• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wiosłuję do Japonii

Jacek Główczyński
28 grudnia 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Rozmowa z Adamem Korolem

Adam Korol rok 2004 miał zapamiętać przede wszystkim z powodu igrzysk olimpijskich. Ale z Aten gdański wioślarz wrócił bez medalu. Od podium na czwórce podwójnej dzieliło go zaledwie siedem setnych sekundy! Już nie chce wracać do Grecji.

- Gdyby nie narodziny syna Szymona to cały ten rok trzeba byłoby zapisać na straty. Czwarte miejsce na igrzyskach traktuję jako osobistą porażkę. Cały czas ta zadra siedzi we mnie - przyznaje 30-latek, który na mistrzostwach świata trzykrotnie zdobywał medale.

- Czy analizowaliście, gdzie albo przez kogo uciekły wam te ułamki sekund?
- Próbowaliśmy tego dokonać na gorąco, zaraz po wyścigu. Każdy czegoś szukał, kogoś obwiniał... Zastanawialiśmy się, czy to my zawiedliśmy, czy może coś nie tak było z łódką, ustawieniem wioseł. Ale ostatecznie uznaliśmy, że takie rozdrapywanie ran nie ma sensu. Choć mam finał olimpijski nagrany na kasecie, nie oglądałem go i nie wiem, czy kiedykolwiek będę miał ochotę to sobie powspominać. To nic przyjemnego. Nie zostaliśmy medalistami igrzysk, a tylko tacy liczą się w naszym kraju.
- Kto wam dał to odczuć?
- Na pewno nie znajomi i rodzina. Krąg moich przyjaciół wywodzi się z wioślarstwa. Jeśli im powiedziałem, że nic więcej już nie mogłem zrobić, to zrozumieli, nie pytali o nic. Pomocną dłoń od razu wyciągnął do mnie Tadeusz Zakrzewski, także były wioślarz. Od razu zaproponował przedłużenie umowy sponsorskiej na kolejny rok. Natomiast nie mamy co liczyć na życzliwość związku. Obcięto nam stypendia, wszystko wskazuje na to, że nie mam szans, abyśmy mogli się przygotowywać nieco inaczej niż pozostała kadra.
- To znaczy?
- Jesteśmy na tyle doświadczonymi zawodnikami, że nie trzeba nas gonić do pracy, nadzorować. Każdy ma świadomość celu, do którego zmierzamy. Wstępnie ustaliliśmy z trenerem Aleksandrem Wojciechowskim, że mniej czasu chcielibyśmy spędzać na zgrupowaniach centralnych, a zamiast tego trenować w klubach, w pobliżu rodzin. Niestety, chyba nie ma na to szans.
- Ile kosztowało cię te siedem setnych sekund od medalu?
- Bardzo dużo. Na comiesięcznych stypendiach tracimy po około 20 procent. Nagroda z PKOl. za brązowy medal olimpijski wynosiłaby 45 tysięcy, a czwarte miejsce wyceniono na 15 tysięcy. A co najgorsze, nadal nie mam prawa do sportowej emerytury, bo ona należy się tylko medlaistom olimpijskim. A przecież takie zabezpieczenie jest bardzo ważne. Człowiek ma poczucie stabilizacji, wie, że po wysiłku włożonym w wyczynowe uprawianie sportu państwo nie pozwoli mu umrzeć z głodu.
- Nie miałeś wariantu rezerwowego na wypadek niepowodzenia w Atenach?
- Nie. Mam co prawda dyplom wyższej uczelni, jestem nauczycielem wychowania fizycznego, ale nawet nie wiem, czy okres, który upłynął od ukończenia przeze mnie uczelni, pozwala mi jeszcze na podjęcie pracy w szkole.
- Czyli musisz wiosłować dalej?
- Tak postanowiliśmy z kolegami. Z naszej czwórki tylko Adam Bronikowski nie do końca się określił, ale myślę, że i on dalej będzie trenować.
- 2005 rok będzie pierwszym sezonem nowego czterolecia olimpijskiego. Widzisz już Pekin na horyzoncie?
- Nie. Moja perspektywa jest krótsza. Na pewno będę startował do sierpnia, kiedy w Japonii odbędą się mistrzostwa świata. Uważam, że nie ma sensu rozmieniać się na drobne. Jeśli w tych regatach nie zdobędziemy medalu, to nie ma sensu ciągnąć tego dalej.
- Nie będziesz odcinał kuponów od dawnych wyników?
- Sportowiec jest tyle wart, ile znaczy jego ostatni wynik. Nigdy nie powiem: "nazywam się Adam Korol i należy mi się miejsce w czwórce podwójnej". Wszystko muszę sobie wywalczyć. A konkurencja zapewnie wzrośnie, bo mają dojść zawodnicy z reprezentacji młodzieżowej. Może się okazać, że osada z nich złożona zacznie pływać szybciej od nas...

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane