Rozmowa z Sebastianem Gorządem
Sebastian Gorząd był wczoraj bardzo zapracowanym człowiekiem. Nie dość, że kilkanaście godzin wcześniej wraz z żoną przybył do Gdyni, to niemal z marszu udał się trening, a potem uczestniczył w negocjacjach kontraktowych z działaczami Prokomu
Arki Gdynia. Rozmowy dla byłego piłkarza Górnika Polkowice były trudne.
- Rozmowy były dość długie i skopmlikowane. W jakich kwestiach nie potrafiliście się porozumieć? Wszystko rozbijało się o kwestie finansowe?
- O kwestie finansowe i termin kontraktu. Na tę chwilę jeszcze nie podpisałem umowy. Nie można powiedzieć na sto procent, że jestem zawodnikiem Arki.
- Chce pan zmienić zdanie?
- Myślę, że nie.
- Umowa kontraktowa ma obowiązywać 2,5 roku. To długo?
- Wie pan, już raz się naciąłem. W Górniku było fajnie, podpisałem kontrakt, potem go przedłużałem i nagle coś się zacięło. Wyrażałem chęć podpisania z Arką krótszej umowy. Jeśli klub byłby zadowolony i ja byłbym zadowolony, to wtedy tę umowę byśmy przedłużyli. Wyszło jednak inaczje, i chyba tak będzie.
- Trafił pan do Arki jako zawodnik wolny, chociaż jeszcze kilka dni temu obowiązywała pana umowa z Górnikiem Polkowice. Co wydarzyło się w górniczym klubie, że tak łatwo z pana zrezygnowano?
- Zmieniły się zasady funkcjonowania klubu. Klub miał długi wobec zawodników, zaczęto renegocjować kontrakty. Na takie rozwiązanie nie przystałem, tym bardziej, że jestem wierzycielem Górnika. A już wcześniej miałem propozycję od trenera Mirosława Dragana i wiedziałem, że w dalszym ciągu jest aktualna. Zdecydowałem się rozwiązać umowę z Górnikiem. Jeszcze w grudniu prezes Sikorski nie wyrażał zgody na moje odejście, ale już w styczniu dogadaliśmy się. Klub znalazł się w takiej sytuacji, że mogłem odejść.
- Arka była jedyną odskocznią, czy otrzymał pan oferty z innych klubów?
- Miesiąc temu miałem jeden sondujący telefon z Podbeskidzia Bielsko-Biała, ale na tym telefonie się skończyło.
- Po latach gry na Śląsku zdecydował się pan na piłkę nad morzem. To duża zmiana dla pana?
- Bardzo duża. Przede wszystkim jestem daleko od domu. Przyznam szczerze, że byłem już przyzwyczajony do gry w Górniku. Teraz przyjechałem zarabiać nad morze. Mam nadzieję, że nie będę żałował tej decyzji. Wierzę, że skorzysta na tym zarówno Arka, jak i ja.
- Ma pan zaległości treningowe?
- Generalnie trenowałem w Górniku, jednak zajęcia zaczęliśmy późno - dopiero 10 stycznia. Przez ostatnie dwa, trzy dni też nie trenowałem, bo powiem szczerze, że miałem urwanie głowy. Przeprowadzki i tym podobne sprawy. Ale wielkich zaległości nie mam.
- Przez kilka lat współpracował pan z trenerem Mirosławem Draganem. Znacie się bardzo dobrze. Czy to oznacza, że będzie pan jego faworytem?
- Przede wszystkim najwięcej będzie zależało od mojej formy. Myślę, że trener nie może sobie pozwolić na to, by jakąkolwiek rolę przy ustalaniu składu odgrywały znajomości. Gra idzie o dużą stawkę. Gramy o awans do ekstraklasy i każdy o tym doskonale wie.