Rzutem na taśmę udało się wyłonić medalistów mistrzostw świata w żeglarskiej klasie Micro. Przez dwa dni w Łebie szalał sztorm. Mimo to humory w polskim obozie zawodniczym i organizacyjnym dopisywały. Nasi reprezentaci zdobyli komplet medali, złoto i brąz zabrała gdyńska Stal, a port jachtowy i władze samorządowe zbierały zasłużone gratulacje za wygranie walki z żywiołem. - Nie ma żeglarstwa bez Łeby - podkreśla Halina Klińska, burmistrz miasta.
Micro to jachty mieczowe o wadze 450 kg, długości 5,5 metra i szerokosci 2,45, których powierzchnia żagli podstawowych wynosi 18,5 m kw. Nasi zdobyli komplet medali w wersji profesjonalnej jednostek (Proto) i turystycznej (Cruiser). Kolejność ustalono na podstawie czterech biegów, w tym jednego tzw. długiego, który w tym wypadku miał 8 mil. Z czterech dni przeznaczonych na rywalizację żeglowano tylko dwa.
- Pierwszy wyścig odbył się przy wietrze, który z upływem czasu wzmagał siłę, dochodząc do siedmiu stopni w skali Beauforta. Do tego była bardzo wysoka fala. W tych ekstremalnych warunkach wyścig ukończyło tylko 16 spośród 30 startujących załóg. Wiatr uszkodził sporo jachtów - mówiła
Krystyna Lastowska, arbiter główny regat, jedyna w Polsce kobieta mająca licencję klasy międzynarodowej.
Inauguracyjny bieg wygrał jacht kierowany przez
Andrzeja Czapskiego przed gdyńskimi braćmi
Piotrem i
Przemysławem Tarnackimi. W tej klasyfikacji nic nie zmieniło się przez dwie doby.
- W piątek i sobotę wiatr osiągał prędkość do 9 stopni w skali Beauforta. O zejściu na wodę nie było mowy. By skrócić czas oczekiwania, rozegraliśmy wyścig na optymistach. Wygrał Piotr Tarnacki. W niedzielę warunki też były ciężkie, ale równe dla wszystkich. Wygrali najlepsi. Kto wcześniej żeglował na morzu, nie narzekał - przekonuje
Andrzej Strzechmiński, prezes zarządu Portu Jachtowego w Łebie.
W ostatnim dniu regat dwa biegi wygrał Przemysław Tarnacki, a w jednym był drugi. Tym samym jego start z czwartku uległ zatarciu i gdynian zwyciężył z dorobkiem czterech punktów.
- To mój czwarty złoty medal, drugi w roli sternika. Poprzednie dwa zdobyłem jako załogant Staszka Sawki. Ten tytuł jest mój właściwie przez przypadek. Od dwóch lat startuje w match-racingu. Do Micro wróciłem dlatego, że mistrzostwa odbywały się w Polsce. Miałem jechać na dwutygodniowy urlop, ale przyjechałem do Łeby. Ciężko było wygrać, w porównaniu z innymi załogami byliśmy lżejsi. Oprócz radości jest olbrzymie zmęczenie - mówi sternik jachtu, na którym żeglowali także
Michał Szmul i
Filip Szawłowski.
Stołecznej załodze Czapskiego przydarzyła się wpadka w pierwszym niedzielnym biegu (8 miejsce), ale dwa drugie miejsca dały Primowi łączną notę pięć i srebro. Niepocieszony był Piotr Tarnacki, który plasował się kolejno na pozycjach: 2, 5, 3 i 7.
- Łódka nie była tak szybka, jakbyśmy chcieli. Szukaliśmy winy w sobie, w złym ustawieniu żagla... Ale po regatach stwierdziliśmy, że pod pokładem doszło do pęknięcia masztu. Musiało się to stać na jednej z wysokich fal w pierwszym dniu regat. Gdyby nie to, byłoby srebro - przekonywał 22-letni Tarnacki, który na pokładzie miał o rok młodszych
Pawła Suchockiego i
Łukasza Wosińskiego.
Piąte miejsce zajęła trzecia załoga gdyńskiej Stali pod dowództwem
Bohdana Goralskiego. Obrońca tytułu sprzed roku,
Philippe Benaden (Francja), był szósty.
- To pierwsze regaty tej rangi, jakie przeprowadził Port Jachtowy w Łebie. Zrobimy wszystko, aby były następne mistrzostwa. Nie ma żeglarstwa bez Łeby. Dla naszego miasta to wspaniała promocja. Z tego powodu we wspólnej Europie może być o nas głośno - zapewnia
Halina Klińska, burmistrz Łeby, która "Głosowi" zdradziła, że choć sama nie żegluje, to ma w domu dwóch zapalonych widsurfingowców - męża i syna, a marzeniem tego pierwszego jest posiadanie... jachtu.
Medaliści w Cruiser:
1. Grzegorz Banaszczyk,
2. Marcin Pietrzak,
3. Andrzej Kender.