• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dlaczego nie Gdańsk?

Jacek Główczyński
2 grudnia 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Rozmowa z Kamilą Frątczak

Kamila Frątczak od dawna była wyrazistą postacią polskiej ekstraklasy. Wysoka (191 cm), smukła, blondwłosa siatkarka imponowała siłą zbić. Jednak dopiero kontuzja Joanny Mirek i potrzeba uzupełnienia drużyny mistrzyń Europy o atakującą otworzyła przed 24-letnią kaliszanką wrota popularności. Po dobrej grze w Japonii, gdziekolwiek pojawią się Winiary, do zawodniczki oznaczonej numerem 12 ustawiają się w kolejce łowcy autografów. Nie inaczej było w sobotę w Gdańsku.

- Powoli się do tego przyzwyczajam, że gdy koleżanki już się rozciągają po meczu, to ja jeszcze muszę popisać wiele karteczek. Nie narzekam. Wręcz przeciwnie, to bardzo miłe. Nikomu nie odmówiłam. Jestem do dyspozycji kibiców w Gdańsku, i w Kaliszu i innych miastach.
- Jak się pani czuje w roli siatkarki, która pobiła Amerykę?
- Od zakończenia meczu z USA powtarzam, że to wielki sukces całej naszej reprezentacji, wszystkich dziewczyn, które były na parkiecie. Starałam się grać jak najlepiej. Akurat w tym dniu dobrze mi szło. Udało się dorzucić trochę punktów.
- Wiadomo, że od reprezentantki wymaga się więcej. Tym bardziej od reprezentantki, która gra w drużynie uznanej za głównego faworyta do mistrzowskiego tytułu. Jak wytrzymuje pani tę presję?
- Etykietka faworyta oczywiście utrudnia zadanie. Jednak nie mamy innego wyjścia. Musimy temu wszystkiemu sprostać. Wydaję mi się, że jesteśmy dobrze przygotowane do sezonu. Wprawdzie ostatni miesiąc wraz z Marią Liktoras spędziłyśmy na kadrze, a nie w klubie, ale nie ma problemów ze zrozumiem. Wcześniej miałyśmy z całą drużyną trzy długie obozy. To powinno zaprocentować w lidze.
- W Gdańsku, gdy w dwóch pierwszych setach na drugą przerwę techniczną schodziłyście z 8-, 9-punktową przewagą, wydawało się, że nie tylko wygracie bez straty seta, ale wygracie bardzo wysoko. Trener Tobolski powiedział wprost, że zlekceważyłyście rywalki.
- Może rzeczywiście stałyśmy się zbyt pewne siebie, ale sprawił to wynik. Trudno utrzymać pełną koncentrację, gdy się wysoko przegrywa. Rywalki zaczęły walczyć, gdy nie miały nic już do stracenia. Wykazały się dużą determinacją. Zaczęły trafiać zagrywką, a ponadto otrzymały wspaniałe wsparcie od publiczności. Był głośny doping, bębny...
- Może właśnie dla tej publiczności warto było zostać w Gdańsku?
- Rzeczywiście przed blisko rokiem byłam w Gdańsku, rozmawiałam o zmianie barw klubowych. Potem jednak przyszła ponowna propozycja z Kalisza. I wróciłam.
- W Gdańsku można usłyszeć głosy, że wykorzystała pani Gedanię, aby ponownie zaistnieć na rynku transferowym, a nawet podbić własną cenę.
- To nie tak. Na pewno pieniądze nie były najważniejsze. Tak naprawdę, to chciałam przenieść się do Skry. Trenowałam nawet w Warszawie, ale tamtejsi działacze nie potrafili osiągnąć porozumienia z Winiarami. Potem przyszła propozycja z Gedanii. Ostatecznie postawiłam na Kalisz, bo tam już wszystkich znałam, a w Gdańsku byłabym obca.

Kluby sportowe

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane