Kazimierz Wierzbicki, założyciel i właściciel koszykarskiego klubu Trefl Sopot, od wczoraj jest prezesem zarządu Sportowej Spółki Akcyjnej Trefl. Zastąpił na tym stanowisku Tadeusza Szelągowskiego.
- Składać gratulacje?
- Jeśli zostaje się prezesem własnej spółki, to nie jest to powód do przyjmowania gratulacji.
- Co takiego niezwykłego się wydarzyło, że postanowiono odwołać Tadeusza Szelągowskiego i powołać pana na stanowisko prezesa?
- Nic specjalnego się nie wydarzyło. Taka po prostu była moja decyzja, a rada nadzorcza ją zaakceptowała.
- Coś jednak musiano zarzucić Szelągowskiemu, skoro zdecydowaliście się na tak drastyczny krok.
- Jeśli właściciel zostaje prezesem spółki, to nie musi to oznaczać rewolucji. Zmiana na tym stanowisku nie oznacza też zmiany wartości, systemu działania klubu. Tadeuszowi Szelągowskiemu nie postawiono żadnych zarzutów, nie knuto intryg, jakich prasa lubi się doszukiwać. Nie chodzi o to, że nie zdobyliśmy tytułu mistrzowskiego w ubiegłym sezonie, chociaż mówiło się, że przy takim budżecie ten tytuł powinien być. Ja też tak uważam, ale to już przeszłość. Zapewniam, że z Tadeuszem nadal żyjemy w zgodzie, nie ma żadnych wzajemnych pretensji.
- Zaskoczyliście Szelągowskiego tą decyzją, czy też przygotowywaliście go do tego, co nastąpi?
- Oczywiście informowałem go o tej sytuacji, wiedział o tym od kilku dni. Między nami zawsze był taki układ, że byłem bardzo blisko klubu. Od 2,5 roku byłem jednak mniej związany z jego codziennymi sprawami, ze względu na problemy osobisto-zawodowe. Teraz jednak chciałbym wrócić do koszykówki. Chcę przeć do przodu. Musimy wykorzystać szanse, jakie dają nam władze Sopotu i firma Prokom. Możliwości, jakie zapewnia nam firma
Ryszarda Krauzego i jego osobista przychylność są marzeniem wielu klubów. Bardzo zabolał mnie tytuł artykułu w "Dzienniku Bałtyckim" mówiący o intrygach. Tu nigdy nie było żadnych intryg. Zawsze gramy w otwarte karty.
- Czym pańskie prezesowanie będzie różniło się od tego, co robił Szelągowski?
- W wielu sprawach się zgadzamy, jednak moja filozofia koszykówki jest trochę inna. Tadeusz jest znakomitym organizatorem, jednak zgubiliśmy ciągłość rozwoju koszykówki w regionie. Marzy mi się, aby za pięć lat w drużynie było trzech wychowanków. Chcemy też stawiać na polskich zawodników. Prokom chce w tym pomóc.
- Budżet jest niższy od tego z ubiegłego sezonu o 25 procent. Będzie pan rozmawiał z Ryszardem Krauze o przeznaczeniu dodatkowych środków?
- Budżet i skład drużyny Prokom Trefl na ten sezon został zamknięty. Prokom jednak nie żałuje pieniędzy na cele wyższe, to znaczy finansowanie młodzieży, promocję.
- Czy Szelągowski zostanie w klubie?
- To pozostaje sprawą otwartą, jednak chciałbym aby pozostał w koszykówce.
- Dyrektorzy Wojciech Pietkiewicz i Jacek Jakubowski muszą się obawiać jutra?
- Liczę na ich współpracę. Nie wyobrażam sobie pracy bez nich.
- Jaka będzie pana pierwsza decyzja?
- Będę starał się odtworzyć pracę z młodzieżą. Nie znaczy to, że będę ingerował w pracę trenera
Eugeniusza Kijewskiego. Sądzę, że będzie to harmonijna współpraca.