• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

7 na 7. Polska - Szwecja 19:25

jag.
31 maja 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Polscy piłkarze ręczni nie zagrają w przyszłorocznych finałach mistrzostw świata. Wprawdzie do rozegrania pozostał jeszcze rewanż ze Szwecją, ale trudno liczyć, na metamorfozę biało-czerwonych. I nie chodzi tylko o to, że przegrali w Kielcach z "Trzema Koronami" 19:25 (6:10), ale przede wszystkim o fakt, że kadrę opuścili w potrzebie "stranieri".

Polska: Szmal, Góral - Dmytruszyński 5, Starczan 1, Zołoteńko 3, Bielecki 1, Lis 1, Wleklak 4, Kuchczyński 1, Kubisztal 3, Wasiak, Nilsson, Wiśniewski.

- Nasi piłkarze też grają w klubach ligi niemieckiej, ale nigdy nie mamy kłopotów z ich zwolnieniem na mecze reprezentacji. To są ustalenia federacji i żaden klub nie ma prawa ich podważać. Dziwi mnie, że z polskimi graczami jest inaczej. Nie spodziewałem się, że będą mieć takie kłopoty z zestawieniem składu. Wystarczyło, że zagraliśmy spokojnie i wykorzystaliśmy błędy rywali - wyjaśniał naszym na czym polega profesjonalizm, nie tylko na parkiecie, Bengt Johansson, trener Szwecji.

Ci z polskich szczypiornistów, którzy stawili się na z góry przegraną walkę, kilkakrotnie pokazali pazur. Po bramkach Damiana Wleklaka i Michała Zołoteńki prowadzili 2:0. Jeszcze w 19 minucie, choć wcześniej zmarnowali dwa karne (Michał Kubisztal, Karol Bielecki), mieli korzystny rezultat (5:4), kiedy dobrze do bramki wprowadził się Artur Góral. Niestety, na przerwę gospodarze zeszli ze stratą czterech bramek.

Po zmianie stron hasło do odrabiania strat dał Wleklak, a rywali nękał Maciej Dmytruszyński. Na kwadrans przed końcem doszliśmy na 16:16. Co więcej, mogliśmy nawet objąć prowadzenie, ale rzut Wleklaka został zablokowany, a Dmytruszyński posłał piłkę w słupek. Szwedzi natychmiast skorzystali z tej oznaki słabości, odpowiadając czterema trafieniami. Potem poprawili na 24:18. Szło im o tyle łatwiej, że w polskich szeregach w ogóle nie istaniała pierwsza linia. Zawodnicy tej formacji zdobyli zaledwie trzy bramki.

- Rywale byli silniejsi i zasłużenie wygrali. Moi zawodnicy grali na miarę swych możliwości. Nie są przygotowani do występów przez 60 minut. Pod koniec meczu wykazywali zmęczenie - przyznał Bogdan Zajączkowski, którego środowisko skazało na dymisję już w lutym. Nie ma znaczenia, że pod wodzą płockiego szkoleniowca biało-czerwoni grali trzy razy z rzędu w imprezach rangi mistrzowskiej.
Głos Wybrzeżajag.

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane