcji dały nam jasny obraz drużyny, bo zespół grał w warunkach, w jakich będzie rywalizował w lidze. Tym bardziej, że przeciwnicy podchodzili do rywalizacji bardzo poważnie, jak o awans do ligi. Może dlatego zdobywaliśmy mało goli, ale mało też traciliśmy. Przegraliśmy tylko jeden mecz, i to po dwóch rzutach karnych. Gra obronna na pewno cieszy. Musimy popracować nad skutecznością.
- Graliśmy w optymalnym zestawieniu, w takim, jakie najczęściej będzie pojawiało się we wiosennych meczach ligowych?
- Z tym było różnie. Jesteśmy jeszcze na etapie dawania szans. Nie ukrywam, że nie wszystko mamy gotowe, na kilku pozycjach są wakaty. Trwa zażarta walka, skład dopiero się krystalizuje.
- Które pozycje nie zostały jeszcze obsadzone?
- Tego nie mogę powiedzieć. Ta walka wciąż trwa. Nie mogę oświadczyć, że sprawa obsady bramki jest już zamknięta, bo zakończyłaby się rywalizacja między bramkarzami. Walka o miejsce toczy się na kilku pozycjach. Piłkarze niech się domyślają na jakich...
- Do Turcji pojechali kontuzjowani Sebastian Gorząd i Grzegorz Pilch. Czy wrócili do kraju w pełni sprawni?
- Niektórzy mówili, że Pilch jechał na wycieczkę. Zabraliśmy go jednak między innymi po to, by go tam wyleczyć. Mieliśmy tam kontakt z doktorem Machowskim z Legii Warszawa, który bardzo nam pomógł. Ostatni tydzień treningowy poświęciliśmy głównie Grzesiowi, który wychodził już na zajęcia. Myślę, że lada chwila wejdzie do zespołu. Gorząd trenował z drużyną, tylko intensywność zajęć w jego wykonaniu była mniejsza. Nie brał udziału w meczach. Przy tej intesywności grania obawialiśmy się, by ta kontuzja nie zamieniła się w poważny uraz. Sądzę, że pod względem zdrowotnym z naszą drużyną jest bardzo dobrze.
- Nie jesteście jedynym zespołem, który był na obozie w Turcji. Do Polski docierały wieści z przygotowań pozostałych ekip. Głośno było między innymi o zdarzeniu z udziałem ludzi z Górnika Łęczna. Lekarz i masażysta tej drużyny zabawili się na tyle mocno, że ten pierwszy wypadł przez hotelowy balkon i się połamał. Jak przyjęliście tę informację?
- Nie znamy szczegółów, bo wydarzyło się to dzień po naszym przylocie. Górnik przebywał w ośrodku odległym od naszego o 100 kilometrów. Grzesiu Pilch z kierownikiem Wiesławem Kędzią jeździli tam na zabiegi lecznicze do doktora Machowskiego. Szybko się o tym dowiedzieliśmy. To duże nieszczęście...
- Czy piłkarze Arki mogli się wieczorem rozerwać?
- Szansa jest zawsze. Rozerwać się można nawet w kościele, jeśli ktoś bardzo będzie tego chciał. Czuwaliśmy nad sytuacją. Pewności oczywiście nie ma, ale mieliśmy świadomość, że piłkarze wiedzieli, po co tam pojechali.