• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

W lewo, ale bez przesady

Jacek Główczyński
14 czerwca 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z mistrzem Europy Przemysławem Miarczyńskim

Po raz pierwszy w karierze Przemysław Miarczyński został mistrzem Europy seniorów w olimpijskiej klasie Mistral. Radość deskarza SKŻ Hestia Sopot była tym większa, że sięgnął po tytuł w macierzystym klubie. Ten wynik to kapitalny prognostyk przed igrzyskami. W Atenach popularny "Pont", który w kwietniu zdobył srebro na mistrzostwach świata, będzie w pierwszym szeregu kandydatów do olimpijskiego podium.

- Przed regatami mówiłeś, że nie masz wielkich oczekiwań, bo do tego startu podchodzisz z marszu. Był to wyraz kokieterii czy wolałeś dmuchać na zimne?
- Mówiłem szczerze. Do tych regat przystępowałem bez żadnych założeń wynikowych. Miałem pokazać się w kwietniu, w mistrzostwach świata, a szczyt formy ma nastąpić w Atenach. W Sopocie mogłem obiecać, że będę się starał żeglować jak najlepiej.
- Czy to prawda, że gdyby mistrzostwa nie odbywały się w Sopocie, to w ogóle nie startowałbyś w tych regatach?!
- Była taka koncepcja. Ostatecznie trenerzy Tomasz Chamera i Paweł Kowalski uznali, że nie można pozwolić sobie, na to, bym przed igrzyskami tak długo nie startował. Z mojego kalendarza skreślono Puchar Świata w Spa i Kilonii, a postawiono na Sopot. Gdyby mistrzoswa były gdzieś indziej, to może zamiast na nie pojechałbym do Niemiec?
- Wypróbowałeś w Sopocie swój najlepszy sprzęt?
- Tak. Pływałem na zestawie, który dał mi srebro na mistrzostwach świata. Przed startem w Sopocie testowałem dwie deski, ale uznałem, że są one zbyt wolne.
- Czy to prawda, że byłeś w Sopocie najcięższym zawodnikiem?
- Chyba tak. Przy wzroście 185 centymetrów ważę 78 kilogramów, podczas gdy najczęściej zawodnicy mają 74. Do igrzysk i ja zejdę do tej granicy.
- Pytam nie bez kozery, bo zwykło się uważać, że ciężcy nie mają szans, gdy słabo wieje. A w Sopocie, z wyjątkiem jednego dnia, nie było silnego wiatru...
- Na pewno było mi trudniej z tego powdu, ale nie sądzę, abyśmy mogli mówić o przełomie, że Miarczyński zacznie wygrywać teraz i przy słabych wiatrach. W Sopocie były przede wszystkim trudne warunki. Ci słabsi, mniej doświadczeni, pogubili się.
- Przydała się znajomość akwenu?
- I tak, i nie. W Sopocie zawsze było korzystnie płynąć w lewo, w stronę brzegu. W dwóch wyścigach tak właśnie postąpiłem i wylądowałem... daleko z tyłu.
- Przed ostatnim dniem regat traciłeś do lidera pięć punktów. W żeglarstwie dużo to i mało. Jaki miałeś plan: zaatakować złoto, czy przede wszystkim nie stracić srebra?
- Złoto nęciło, ale nie mogłem też zapominać o zawodnikach, którzy byli za mną. Gdbym spadł z podium, a przez całe regaty byłem w trójce, to dopiero byłoby żal. Choć obiecałem sobie, że będę walczył, to głównie starałem się nie stracić tego co już miałem.
- Obserwowałeś co robi Bontemps?
- Oczywiście, że patrzyłem co robi Francuz. Gdyby popłynął w inną stronę niż wszyscy, nie ryzykowałbym i podążyłbym za nim.
- Kiedy uwierzyłeś, że będziesz mistrzem?
- W ostatnim wyścigu. Przy zejściu z drugiej boi mogłem już być spokojny. Julien był daleko za mną, chyba wtedy tracił około 30 miejsc.
- Igrzyska za pasem. Na świętowanie złota chyba nie będzie czasu?
- Rzeczywiście. Już za kilka dni ruszamy na dwutygodniowe zgrupowanie do Aten. Potem do igrzysk będziemy przygotowywać się w kraju.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane