• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sopockie deskarki nie płyną do Aten

Jacek Główczyński
27 kwietnia 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Gdyby sportowe atuty Anny Gałeckiej i Anny Graczyk połączyć w jedną super Annę G., to w Sopocie mielibyśmy zawodniczkę światowego formatu w klasie Mistral. Niestety, na igrzyska nie pojedzie żadna z nich. Pierwsza prawo startu w Atenach miała tylko na półmetku mistrzostw świata, a drugiej w końcowej klasyfikacji regat do nominacji zabrakło dwóch pozycji. Deskarki SKŻ Hestia ubiegła w olimpijskim wyścigu Zofia Klepacka...

- Wszystko było na dobrej drodze gdy warunki były średniowiatrowe - przyznaje Gałecka, która startowała na igrzyskach w Sydney. - Niestety, potem w Turcji przyszedł ekstremalny wiatr o sile do 30 węzłów, powstała ogromna fala... Los nie był łaskawy dla mnie także w ostatnim dniu regat. Tym razem wiało słabo. Miałam szanse na miejsce w "10". Dodatkowo zarobiłabym sporo punktów, bo po rozegraniu tego biegu zostałby anulowany drugi najsłabszy start. Gdyby do tego doszło, to nie powiem, że pojechałabym na igrzyska, ale miałabym ogromne szanse. Sędziowie przerwali wyścig i ogłosili mistrzostwa za zakończone.

Zupełnie odwrotnie wiodło się na mistrzostwach Graczyk. Ona zyskiwała. Ostatecznie zajęła osiemnaste, najwyższe z Polek miejsce w Turcji, ale do Aten to nie wystarczyło.

- Nie mam do nikogo pretensji. System kwalifikacji był znany od dawna. Muszę pogodzić się z tym, że w Turcji wygrałam z Zosią, ale to Aten pojedzie warszawianka. Zostałabym olimpijką, gdybym zajęła 16. miejsce. Pozostaje mi satysfakcja, że na mistrzostwach byłam najlepsza z Polek - przyznaje Graczyk.

Trzeba od razu dodać, że nie wszystko w pogoni za igrzyskami zależało od sopocianek. Gałeckiej zadanie utrudnił związek.

- W ubiegłym roku skreślono mnie z kadry. Gdybym miała warunki porównywalne z pozostałymi reprezentantkami, byłabym na pewno teraz w innym miejscu. A tak, musiałam tułać się po świecie, by wykorzystując prywatne znajomości móc trenować w dobrych warunkach. Przy tej okazji chciałabym podziękować Hestii, bez której trudno byłoby mi przetrwać ten ciężki okres - przypomina sopocianka.

Graczyk przegrała z własnym... organizmem. W grudniu doznała kontuzji, po której praktycznie na rok powinna zniknąć z wyczynowego sportu.

- Muszę się poddać operacji więzadeł w kolanie. Po takich zabiegach rehabilitacja trwa od 6 do 9 miesięcy. Szkoda mi było tylu lat przygotowań. Postnowiłam powalczyć o igrzyska, ale przygotowania do mistrzostw z konieczności ograniczyłam do jednego miesiąca. Musiało brakować opływania, wydolności, a to głównie liczy się gdy wiatr jest słaby. Ponadto, gdy analizuje to, co się zdarzyło w ostatnich sezonach, sądzę, że może udałoby się zrobić większy postęp, gdyby związek zapewnił nam współpracę z psychologiem - ocenia Graczyk.

Przed Atlantą i Sydney wśród zawodniczek walczących o igrzyska atmosfera była daleka od przyjaznej. Wydawało się, że konflikt jest nieunikniony także i teraz, bo o nominację ubiegały się cztery równorzędne deskarki, a wszystko rozstrzygało w ostatniej eliminacji.

- Atmosfera była zdrowa i normalna. Może dlatego, że wszyscy byliśmy mądrzejsi o cztery lata? W Turcji nie pilnowałyśmy się wzajemnie, na pewno nie przeszkadzałyśmy sobie, każda walczyła z rywalkami na własny rachunek. W sukcesie Zosi na pewno jest cząstka pracy każdej z nas, bo razem trenowałyśmy - ocenia Gałecka, która niepowodzenia olimpijskie obiecuje sobie odbić podczas tegorocznych mistrzostw Europy w Sopocie. - Żyłyśmy w dobrej komitywie. Czasem byłyśmy poddenerwowane, ale gdy nawet dochodziło do pewnych wybuchów, to zaraz się przepraszałyśmy. Dla mnie ten sezon już się skończył. Poddam się teraz operacji. Gdy skończę rehabilitację, odpocznę. Chciałabym wrócić do olimpijskiej klasy - dodaje Graczyk.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane