• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Urlop czyni mistrza

Jacek Główczyński
19 sierpnia 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Rozmowa z Przemysławem Tarnackim, sternikiem

Życzylibyśmy sobie w polskim sporcie więcej takich urlopów. Przemysław Tarnacki wolnych dni nie przeznaczył na bierny odpoczynek, ale wybrał się do Łeby na mistrzostwa świata w żeglarskiej klasie Micro. Po czterodniowych zmaganiach z rywalami oraz sztormowymi wiatrami i falami załoga Stali Gdynia, którą tworzyli obok 26-letniego sternika jego rówieśnik, Michał Szmul, oraz młodszy o siedem lat Filip Szawłowski, zdobyła złoty medal. Dla Tarnackiego to już czwarty tytuł w tej specjalności!

- W Polsce klasa Micro traktowana jest jako przedłużenie kariery, dla tych, którym nie udało się zabrać na łódki olimpijskie lub też tych, którzy skończyli z profesjonalnym żeglowaniem. Ty udowadniasz, że jest jeszcze trzecie wyjście.
- Rzeczywiście poszedłem odwrotną drogą niż inni. Dla mnie Micro stało się odskocznią do profesjonalnego żeglowania, do match-racingu. Miałem to szczęście, że mogłem terminować u Staszka Sawki. Podpatrzyłem wiele jego tricków, które teraz wykorzystuje przy prowadzeniu jachtu jako sternik.
- Jesteś wyjątkiem, czy za twoim przykładem mogą pójść inni?
- Polecam tę drogę, choć uprzedzam, że nie jest łatwa. Na początku mieliśmy małych sponsorów, z trudem łataliśmy budżet, ale staraliśmy się jak najwięcej startować. Tylko w ten sposób można osiągnąć postęp. Micro powinno w naszym kraju się rozwijać, gdyż jest dość tanią klasą, a tymczasem obserwuję regres, zmniejsza się liczba startujących. To powinno dać do myślenia ludziom zarządzającym tą klasą, gdyż to oni odpowiadają za taki stan rzeczy.
- Czy to oznacza, że złotem z Łeby pożegnałeś się definitywnie z Micro?
- Odszedłem, gdy po 2-3 sezonach udało mi się wygrać wszystko i ze wszystkimi. W Łebie znów wsiadłem na stary jacht, odświeżyłem przyjaźnie. Było fajnie. Jednak od ponad roku liczy się tylko match-racing. Dużo wysiłku kosztowało mnie, aby w tej specjalności przebić się z czwartej setki w światowym rankingu na 44. miejsce. W tegorocznych mistrzostwach Europy zająłem piątą pozycję. Chciałbym pójść jeszcze wyżej, a to oznacza, że na wszystko inne czas mam tylko podczas urlopu.
- Liderem światowego rankingu w match-racingu jest Karol Jabłoński. On pierwsze kroki w zawodowym jachtingu stawiał za granicą. Czy mieszkając na stałe w Polsce można zrobić równie błyskotliwą karierę?
- Tak jak w Micro uczyłem się od Staszka Stawki, tak chętnie podpatrywałbym Karola. Zresztą on sam do match-racing wchodził u boku Markusa Wiesera z Niemiec. Proponowałem Jabłońskiemu wspólne treningi, ale bez odzewu. Nie skarżę się. Rozumiem, że gwiazdy nie mają czasu. Tym bardziej, że gdy spotkamy się przez przypadek, to zawsze miło nam się rozmawia. Na pewno będę go gonił. Już teraz około pół roku spędzam na treningach i zawodach poza Polską. Dążę do tego, by w ciągu sezonu startować 12-14 razy, i to najlepiej w zawodach tzw. pierwszego grade'u. Przy tej okazji chciałbym podziękować za życzliwość dziekanom i wykładowcom Politechniki Gdańskiej. Otrzymałem indywidualnym tok studiów, dzięki czemu jestem na ostatnim roku na Wydziale Oceanotechniki i Okrętownictwa.
- Twoje nazwisko pojawia także w kontekście Polska 1, czyli teamu przygotowującego się do startu w Pucharze Ameryki.
- Puchar Ameryki to moje marzenie. Może nie na dziś, ani nie na jutro, ale w perspektywie kilkunastu lat chciałbym tam się znaleźć. Z Polską 1 utrzymuję kontakt, byłem na zgrupowaniu w Walencji, jestem w orbicie zainteresowań, jeśli chodzi o obsadę funkcji sternika. Na razie, dzięki MRM i Tadeuszowi Radlińskim, z którym wspólnie założyłem Fundację Sportów Żeglarskich, mam pokrycie finansowe startów matchracingowych. Na tym się koncetruję, zdobywam doświadczenie, którego najbardziej brakuje. Najczęściej startuję wspólnie z Michałem Szmulem, Piotrem Wojewskim i Marcinem Osowskim. W pierwszej "40" jesteśmy najmłodsi, mamy po 25-26 lat. W rankingu dominują 35-40-latki.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane